3. Chrzestny musi być 100-proc. katolikiem
Spieszę z wyjaśnieniami. Nie chcę powiedzieć, że pobożność chrzestnych nie ma znaczenia. Jasne, że ma, i to ogromne. Ale nie chodzi o poszukiwanie superbohatera, który nigdy nie zwątpił, nigdy nie miał wątpliwości, a jego życie duchowe płynie harmonijnie odmierzane regularnym przystępowaniem do sakramentów.
Oczywiście to świetnie, jeśli uda Wam się takiego kogoś znaleźć, ale… w życiu nie ma ideałów. A „katolickości” kandydatów na chrzestnych nie da się odmierzyć ilością odmówionych na kolanach zdrowasiek. Ważne, żeby dziecko nauczyło się, że można nie znać pytania na wszystkie odpowiedzi, ale o wszystko można zapytać (także Pana Boga). Że jest kochane (przez nas, a tym bardziej przez Niego), nie za coś, ale pomimo.
„Praktykujący katolik to dla mnie nie służbista, który pochwali się świetną frekwencją na mszach i ilością odklepanych różańców. Praktykujący katolik to ktoś, dla kogo Bóg stale jest pytaniem, a nie odpowiedzią, to ktoś, kto się z Bogiem spiera, tęskni za Nim i z tej tęsknoty szuka, podejmuje wysiłek, a czasem w szczerości serca mówi po prostu: ratuj!” – powiedziała mi przyjaciółka, prosząc, bym została mamą chrzestną jej dziecka.
Takich właśnie chrzestnych chciałabym dla mojego synka.