separateurCreated with Sketch.

„Nigdy nie zmęczę się błogosławieniem i wybaczaniem”. Nowa książka o podróżach Franciszka

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Na samym początku powiedziałem, że będę podróżować tylko pod warunkiem, jeśli pozwoli mi się na bezpośredni kontakt z ludźmi.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Był styczeń 2015 roku. Franciszek, mimo niepokojących prognoz pogodowych i wyraźnego sprzeciwu jego watykańskich współpracowników, wyruszył w swoją siódmą podróż apostolską za granicę, tym razem na Filipiny. W portowym mieście Tacloban na wyspie Leyte – w miejscu, gdzie w listopadzie 2013 roku tajfun Haiyan zmiótł niemal z powierzchni domy i tysiące ludzkich istnień – Franciszek odprawił mszę. Dziś papież sam wraca do tamtych chwil i mówi o cudzie, jakiego był wówczas świadkiem.

„Tamtego dnia tak straszne padał deszcz – wspomina w świeżo wydanej książce jednego z najlepszych watykanistów Andrei Torniellego. – (…) Padało, a ja miałem na liturgicznych szatach żółtą pelerynę. Mszę odprawiliśmy na małej scenie w podmuchach siekającego deszczem wiatru. Po Eucharystii jeden z ceremoniarzy zwierzył mi się, że był poruszony i mocno zbudowany widokiem ministrantów, którzy pomimo deszczu ani na chwilę nie stracili uśmiechu z twarzy. Uśmiechem promieniały też twarze młodych ludzi, ojców i matek. Prawdziwa radość, pomimo cierpień i bólu po utracie bliskich oraz całego dobytku”.

Z Filipin papież zachował też inny kadr. „Wciąż mam przed oczyma ojców, którzy podnosili do góry swoje dzieci bym je pobłogosławił. Zdawali się mówić: to jest mój skarb, moja przyszłość, moja miłość, dla niego warto pracować i warto ponieść wysiłek, poświęcić się. I było też tak wiele niepełnosprawnych dzieci, a ich rodzice ich nie ukrywali. Podawali mi swoje chore dzieci do błogosławieństwa, potwierdzając tym samym: to moje dziecko, jest takie, jakie jest, ale jest moim synem, córką. Gesty, które pochodziły z serca”.

„In viaggio”, czyli „W podróży” to kolejny znakomity tytuł Torniellego, który właśnie ukazuje się nad Tybrem. Jeden z rozdziałów książki to obszerna rozmowa z papieżem. Jej fragmenty publikuje za zgodą wydawnictwa Piemme portal Vatican Insider.

Watykanista zebrał dotychczasowe zagraniczne podróże apostolskie Franciszka. Jako ich naoczny świadek – Tornielli podróżuje na pokładzie tzw. volo papale – widzi znacznie więcej niż niejeden korespondent. Papież w rozmowie z nim jest szczery, opowiada jak przeżywał kolejne podróże, jak reaguje na wiwatujące tłumy i kiedy z trudem powstrzymywał łzy. Mówi o wydarzeniach i twarzach, które nosi w sercu, o tym jak „dziecko, któremu udało się przedostać przez tłum, wbiec po schodach i uścisnąć mnie” w Rio de Janeiro.

Jak osiołek

Jak się okazuje, obecny papież nie lubił podróżować. Każde rozstanie ze swoją diecezją Buenos Aires boleśnie przeżywał, bo dla każdego biskupa „diecezja jest jak małżonka”.

Wszystko zmieniło się po jego pierwszym wyjeździe z Rzymu, już jako następca św. Piotra, na Lampedusę. „Czułem, że muszę tam pojechać, bo bardzo poruszały mnie wieści o śmierci imigrantów, którzy utonęli w morzu. Dzieci, kobiety, młodzi mężczyźni – mówi Franciszek w publikowanym fragmencie książki. – Widziałem zdjęcia, relacje z akcji ratunkowych, docierały do mnie świadectwa o szczodrości i otwartości mieszkańców Lampedusy”.

Kolejna podróż to wpisane w papieski harmonogram, jeszcze za pontyfikatu Benedykta XVI, Światowe Dni Młodzieży w Rio de Janeiro. Od tego momentu Franciszek – jak mówi – „dał się nieść, prowadzić”.

Zapytany przez Torniellego, co czuje widząc entuzjazm tłumów wyczekujących, by zobaczyć papieża, Franciszek przytacza słowa jednego ze swoich poprzedników, który jeszcze jako kardynał Albino Luciani pewnego dnia zatrzymał się przed wiwatującymi na jego cześć klerykami i powiedział: „Czy wyobrażacie sobie, że osiołek, na którym siedział Jezus w momencie triumfalnego wjazdu do Jerozolimy, mógł pomyśleć, iż te okrzyki i wiwaty są dla niego?”.

Franciszek dodaje swój komentarz: „Papież musi mieć świadomość faktu, że niesie Jezusa, że jest świadkiem Jezusa, Jego bliskości i czułej miłości do wszystkich ludzi, a szczególnie do osób cierpiących. Dlatego też tych, którzy krzyczeli Niech żyje Papież! kilka razy poprosiłem by raczej wznosili okrzyki Niech żyje Jezus!

Będę podróżować pod warunkiem…

Franciszek odbył dotąd w 17 zagranicznych podróży, m.in. do Ameryki Południowej, Ziemi Świętej, na Sri Lankę i Filipiny, na Kubę i do USA, Armenii, Bośni i Hercegowiny. W miejsca zapalne, gdzie poraniona przeszłość wciąż odbija się bezlitosnym echem. Wszędzie witały go gęste tłumy. Porównywano je za każdym razem pod tym względem do wizyty Jana Pawła II w Meksyku w 1979 roku. Papież nie tylko niósł Ewangelię, ale nie wahał się, tam gdzie trzeba, grzmieć o przemycie broni, handlu narkotykami, korupcji. Przekraczał też próg więzień, gdzie za serce chwytały jego słowa: „Kim jestem, żeby was oceniać?!”.

Ale wszyscy zamarli, kiedy w czasie ŚDM w Rio, Franciszek jadąc wzdłuż plaży Copacabana w otwartym papamobile, co chwila zatrzymywał się, schodził i przytulał młodych. Tornielli porusza i tę kwestię podchwytliwym pytaniem, czy z tym pontyfikatem zmieniły się warunki ochrony papieża.

Nie potrafię poruszać się w pancernych samochodach ani w zamkniętym kuloodpornymi szybami papamobile – odpowiada z ujmującą szczerością Franciszek. – Biskup jest pasterzem, ojcem, między nim a ludźmi nie może istnieć zbyt dużo barier. Dlatego też na samym początku powiedziałem, że będę podróżować tylko pod warunkiem, jeśli pozwoli mi się na bezpośredni kontakt z ludźmi”.

A wracając do plaży w Rio dodaje: „W całym Rio de Janeiro nie wydarzył się ani jeden wypadek w tamtych dniach. Trzeba zaufać i powierzyć się Bogu”.  Zapytany zaś o fizyczne zmęczenie, Franciszek mówi coś co mogłoby być mottem jego pontyfikatu: „Nigdy nie zmęczę się błogosławieniem ludzi i wybaczaniem”.