separateurCreated with Sketch.

Diakonat stały. A ksiądz to na pewno od nas?

W naszych kościołach parafialnych widok księdza ze stułą przewieszoną na skos jest bardzo rzadki. Stąd biorą się wątpliwości, czy to na pewno "nasz" ksiądz, a przecież diakoni (bo o nich tu mowa) są obecni w każdej diecezji.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

W naszych kościołach parafialnych widok księdza ze stułą przewieszoną na skos jest bardzo rzadki. Stąd biorą się wątpliwości, czy to na pewno “nasz” ksiądz, a przecież diakoni (bo o nich tu mowa) są obecni w każdej diecezji.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

„A ksiądz to na pewno od nas? Bo u nas księża jakoś tak inaczej ten szalik noszą” – zdarzyło mi się usłyszeć w jednym z domów podczas tak zwanej „kolędy”. Zacząłem się gęsto tłumaczyć, że ten „szalik”, czyli stułę dlatego noszę „na skos” zwisającą z lewego ramienia, a nie „jak Pan Bóg przykazał” z szyi, bo jestem diakonem. Czyli księdzem katolickim, ale nie kapłanem.

To znaczy Mszy nie odprawię, nie wyspowiadam, nie namaszczę, ale kazanie już powiem, ochrzczę, pogrzeb odprowadzę. Pani patrzyła z początku nieufnie, ale ostatecznie zgodziła się zdefiniować mnie jako „takiego trochę księdza”. Ponieważ wizyta duszpasterska to nie jest najlepsze miejsce na wykłady z sakramentologii, a ja w perspektywie miałem jeszcze co najmniej kilkanaście „wejść”, przystałem na tę roboczą definicję i serdecznie pożegnawszy swoją rozmówczynię ruszyłem dalej w górę klatki schodowej. Towarzyszyło mi jednak dojmujące poczucie niewystarczalności powyższej definicji. Dlaczego? I kim właściwie jest diakon?

Choć technicznie tak to może wyglądać, diakon nie jest „trochę księdzem”. Diakonat nie jest tylko etapem przejściowym, „wersją demo”, częściowym udziałem w kapłaństwie. Jest pierwszym stopniem sakramentu święceń. Tu uwaga, niespodzianka! Nie istnieje coś takiego, jak „sakrament kapłaństwa”, choć potocznie często tak mówimy.

W Kościele istnieje kapłaństwo. Jest to kapłaństwo Chrystusa, w którym wszyscy mamy mają udział. Przez chrzest wszyscy zostajemy włączeni w Jezusowe ofiarowanie się Ojcu dla naszego zbawienia. „Przez Niego, z Nim i w Nim” możemy i mamy uczynić swoje życie ofiarą dla Boga, oddając siebie samych i siebie całych Bogu, służąc braciom.

Oprócz tego kapłaństwa powszechnego istnieje jednak także kapłaństwo hierarchiczne, czyli służebne. To znaczy, że niektórzy z nas podejmują wobec reszty wspólnoty szczególny rodzaj posługi, stając się księżmi. A stają się nimi właśnie przez sakrament święceń. Konkretny człowiek zostaje poświęcony, aby poświęcał się służeniu pozostałym przez sprawowanie liturgii, udzielanie sakramentów, głoszenie Słowa Bożego, pomoc duchową i materialną. Sakrament święceń – jako jedyny z sakramentów – udzielany jest stopniowo. Stopnie są trzy – diakon, prezbiter, biskup.

Jakie jest zatem zadanie diakona, charyzmat? Utożsamia się z Chrystusem, który „nie przyszedł, aby mu służono, lecz aby służyć”. Jeśli uważnie przeczytamy opis Ostatniej Wieczerzy, podczas której Jezus ustanowił sakrament święceń, to odkryjemy, że najpierw ukazał się tam jako Sługa, umywając nogi swoim uczniom.

Zadaniem diakona jest więc pomoc biskupowi i prezbiterom przy sprawowaniu Eucharystii, jej udzielanie, błogosławienie małżeństw, głoszenie Ewangelii i homilii i oddanie się działalności charytatywnej Kościoła (patrz KKK 1570). Posługiwanie, pomoc, bycie sługą to zadania diakona.

Nie da się zostać prezbiterem, nie będąc wcześniej diakonem. Nie wszyscy diakoni zostają jednak prezbiterami, jak nie wszyscy prezbiterzy zostają biskupami. Niektórzy z własnego wyboru pozostają diakonami na całe życie – w ten sposób rozpoznając swoje powołanie we wspólnocie Ludu Bożego. Mówimy wtedy o tak zwanym diakonacie stałym. Co ciekawe, diakonem stałym może zostać także mężczyzna żonaty.

Jakie warunki musi spełnić kandydat na diakona? Oprócz bycia ochrzczonym i bierzmowanym, powinien mieć przede wszystkim „nieskażoną wiarę” – czyli wierzyć w to, czego naucza Kościół i tak jak naucza. Musi kierować się właściwą intencją, czyli chcieć zostać diakonem, aby naprawdę służyć, a nie po to, by się wyróżnić, zabłysnąć, „dorobić”, czy z nudów. Ma „cieszyć się dobrą opinią, mieć nienaganne obyczaje, wypróbowane cnoty, jak również inne przymioty fizyczne i psychiczne, odpowiadające przyjmowanemu święceniu” (KPK 1029).

Brzmi to zawile i górnolotnie, ale chodzi o to, by był to człowiek dojrzały i dobrze ukształtowany w swoim człowieczeństwie. Kandydat odbywa także studia teologiczne, by zdobyć potrzebną wiedzę, nie opowiadać głupot i nie głosić własnych pomysłów. Nieżonaty musi mieć ukończone przynajmniej dwadzieścia pięć lat życia, żonaty trzydzieści pięć i zgodę żony. Dlaczego? A no dlatego, że przyjęcie święceń, czyli podjęcie konkretnej posługi we wspólnocie nie może przeszkadzać mu w wypełnianiu zadań męża i ojca wynikających z wcześniej przyjętego sakramentu małżeństwa.

Żonaty diakon stały ma być w pierwszym rzędzie sługą własnej rodziny. Jeśli jego posługa w kościele, przy ołtarzu, czy ambonie miałaby stanąć w sprzeczności z posługą wobec własnej żony i dzieci, to szkoda roboty. Nic dobrego z tego nie będzie. To wiąże się także z podstawowym warunkiem wobec kandydatów do jakichkolwiek święceń. Jaki to warunek? Kandydat do święceń musi być rzeczywiście potrzebny dla posługi Kościoła (KPK 1051, §2). Nie czyjeś widzimisię, nie „chciałbym”, nie „mam ochotę” decyduje o tym, czy człowiek otrzyma sakrament święceń. Ale to, czy jest zdolny i gotowy, by odpowiedzieć na wołanie samego Pana – „Kogo mam posłać? Kto by nam poszedł?” (Iz 6,8).