Posiłek bezdomnych? Stygnąca zupka chińska doprawiona kostką rosołową. Krakowscy dziennikarze i ludzie ze wspólnoty Sant’Egidio Kraków postanowili to zmienić.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Najpierw zupa powstawała w… redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Błażej Strzelczyk z Piotrkiem Żyłką kupili wielki gar-termos, miseczki, łyżki, produkty. Kulinarnie nad wszystkim czuwał Michał Kuźmiński, wicenaczelny pisma. Tak się zaczęło gotowanie dla bezdomnych, w którym ogromny udział ma krakowska wspólnota Sant’Egidio.
Zupa bezdomnych
Początkowo zupa była raz w tygodniu. Teraz jest już dwa razy – w środę i w niedzielę. Ten dzień jest szczególnie ważny, bo w niedziele wszystkie jadłodajnie dla bezdomnych są pozamykane. Ale to niejedyny powód. Pretekstów do robienia zupy jest dużo.
Błażej opowiada mi o jednym ze swoich spotkań z bezdomnymi: „Poszliśmy razem coś jeść. Ale wiesz, coś ichniego. Rysiek wyciągnął z plecaka kilka słoików i wysłał Andrzeja do jednej kawiarni na rynku. I ten Andrzej wrócił z zupką chińską zalaną wrzątkiem w tych słoikach. Rozdał każdemu. Później przyszedł jeszcze jeden z tej ekipy. Wyciągnął z torby kostki rosołowe. Takie, wiesz, z chemią, i wrzucił do każdego słoika. Wyciągnął też trzy kabanosy. Połamał na mniejsze kawałki i dorzucił. Zupa bezdomnych? Stygnąca zupka chińska z kawałkami kabanosa w środku, doprawiona kostką rosołową” – podsumowuje, nie kryjąc wzburzenia.
Dlatego, żeby przełamać regułę, że posiłek bezdomnego to jedno wielkie NIC, ostatnio zrobili… gruzińskie charczo. Pożywną zupę-sos. Gęsta, w środku dwa kilo wołowego udźca, szponder, a nawet orzechy. W restauracji można by za porcję zawołać najmniej 12 zł.
Prawdziwy głód
Cała akcja nie szłaby tak sprawnie, gdyby nie wspólnota Sant’Egidio Kraków. To należące do niej osoby chodzą po mieście i zapraszają bezdomnych na zupę. Są mistrzami – tak umiejętnie rozmawiają z bezdomnymi, że nie ma nieufności. Od dwóch tygodni zupa środowa jest na głowie Teresy Poniewierskiej. Teraz zupa nie powstaje już w redakcji „Tygodnika Powszechnego”, ale w Żywej Pracowni. Duża przestrzeń fajnych ludzi, którzy pomagają w gotowaniu.
https://www.instagram.com/p/BOK61uDB8lD/?taken-by=blazejstrzelczyk
„Zafiksowałem się na głodzie, na jedzeniu, potrzebie zaspokojenia tego podstawowego pragnienia. I mnie się zdaje, że nic nie da się zrobić, jak ktoś jest głodny. A głód wkurza. [Tak naprawdę Błażej użył tu mocniejszego słowa, ale oszczędzimy go Czytelnikom.] Jak ktoś jest głodny, to jest zły. A jeszcze nierzadko się zdarza, że taki głodny prosi o jedzenie i w odpowiedzi słyszy, żeby się za robotę wziął. Nie trafiłby cię szlag?!” – pyta mnie Błażej, kiedy rozmawiamy o zupie dla bezdomnych.
Jasne, że by trafił. Ale ja pewnie nigdy nie poznałam smaku głodu. Takiego prawdziwego głodu, który przewierca mózg na wszystkie strony, sprawiając, że nie jesteś w stanie myśleć o niczym innym. Podobnie ma Błażej. „Ja sobie myślę, że mam 28 lat i nigdy, ale to nigdy, serio, nie byłem głodny. No bo jeśli to uczucie, w którym mi się chce jeść, nazwiemy głodem, to jak nazwać uczucie kogoś, kto nie jadł ciepłego posiłku od pięciu dni i nie może zadzwonić o każdej porze nocy i dnia, by wezwać pizzę, którą mu dostarczą do domu?!” – znowu się irytuje.
Bieda-przestrzeń
Spotkanie z bezdomnym nie może polegać tylko na pochyleniu się nad jego losem, melancholijnym wzdychaniu, jak to źle się żyje na dnie. „Spotkanie z bezdomnym rodzi złość, gniew i zapał do działania” – przekonuje Błażej. Ale przecież jest tyle organizacji, tyle fundacji i jadłodajni, które wydają co dzień setki posiłków dla bezdomnych. Naprawdę jest tak źle, że potrzeba takich oddolnych inicjatyw?
Zupa, która powstaje w Żywej Pracowni, wydawana jest bezdomnym wieczorami, tak po godz. 18. Wtedy niemal wszystkie miejskie jadłodajnie powoli się zamykają. „Nie ma co jeść, gdy zbliża się noc. A uważam, że trzeba zjeść coś ciepłego przed snem. Zwłaszcza jak się śpi w krzakach, na tekturze, skulonym we trójkę, żeby było cieplej. Spotykaliśmy się wieczorami i oni mówią, że coś by zjedli. No to robimy zupę” – wyjaśnia Błażej.
https://www.instagram.com/p/BN4dO1HhaWC/?taken-by=blazejstrzelczyk
Dziennikarz ma ambitny plan. Chciałby przygotowywać tę zupę codziennie. „Bo nie chodzi o to, że to jest fajne, że sobie gotujemy. Głodnym można być co dzień. Jeść trzeba co dzień. Na pewno na przełomie od listopada do kwietnia, w zimę, powinniśmy wychodzić codziennie. Później, gdy jest cieplej, łatwiej znaleźć coś do jedzenia” – mówi.
W miejscu, gdzie rozdawana jest zupa, tworzy się bieda-przestrzeń. Błażej mówi, że prócz zupy rozdawane są także ubrania. Za każdym razem siedzą tak z bezdomnymi ze dwie godziny. Gadają. Zawiązują przyjaźnie. Udało się kogoś namówić na schronisko. Nie ma nieufności. „Oni mówią, że dobrze, że do nich wpadamy, bo przynajmniej my przychodzimy sprawdzić, czy oni jeszcze żyją” – kończy Błażej.