separateurCreated with Sketch.

Pomagają dwóm rodzinom z Syrii, chcą pomóc kolejnym. Dominikanie ze Szczecina włączyli się w akcję „Rodzina Rodzinie”

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Anna Malec - 15.01.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Mam zdjęcie tych rodzin obok ikony Chrystusa, w miejscu, w którym codziennie się modlę. Ta ikona i te osoby to dla mnie pewna jedność – mówi o. Maciej Biskup, proboszcz i przeor.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Bardasar Kiszisz Olerian mieszka z żoną Jerane i 14-letnią córką Anną. Jerane jest sparaliżowana, Bardasar jest chory na serce, dlatego pracuje tylko dorywczo. Potrzebują pieniędzy na zakup leków, opiekę nad sparaliżowaną żoną i zaspokojenie podstawowych potrzeb, takich jak żywność, czynsz za mieszkanie i opłaty za prąd.

Bahjat Salim Bardakji ma 70 lat, jego żona Jalila Abdo Issa 58. Mieszkają w Aleppo z synem Fadim. Są bardzo ubodzy, a wskutek zaostrzonych walk w mieście realnie grozi im głód. Nie stać ich było na korzystanie z agregatorów prądotwórczych. Nie mieli pieniędzy na opłacenie zaległości, nie mówiąc już o bieżących wydatkach.

To nie anonimowe statystyki prezentujące losy uchodźców, ale realne osoby, którym pomagają szczecińscy dominikanie. To pierwsza parafia w Polsce, która włączyła się w program „Rodzina Rodzinie”.

Wszystko zaczęło się od wspólnej akcji wspólnoty Sant’Egidio i Caritas. „Umrzeć z nadziei” – bo tak nazywało się czuwanie modlitewne, które miało zwrócić uwagę na osoby, które zginęły w drodze do Europy. Wtedy szczecińscy dominikanie wystawili w kościele puszkę, do której można było wrzucać pieniądze na pomoc dla uchodźców. Zebrali niecałe 700 zł.

O. Maciej Biskup, proboszcz i przeor szczecińskich dominikanów, trafił na informacje o programie „Rodzina Rodzinie” i stwierdził, że właśnie na ten cel warto przeznaczyć zebraną kwotę. Tak ruszyła machina pomocy, w którą co miesiąc włączają się parafianie, osoby spoza parafii związane ze szczecińskim klasztorem i sami dominikanie.

„Ten pomysł zrodził się spontanicznie, skonsultowałem to z braćmi w klasztorze i weszliśmy w to” – mówi o. Biskup.

Jak dodaje, ma świadomość, że wielu Polaków jest przeciwnych przyjmowaniu uchodźców. Podkreśla jednak, że na drugiego człowieka trzeba być po prostu otwartym. Bo – jak mówi – jeśli nie możemy przyjmować uchodźców, trzeba szukać jak najlepszych rozwiązań, by pomagać na tyle, na ile możemy.

Popularną tezę o tym, że najpierw trzeba pomagać swoim, o. Biskup komentuje tak: „Nie ma żadnej sprzeczności, bo czy ci ludzie, którzy tam cierpią, nie są nasi? Cierpienie nie ma tożsamości narodowej, politycznej i religijnej. Cierpienie każdego człowieka tak samo dotyka i tak samo boli”.

Jak to działa? Caritas przysyła podstawową informację o rodzinie, której dane osoby chcą pomóc – imiona, nazwiska, w jakiej sytuacji materialnej się znajduje, jak ta rodzina wygląda, czym się zajmuje.

„To nie jest żaden casting” – podkreśla przeor szczecińskich dominikanów. „Nie wybieramy sobie, kto nam się bardziej podoba na zdjęciu. Decyduje o tym to, ile pieniędzy jesteśmy w stanie przeznaczyć na pomoc. Jedna rodzina potrzebuje miesięcznie ok. 1000 zł, inna 500 zł”.

Dominikanie przyjęli dwie rodziny, myślą o pomocy kolejnym. Na los tych, którym już pomagają, nie są obojętni. Zamierzają poprosić Caritas o więcej informacji, chcą wiedzieć, jak mają się ci, którym pomagają. „Mam zdjęcie tych rodzin obok ikony Chrystusa, w miejscu, w którym codziennie się modlę. Ta ikona i te osoby to dla mnie pewna jedność. Mam w pamięci słowa Chrystusa – co zrobiliście jednemu z tych najmniejszych, mieście zrobili”.

W czasie świąt zrobili szopkę odwołującą się do sytuacji w Aleppo i tam też postawili puszkę. Stoi do dziś. Do pieniędzy od ludzi dominikanie dokładają swoje pieniądze klasztorne. Przez same święta zebrali 3 tys. zł. „Dzięki temu uda nam się wesprzeć kolejną rodzinę” – mówi o. Maciej.

Dominikanin podkreśla analogię między aktualną sytuacją w Syrii a tym, co działo się w Polsce jeszcze kilkadziesiąt lat temu. „Dla mnie nie do pomyślenia jest to, że można milczeć o tym, co dzieje się na Bliskim Wschodzie. Tak jak nie do pomyślenia dla większości Polaków jest to, że świat milczał, kiedy Warszawa w 1944 roku krwawiła, kiedy Polacy mieli poczucie pozostawienia”. I proponuje, by przeżywanie np. rocznicy Powstania Warszawskiego przełożyć na to, czego dzisiaj doświadczają ludzie.

Przyjąłem jako swoje zadanie, żeby cały czas o tym mówić. Sumienie mi nie pozwala nie mówić o uchodźcach” – podkreśla.

Dlatego dominikanie postanowili działać kompleksowo – poza zbiórką organizują dyskusje, spotkania. Informują, rozmawiają, tłumacza, modlą się też za „przyjęte” rodziny. „Jeśli pomożemy jednej rodzinie, jednej osobie, to jest już bardzo dużo” – mówi o. Biskup.

Choć nie mamy wpływu na rozwiązanie bliskowschodniego konfliktu, to mamy – podkreśla dominikanin – wpływ na zminimalizowanie skutków globalnej polityki, bo „ten świat zmienia się, kiedy zmienia się mentalność jednego człowieka”.

Na stronie akcji Caritas Polska wyjaśnia, że pomoc skierowana jest nie tylko do chrześcijan, ale ludzi różnych wyznań: „Na Bliskim Wschodzie obecnie wszyscy potrzebują pomocy: chrześcijanie i muzułmanie. Pomagamy tym, którzy tego najbardziej potrzebują, niezależnie od religii czy pochodzenia etnicznego”.

Do programu pomocy „Rodzina Rodzinie” włączyć może się każdy, deklarując finansowe wsparcie – jednorazowe lub na pół roku.

Przeczytaj także:
Wrzucałam pieniądze, gdy „zbierali na Syrię”, ale wciąż coś mi nie grało…

Archidiecezja katowicka pomoże Syrii. Włącza się w program „Rodzina rodzinie”

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.