Aleteia logoAleteia logoAleteia
wtorek 23/04/2024 |
Uroczystość św. Wojciecha
Aleteia logo
Dobre historie
separateurCreated with Sketch.

10-letnie bliźniaczki nie wiedziały o swoim istnieniu. Jak wyglądało ich pierwsze spotkanie?

Dena Deyr - 06.04.17

Spotkanie Audrey Doering i Gracie Rainsberry było pełne radości i łez. Zastanawiam się tylko, czy tak intymne chwile powinny odbywać się na oczach milionów ludzi.

Nie jestem ponurakiem, przysięgam. Śmieję się często i głośno. Jestem też fanką pozytywnych i inspirujących filmików. Co najmniej raz dziennie dzielę się dobrą historią w mediach społecznościowych. Na dodatek pozwoliłam mojemu 12-letniemu synowi na założenie kanału na YouTubie, gdzie publikuje własne skecze i vlogi. (Ale ustalamy limity, co i kiedy może nagrywać). Widzę więc, że technologia ma wiele zalet. Jedną z nich jest sposób, w jaki możemy budować wspólnotę online z ludźmi, których inaczej byśmy nie spotkali. Możemy słuchać się nawzajem na nowe sposoby. Jeszcze.




Czytaj także:
Trzylatek pociesza umierającego braciszka. To bardzo wzruszające…

Wolałabym przeczytać niż oglądać

Audrey i Gracie urodziły się w Chinach i zostały adoptowane przez amerykańskich rodziców. Kilka miesięcy temu Jennifer (mama Audrey) postanowiła dowiedzieć się więcej o przeszłości swojej córki. Natrafiła na zdjęcie, na którym biologiczna mama trzyma… dwie Chinki. Dzięki Facebookowi odnalazła Gracie.

Spotkanie bliźniaczek, które rozdzielono po porodzie, odbyło się w programie „Good Morning America”. Filmik, który utrwalił tę chwilę, jest jednym z najbardziej emocjonujących nagrań, jakie tylko można zobaczyć. To przepiękna opowieść o utracie kontaktu z kochaną osobą, a następnie jej odnalezieniu. Bardzo poruszyła mnie niesamowita wiara i zaangażowanie rodziny, by połączyć bliźniaczki… Rodzice i córki spotkali się wcześniej z dziecięcym psychologiem, a dziewczynki rozmawiały ze sobą kilka razy online.

 Historia rozdzielenia i w końcu połączenia bliźniaczek bardzo mnie – i miliony Amerykanów – poruszyła. Jednakże, kiedy przeanalizowałam swoją spontaniczną reakcję, zdałam sobie z czegoś sprawę: wolałabym przeczytać o ich losach w artykule, zamiast oglądać je w programie na żywo.
Możecie nazwać mnie mrukiem, ale uważam, że niektóre rzeczy powinny być całkowicie prywatne. Dla jednego będą to zaręczyny, dla drugich przesłuchanie konkursowe.

Przyklaskuję rodzicom, którzy chcieli podzielić się tak emocjonującym i radosnym wydarzeniem z resztą świata. Być może kolejni dorośli zainspirują się, by poszukać rodzeństwa swoich adoptowanych dzieci? Na filmie widać wyraźnie, jak bardzo każda z rodzin kocha swoją dziewczynkę i chce jej pomóc dowiedzieć się, kim naprawdę jest… Ale czy taki moment nie powinien odbyć się prywatnie? Jako mama – i ktoś, kto zawodowo pracuje publicznie – zdałam sobie sprawę, że w ostatnich latach znacznie wzrosła liczba filmów pokazujących najbardziej intymne chwile. Ma to oczywiście wiele zalet, ale także wady.




Czytaj także:
Jeśli on mnie pocałuje, umrę… Historia kobiety uczulonej na własnego męża

Wszystko na sprzedaż

Dlaczego wydaje nam się, że powinniśmy dzielić się wszystkim z nieznajomymi? Możecie nazwać mnie mrukiem, ale uważam, że niektóre rzeczy powinno się zachowywać dla siebie. Dla jednych będą to zaręczyny, dla innych konkursowe przesłuchania. (Tak, wiem, prawdopodobnie jestem w mniejszości, ale kto naprawdę chce występować na oczach milionów ludzi? Odrzucenie przez jury jest wystarczająco trudne bez dzielenia się nim z całym światem).

Naszą skłonność do nadmiernego dzielenia się życiem wykorzystują i nakręcają popularne programy rozrywkowe, np. telewizyjne show oferujące duże nagrody pieniężne za śmieszne filmiki, które łatwo nagrać smartfonem. Obserwujemy więc online wiele zwyczajnych wydarzeń z życia, rozwijających się w rzeczywistym czasie, tuż przed naszymi oczami. I to staje się towarem.

Kiedy niezwykłe staje się zwykłe, a każdy domaga się rozgłosu, musimy od nowa przemyśleć naszą perspektywę.

Mnie także ten trend kazał się zatrzymać i pomyśleć, jak takie filmiki wpływają na nieletnich. Jak bliźniaczki będą czuły się za kilka lat, kiedy zgaśnie blask popularności, a ich historia nie będzie nikogo dziwić? Czy będą szczęśliwe, że przeżyły ten moment publicznie, czy może wolałyby, żeby odbył się w domowym zaciszu? Oczywiście, prawdopodobnie nigdy nie znajdę odpowiedzi na te pytania. Mam jednak nadzieję, że gdy w przyszłości przypomną sobie to zdarzenie, będą szczęśliwe, że stało się to w taki sposób.

Oglądanie tego wideo skłoniło mnie do refleksji o naszej cyfrowej epoce. Jestem uzależniona od smartfonu jak każdy, ale od tej chwili chcę zadawać sobie trudniejsze pytania. Nie tylko na temat tego czym pragnę się dzielić (bo to kreuje popyt na niektóre rodzaje treści), ale także o to, co wolałabym pozostawić prywatnie, dla mojej rodziny. Chcę przypominać sobie, że warto pozostawiać swoje technologiczne życie w zawieszeniu i naprawdę przeżywać niektóre momenty. Bez nagrywania i umieszczania na nich znacznika czasu. Chcę być prawdziwie obecna.




Czytaj także:
Jeśli nie wierzycie w życie po śmierci, przeczytajcie tę historię!

Tags:
adopcjarodzina
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail