separateurCreated with Sketch.

Doktor Liza. W katastrofie samolotu nad Morzem Czarnym zginęła „rosyjska Matka Teresa”

Łukasz Kobeszko - 29.12.16

W kraju zniszczonym przez totalitaryzm przywracała wiarę, że drugi człowiek – nawet najbardziej wykluczony i odrzucony – ma w sobie nadprzyrodzoną godność.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

 Nazywano ją „rosyjską Matką Teresą”, „aniołem miłosierdzia” lub po prostu – „doktor Lizą”. W kraju zniszczonym przez totalitaryzm przywracała wiarę, że drugi człowiek – nawet najbardziej wykluczony i odrzucony – ma w sobie nadprzyrodzoną godność.

„Tragiczna śmierć doktor Lizy to klęska dla całego świata stojącego po stronie dobra” – napisała jedna z największych gazet w Rosji po katastrofie samolotu tu-154 nad Morzem Czarnym. Na jego pokładzie, obok członków Chóru Aleksandrowa, znajdowała się również najbardziej znana rosyjska lekarka i działaczka humanitarna, dr Jelizawieta Glinka.

Jej postać była wręcz modelowym przykładem, jak w skomplikowanych warunkach pomagać drugiemu człowiekowi, niezależnie od tego, skąd przychodzi, ile ma lat, w co wierzy i jak wielkie tragedie życiowe go spotkały. Dr Glinkę szanowali wszyscy: władze, opozycja, Cerkiew i przedstawiciele innych wyznań.

Przypomniała o zapomnianych

Gdy w 1986 roku świeżo upieczona pediatra-anestezjolog i specjalistka od reanimacji opuściła mury moskiewskiego Uniwersytetu Medycznego im. Pirogowa, stan służby zdrowia w ZSRR, pozostawiał wiele do życzenia. Spore zapóźnienia w stosunku do medycyny uprawianej w świecie zachodnim przejawiały się nie tylko w sferze techniki lub standardów wyposażenia placówek, ale może przede wszystkim – w samym podejściu do pacjenta.

Szczególnie dotyczyło to nieuleczalnie chorych oraz cierpiących dzieci. Urzędowe i biurokratyczne podejście w czasach komunistycznych praktycznie pozbawiło pacjentów podmiotowości, nie wspominając już o takich luksusach jak posługa duszpasterska lub pomoc psychologiczna. W wielu szpitalach chorym nie zapewniano nawet możliwości regularnych odwiedzin ze strony rodzin.

Kiedy rozpoczął się proces rozpadu ZSRR, nastąpiło gwałtowne obniżenie stopy życiowej. Zaowocowało ono ogromną liczbą samotnych, bezdomnych i porzuconych dzieci. Zamieszkiwały dworce kolejowe, stacje metra lub opuszczone i zrujnowane budynki. Pracując w moskiewskim pogotowiu ratunkowym, „doktor Liza” była jednym z pierwszych lekarzy w całej, ogromnej aglomeracji, która zajęła się bezdomnymi dziećmi i zwróciła uwagę na ich problem władzom. Podczas każdego dyżuru zbierała je z ulicy, karmiła i dostarczała ciepłą odzież oraz w miarę bardzo ograniczonych możliwości – starała się zapewnić dalszą opiekę poprzez współpracę z domami dziecka i świeżo powstającymi ośrodkami adopcyjnymi.

Przebywając na stażu w USA na początku lat dziewięćdziesiątych, doktor Glinka zetknęła się z ruchem hospicyjnym. Po powrocie postanowiła przenieść jego doświadczenia na rodzimy grunt. Jak sama przyznawała, początki tworzenia hospicjów w Rosji były bardzo trudne. Nie tylko ze względów finansowych lub logistycznych, ale przede wszystkim – mentalnych.

Lekarze nie widzieli potrzeby szczególnej opieki nad pacjentami w terminalnym stanie choroby lub umierającymi osobami w podeszłym wieku. Najczęściej zostawiano ich samemu sobie czy też bezradnych rodzinom. Wypisywano ze szpitala, często nie oferując nawet leków przeciwbólowych lub refundowanych środków opatrunkowych. Zmieniła ten stan dopiero młoda lekarz, przekonując medyków, że każdy pacjent ma prawo do odchodzenia z tego świata z godnością, otoczony bliskimi i życzliwym personelem medycznym.

Pierwsze w historii Rosji hospicjum otwarte zostało przez „doktor Lizę” w 1994 roku, po kilku zaś latach moskiewska anestezjolog zainspirowała tworzenie podobnych placówek na Ukrainie. Propagując ruch hospicyjny, „Liza” była zdecydowaną przeciwniczką eutanazji.

Sprawiedliwa i szczera pomoc

Widząc stały deficyt działań humanitarnych ze strony państwa, w 2007 roku dr Glinka utworzyła ogólnokrajową fundację „Sprawiedliwa pomoc”. Objęła ona swoimi działaniami nie tylko ciężko chorych i umierających, ale również dzieci będące ofiarami licznych konfliktów zbrojnych i aktów terrorystycznych, mających miejsce we współczesnej Rosji.

Pomagała ofiarom ataku na szkołę w Biesłanie w 2004 roku, wojen w Czeczenii i Gruzji, a ostatnio – walk na wschodzie Ukrainy i w Syrii. Fundacja zbierała również środki dla rodzin wielodzietnych, samotnych matek, ofiary klęsk żywiołowych oraz bezdomnych dotkniętych równocześnie chorobą alkoholową.

W licznych rozmowach, programach telewizyjnych i artykułach – była m. in. autorką poczytnego bloga internetowego – prezentowała postawę daleko posuniętej skromności. Nie lubiła odpowiadać na pytania, ilu osobom uratowała życie bądź zapewniła spokojne i godne odchodzenie. „Wolałabym, abyśmy rozmawiali o tysiącach tych, którym nie udało się pomóc, być może to uwrażliwi na ich los” – powtarzała dziennikarzom.

Jej wizja pomocy wykluczonym daleka była od przesłodzonych opisów i lukru. Często przypominała, że aby pomagać bezdomnym musi przezwyciężać swoją zwyczajną, ludzką niechęć przed cuchnącym zapachem ludzi ulicy, ich niezrozumiałą agresją lub zwykłą niewdzięcznością. Na te wszystkie wątpliwości miała jedną odpowiedź: „Nie ma tu co filozofować! Chrystus i Ewangelia mówią jasno: traktujcie drugiego człowieka tak, jak sami byście chcieli być traktowani”.

Pod patronatem świętych Łukaszów

Wiara chrześcijańska była swoistym silnikiem napędzającym działania „doktor Lizy”. Wielokrotnie przypominała, że dopiero w świetle bezinteresownej ofiary Jezusa na krzyżu i życia tysięcy świętych można zrozumieć sens istniejącego w świecie cierpienia i fakt, że tak często dotyka ono najmniejszych i najsłabszych. Jednocześnie, wszyscy, którzy mieli okazję się z nią spotkać, podkreślali, że z jej twarzy prawie nigdy nie schodził delikatny, ale widoczny uśmiech.

Za swoich głównych patronów uważała świętego Łukasza Ewangelistę, który według tradycji był z zawodu lekarzem oraz popularnego w Rosji arcybiskupa krymsko-symferopolskiego Łukasza, który w ciężkich czasach stalinowskich łączył posługę duchownego z zawodem lekarza-chirurga wojskowego i kierownika szpitala. Ikony obydwu świętych miała stale w swoim gabinecie.

„Jestem świeckim lekarzem, a nie mniszką, stąd nie mogę żyć tylko modlitwą. Ale gdybym w ogóle się nie modliła i w wielu monasterach mnisi i mniszki nie modlili się stale za mnie, zwyczajnie nie miałabym sił do swojej pracy” – mówiła otwarcie.