Aleteia logoAleteia logoAleteia
czwartek 25/04/2024 |
Św. Marka
Aleteia logo
For Her
separateurCreated with Sketch.

Szymon Majewski: O tym, jak drugi raz pożegnałem się z Mamą

Szymon Majewski

Archiwum autora / East News / Getty Image

Szymon Majewski - 17.02.17

Okulary mamy przyczepiłem na drzewie, ale już nad Tanwią, żeby mogła sobie popatrzeć na rzekę, którą tak kochała i na most między Zwolakami a Dąbrówką, gdzie chodziła, żeby popatrzeć na zachód słońca.

Gdy zmarła moja mama, przez długi czas nie lubiłem chodzić na cmentarz. Grób rodzinny przykryty kamieniem, choć piękny, nigdy nie chciał mi się kojarzyć z brakiem obecności mamy. Denerwował mnie ten rytuał stawiania zniczy, kładzenia kwiatów, nie lubiłem tego, bo oznaczał dla mnie pogodzenie się z faktem odejścia mamy. Nie chciałem przyjąć, że Ona spoczywa tu gdzieś pomiędzy blokami.

Chciałem ją „pochować” na swój sposób, tak bym mógł swoje myśli kierować gdzieś indziej, w miejsce miłe i ważne dla niej. Dlatego zrobiłem coś innego, coś tak bardzo mojego, co pozwoliło mi mieć swoje magiczne miejsca związane z mamą i z pamięcią o Niej.

Od powojnia moja rodzina na wakacje jeździła do Ulanowa i na Zwolaki. Ulanów to miłe miasteczko w widłach Tanwi i Sanu, Zwolaki to mała miejscowość obok, położona w Lasach Janowskich. Mieszkała tam nasza ciocia Cyrylla Nowak, czyli ciocia Cyrysia. Wszystkie wakacje spędzaliśmy tam, bywało, że siedziałem u niej nawet dwa miesiące z dziadkiem, a mama czasami przyjeżdżała na trzy tygodnie. Uwielbiała to miejsce, piękne polany na rzeką Tanwią, dziewanny, pola i las. Mama w zasadzie kochała każdy las, ale ten ulanowski najbardziej. Tam zawsze odpoczywała i ładowała baterie na kolejny rok, jak to mówiła “słodkich zmagań”.

Dlatego latem, kilka miesięcy po jej śmierci, zabrałem parę jej rzeczy i razem z moją rodziną i Jaśkiem, przyjacielem mamy, który był z nią przez ostatnie lata, pojechaliśmy do Ulanowa.

Obraz z archiwum Szymona Majewskiego
Archiwum autora

Jej czapkę zawiesiłem wysoko na drzewie, wspiąłem się tam z bratem Karolkiem. Czapka zawisła na sośnie, parę metrów nad ziemią w Dolinie Wilczego Kła, tak to miejsce nazwał dziadek, a ja nawet to lubiłem, bo zawsze wydawało mi się takie indiańskie, jak z książek Maya.

Okulary mamy przyczepiłem na drzewie, ale już nad Tanwią, żeby mogła sobie popatrzeć na rzekę, którą tak kochała i na most między Zwolakami a Dąbrówką, gdzie chodziła, żeby popatrzeć na zachód słońca.

Jej zegarek, który jeszcze chodził, przypiąłem do pnia drzewa na wysokości paru metrów, żeby odmierzał czas Księżycowej Polanie [to kolejna nazwa dziadka]. To było miejsce, gdzie często jeździliśmy rowerami na pikniki.

Niedaleko był stary most, w jego poręczy nad strumykiem schowałem kalendarzyk mamy, ostatni kalendarzyk z zaznaczonymi datami, godzinami spotkań itp. Zapakowałem go do słoika i wepchnąłem dość głęboko, żeby został tam na lata.

A buty mojej mamy spłynęły Tanwią do Sanu, a potem do Wisły. Lubię marzyć, że płyną dalej i że zwiedzają świat.

Cały czas rodzinnie monitorujemy te miejsca. Czapka mamy ciągle wisi w koronie drzew, a najfajniejsze jest to, że ptaki zrobiły sobie w niej gniazdo i co roku rodzą się młode. Kalendarz został na moście, ale niestety nie mogliśmy znaleźć zegarka, mimo że zaznaczyłem drzewo. Okulary też zniknęły, może zardzewiały i spadły, gdy wiał wiatr na Tanwią.

Wierzę w to, że to są jej miejsca, jej ślady i jak myślę o niej to widzę spokojną Tanew i las, który kochała.


ŚMIERĆ CÓRKI

Czytaj także:
“Cały czas mieliśmy nadzieję na cud. Ale jej śmierć przyjęliśmy ze spokojem”. Historia małej Justynki


AGNIESZKA PISULA

Czytaj także:
Śmierć, z której rodzi się życie… O śp. Agnieszce Pisuli – mamie 4 dzieci, lekarce – opowiada jej mąż


SLATTERY CHILDREN

Czytaj także:
Czworaczki, których miało nie być, poszły do przedszkola

Tags:
macierzyństwo
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail