Ktoś, kto jest przekonany o swojej sprawiedliwości, nie będzie cieszyć się z tego, że został usprawiedliwiony.
Żeby usłyszeć Dobrą Nowinę, muszę najpierw zrobić coś, na co niekoniecznie mam ochotę – uznać, że jestem grzesznikiem.
Mój wewnętrzny faryzeusz strasznie się przed tym broni. Tak, łapię się na tym, że czuję się lepszy od innych. Może nie powiem tego na głos, ale tak, jak faryzeusz z dzisiejszej Ewangelii, po cichu, w swoim sercu myślę sobie, że dobrze, że nie jestem jak ten, czy tamten.
Nawet jeśli już uznam, że jestem grzesznikiem, to przecież są więksi ode mnie, nawet ich znam osobiście. Dużo łatwiej jest mi wymienić grzechy moich znajomych, sąsiadów, rodziny, polityków, księży, niż ponazywać swoje.
Swoimi w ogóle nie lubię się zajmować, w przeciwieństwie do cudzych. No bo jakie ja tam mam grzechy?
W konfesjonale wcale nie tak rzadko słychać: „ja to w sumie grzechów nie mam”, albo „denerwowałam się, ale to przez mojego męża, bo on to…”.
Grzechy mają wszyscy dokoła, oprócz mnie. A jeśli ja też mam, to przez innych. Gdyby nie mąż, żona, dzieci, rodzice, proboszcz, politycy w telewizorze, sąsiad, to na pewno bym nie grzeszył. W sumie to nie jest mój problem.
To wszystko jest głosem mojego wewnętrznego faryzeusza. Jednak to nie faryzeusz doświadcza radości z Ewangelii. Dobra Nowina jest taka, że „Bóg okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” (Rz 5,8).
Jezus jest Dobrą Nowiną dla grzeszników, bo tylko oni mogą naprawdę cieszyć się z tego, że On wziął na siebie ich grzechy, On przyjął karę za ich grzechy i usprawiedliwił ich całkowicie za darmo. To grzesznik może poczuć na sobie całą moc Bożej miłości.
Ktoś, kto jest przekonany o swojej sprawiedliwości, nie będzie cieszyć się z tego, że został usprawiedliwiony. Wokół Jezusa od początku gromadzili się grzesznicy, to oni przyjmowali Go entuzjastycznie, to oni reagowali najmocniej na Jego słowa i na to, co robił, to oni przyjęli Go jako Zbawiciela.
Być może dzisiaj wielu chrześcijan nie odczuwa radości słuchając Ewangelii, przychodząc na Eucharystię, idąc do spowiedzi, właśnie dlatego, że nie przychodzimy tam jako prawdziwi grzesznicy, jak Dawid wyznający w Psalmie 51: „Grzech mój jest zawsze przede mną”.
Właśnie dlatego Jezus mówi o tym, że Duch Święty, „gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu”. Nie po to, żeby uczynić nas smutnymi, wręcz przeciwnie, żeby otworzyć nas na radość chrześcijaństwa, żebyśmy mogli wychodzić z naszych świątyń z radością grzesznika z dzisiejszej Ewangelii.