Lekarze, prawnicy, wysoko wykwalifikowani specjaliści. Oni wszyscy doświadczyli, że życie uchodźcy pozbawione jest poczucia celu.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
W październiku dołączyłem do grupy dziennikarzy i blogerów odwiedzających Jordanię. W Ammanie spotkaliśmy chrześcijańskich uchodźców z Iraku. Byli wśród nich lekarze, prawnicy, wysoko wykwalifikowani specjaliści, którzy doświadczyli, że życie uchodźcy pozbawione jest poczucia celu. Przebywanie wśród rodziny, z dala od śmiertelnego niebezpieczeństwa ze strony tzw. Państwa Islamskiego, jest błogosławieństwem. Jednak ten czas może okazać się ciężką próbą. Kiedy nie ma możliwości pracy w zawodzie, człowiek traci z pola widzenia sens życia i porzuca nadzieję.
Dzieci uchodźców emanowały radością. Dzieciakom w ogóle niewiele trzeba, ale te z Iraku śmiały się, bawiły, dowcipkowały i wykorzystywały każdą szansę do powiedzenia czegoś po angielsku (języka nauczyły się w ramach programu sponsorowanego przez CNEWA). Doskonałą angielszczyzną dzieci z dumą prowadziły modlitwę Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, i Chwała Ojcu. Kilkoro z nich pokazało nam swoje prace – wszystkie tchnęły optymizmem i nadzieją. A 10-letnia Nicole opowiadała o lekcjach gry na gitarze. Instrument napawał ją dumą. Oznajmiła, że kiedyś chce zagrać w kościele „dla Pana Jezusa”.
W rozmowie z nastolatkami odkryłem oznaki traumy. Młody mężczyzna, około dwudziestu lat, siedział z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Patrzył wzrokiem, którym spoglądają weterani wojska, którzy „widzieli już wiele”. Cały czas podkreślał, jak mało iracki rząd może zrobić, aby ochronić swoich obywateli – chrześcijan przez brutalnością i przemocą.
Jeden po drugim, ludzie zaczęli wstawać. Do mikrofonu utworzyły się kolejki. Wszyscy pragnęli opowiedzieć swoją historię, a każda kolejna była bardziej przerażająca niż poprzednia.
Najczęstszym problemem, z którym zmagają się uchodźcy, jest bezczynność. Jordania przyjęła półtora miliona uchodźców z Syrii i pół miliona z Iraku. To ogromne wyzwanie dla kraju z zaledwie 8 milionami mieszkańców. Część z nich została przyjęta wiele lat temu, nie mając pojęcia, gdzie osiądą na stałe. Wysoka Komisja Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców (UNHCR) przeprowadza dwa wywiady z każdą rodziną, zadając praktyczne pytania dotyczące chorób, potrzeb i kwalifikacji. Po zakończeniu drugiej rozmowy ludzie nie są informowani o niczym, aż do momentu przyznania im miejsca zamieszkania. Do tego czasu nie mogą też podejmować pracy. Pozostaje im jedynie czekać.
Nahla jest fryzjerką. Nie mogła dostać pracy w Iraku, bo za każdym razem, kiedy zgłaszała się do jakiegoś zakładu, właściciele dowiadywali się, że jest chrześcijanką i odmawiali jej zatrudnienia. W Jordanii dziewczyna może wykonywać zawód w obrębie społeczności uchodźców irackich, ale nie może podjąć pracy w jordańskim zakładzie fryzjerskim. Trudno iść przez życie z traumą ucieczki z domu, tym bardziej jeśli nie można podjąć pracy, zarabiać i mieć poczucia, że można się samodzielnie utrzymać.
Najbardziej wzruszającą historię opowiedział starszy pan o imieniu Ahmed. Z obawy, że jego trzy córki mogą stać się celem ulicznego napadu, w 2014 roku przybył do Jordanii. Dziewczęta były dość młode, uznano więc, że pozostaną na jego utrzymaniu. Ale jego najstarsza córka właśnie skończyła 21 lat i nie jest już uważana za członka rodziny, któremu należy przyznać miejsce pobytu. Z dnia na dzień dziewczyna musiała się usamodzielnić i rozpocząć niezależną od bliskich procedurę imigracyjną. Jeśli reszta rodziny zostanie nagle przesiedlona do innego kraju, kobieta będzie musiała zostać w Jordanii do momentu rozstrzygnięcia swojej sprawy. Nie ma też gwarancji, że zostanie przesiedlona tam, gdzie krewni.
Słuchaliśmy takich historii przez cztery godziny. Gdy przygotowywaliśmy się do wyjścia, starsza kobieta, która siedziała w głębi sali i przez cały czas nie odezwała się ani słowem, wstała i ruszyła w naszym kierunku. Nie mówiła po angielsku, ale jedna z zakonnic przetłumaczyła jej słowa. Chciała wiedzieć, czy istnieje jakakolwiek nadzieja, że to, co napiszemy, okaże się im pomocne.
Musiałem się powstrzymać, aby nie płakać. Tak, przekażemy wasze historie jak obiecaliśmy. Ale co będzie miarą naszego sukcesu? Czy same artykuły w czymś pomogą?
Zbliżają się Święta. Całymi rodzinami zasiądziemy przy stołach. Część naszych rozmów zamieni się w narzekanie – na kłopoty w pracy, marne wakacje, nie taki wynik wyborów. Może choć niektórym udałoby się zmienić temat tych rozmów i opowiedzieć historie irackich chrześcijan, którzy nie mogą podjąć pracy, nie planują żadnych wakacji i nie oddadzą głosu w wolnych wyborach. Dla nich wielkim sukcesem jest sam fakt, że ktoś wysłucha ich opowieści i zareaguje na nie, a także będzie o nich pamiętał w modlitwie.
Jeśli chcesz przekazać ofiarę na bibliotekę, w której pomoc znajdują chrześcijańscy uchodźcy z Iraku, możesz to zrobić za pośrednictwem CNEWA. Nie zapomnijcie o dopisku „na Bibliotekę Papieskich Dzieł Misyjnych w Ammanie, Jordania”.
Tekst opublikowany w angielskiej edycji portalu Aleteia
Tłumaczenie: Aleteia