Do Jana przychodzili ludzie, aby otrzymać chrzest nawrócenia. Każdy, kto chciał go otrzymać schodził do koryta rzeki i uznawał się za grzesznika na oczach tłumów.
Jezus przyszedł nad Jordan, gdzie działał Jan Chrzciciel. To teren największej depresji na świecie – ok. 400 m pod poziomem morza. Do Jana przychodzili ludzie, aby otrzymać chrzest nawrócenia. Każdy, kto chciał go otrzymać schodził do koryta rzeki i uznawał się za grzesznika na oczach tłumów, które gromadziły się na brzegach Jordanu. To było prawdziwe wejście w depresję, zejście nisko.
Uznać siebie publicznie za grzesznika to nie jest przyjemne, to jest upokarzające. Jan w ten sposób przygotowywał ludzi na przyjście Jezusa. Tak naprawdę tylko ten, kto widzi swoją biedę czeka na Zbawiciela. Jezus mówi o tym, że „nie przyszedł powołać sprawiedliwych, ale grzeszników, bo nie potrzebują lekarza zdrowi, ale Ci którzy się źle mają”.
Jezus także wszedł w depresję nad Jordanem. Nie potrzebował chrztu nawrócenia, bo nie miał grzechu. Św. Paweł powie, że Bóg „dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu” (2 Kor 5,21). Emmanuelem – Bogiem z nami.
Bóg, który staje się człowiekiem, naprawdę, nie tak symbolicznie, nie z pozoru. Słowo, które stało się Ciałem i zamieszkało między nami. Naprawdę zamieszkał między nami. Tam nad Jordanem, nie stanął na brzegu jako obserwator. Tak robili faryzeusze – przyglądali się z brzegu, sami nie schodzili do tej rzeki ludzkiej słabości. Jezus zszedł i stanął w tej rzece, stanął pośród ludzi, pośród ich doświadczeń.
Dzięki Jezusowi w tej największej depresji świata, w miejscu upokorzenia się, rozległ się głos Ojca, który mówi: „Ty jesteś moim Synem umiłowanym”. Miłość, która schodzi do człowieka w jego najgorszym położeniu, tam, gdzie jest on najsłabszy. To jest właśnie Dobra Nowina. To wydarzenie znad Jordanu zaprasza mnie do odważnego stanięcia w prawdzie o sobie. Bez uciekania od swoich słabości. Stanąć w prawdzie, bo właśnie w tym miejscu chce stanąć Jezus, żeby przynieść tę samą Dobrą Nowinę znad Jordanu: jesteś umiłowany przez Boga.
Faktycznie, najbardziej czuję się kochany miłością darmową, bezinteresowną tam, gdzie doświadczam swoich słabości. On naprawdę przychodzi i daje mi poznać wtedy, że mnie kocha. Tak, on się mną nie brzydzi, nie staje na dystans z powodu moich słabości, ciągle jest blisko, ciągle jest Emmanuelem – Bogiem ze mną.