Czasem myślę, że chce mnie naciągnąć. A on ostatnio chciał dezodorant. „I co, głupio ci?” - zapytałem samego siebie.
Jest taki człowiek, bezdomny, który od kilku lat przychodzi do mnie. Jeszcze w Puławach przychodził, kiedy przeniosłem się do Lublina, tu także mnie znalazł i co jakiś czas przychodzi. Wielokrotnie myślałem, że mnie naciąga. Kiedy mam taką myśl, to wcale nie mam ochoty się z nim spotykać i myślę sobie: znowu przyszedł mnie naciągać.
Ostatnio też był. Dzwoni domofon. Podnoszę, słyszę, że to mój stary znajomy bezdomny. Mówię mu: „O, dawno pana nie było. Już schodzę”. Myślę sobie: znowu mnie będzie naciągał. Schodzę, gadamy. Opowieść podobna do tych, które słyszałem już wiele razy. Ale zakończenie zaskakujące. „A ma ksiądz jakiś dezodorant? Może być nawet końcówka”. Zaraz wracam. Idę do siebie po ten dezodorant i myślę: „Kachnowicz, ty głupku, już myślałeś, że znowu będzie chciał kasę, a on chce dezodorant. I co głupio ci? A nawet gdyby chciał kasę i cię oszukał, to przecież nie chodzi o to, czy on mówi prawdę, ale o to, czy ty jesteś w stanie wyciągnąć trochę ze swojej szuflady. To o twoją chciwość chodzi, o twoją relację do kasy. Bóg ci daje kasę ot tak, a ty dasz ot tak czy nie?”.
Dałem mu ten dezodorant i kasę. Wcale nie przestałem myśleć, że mnie może naciągać, ale wiem, że Bóg co jakiś czas podsyła go specjalnie, żeby mi pokazać prawdę o moim sercu. I wcale dobrze nie wypadam, bo widzę że nie mam miłości do tego człowieka. Ten żebrak jest mi bardzo potrzebny.


Czytaj także:
Spotkany bezdomny nauczył mnie prawdziwie się modlić

Czytaj także:
Co bezdomny, z którym zjadłem obiad, napisał mi w notesie?