Kochana ciocia Lulka. Zawsze czekałem, kiedy nas odwiedzi. Gdy pojawiała się ciocia Lulka wszystko było dozwolone, Szymuś mógł siedzieć „do późna”, obejrzeć film dla dorosłych, skakać po tapczanie i zjeść coś słodkiego na noc.
Ciocia Lulka, czyli ciocia Lucynka Brelewska wnosiła do naszego mieszkanka na Ochocie powiew wolności. Atmosfera się rozluźniała, nie to żeby w domu panował jakiś specjalny dryl, ale gdy miałem osiem, dziesięć lat musiałem po dobranocce być w łóżku i pić mleko.
Picie mleka było jakimś zaklęciem, mitem i nakazem epoki PRL. Dzieci miały pić mleko! I już! Mama, mimo, że PRL-u nie lubiła mleko mi pić kazała. Rano i wieczorem. Tylko gdy była ciocia Lulka mogłem być bezmleczny. Mogłem nawet… zjeść ser żółty na noc! A gdy ciocia u nas nocowała, mogło dojść do odpuszczenia zupy mlecznej na śniadanie –jawny cios w politykę zdrowotną mojej mamy. Tylko ciocia miała tę moc, która zwalniała mnie z mleka, ba, nawet z pierwszej godziny lekcyjnej.
Ciocia mówiła: – A niech posiedzi z nami.
Albo: – A niech zobaczy sobie ten film.
A wiadomo, że dziecięctwo od dorosłości oddzielała dobranocka, po depresyjnym Filemonie albo dziwnym kotku Musti, który chodzi bokiem, trzeba było iść do łóżka. Ciocia Lulka była paszportem do dorosłości, siedząc z nią na kanapie mogłem zobaczyć western.
Mama robiła wszystko dla mojego dobra, ale to dobro przy cioci Lulce nie było już tak radykalne.
Ciocia Lulka całkowicie też „rozmontowywała” mojego Dziadka.
– Ignaś, daj spokój, niech siedzi.
I to mój Dziadek, kapitan AK słuchał Cioci Lulki, niższej stopniem.
Ciocia Lucyna ps. „Janka” była łączniczką Armii Krajowej w „Żywicielu”, bardzo dzielną, w czasie Powstania niosąc meldunek, nadziała się na drut kolczasty, tracąc częściowo wzrok w jednym oku.
Po upadku Powstania trafiła do żeńskiego Stalagu Oberlangen.
Chciałem wiedzieć jak tam było. Mama mówiła:
– Nie męcz Cioci, męcz tym Powstaniem dziadka.
Ciocia powtarzała:
– Życie to sztuka wyborów.
Dlatego, gdy unikałem wojska za komuny, wybrałem małe mieszkanko cioci na schronienie, wtedy ciocia mieszkała z suczką Miłką u Tadzików. Mogłem więc się u cioci dekować przed wojskiem do woli.
Miałem osiemnaście lat, wojsko bardzo mnie chciało a ja, długowłosy, nie chciałem wojska. U cioci spałem i jadłem z miski „mamine” zupki (potem się okazało, że była to miska suczki Miłki), tam też się zakochiwałem w mojej żonie.
Też z pewnymi trudami, bo nagle luźna ciocia Lulka, nie życzyła sobie wizyt „żadnych dziewczyn”. Rozumiałem to: konspiracja to konspiracja, dziupla to dziupla.
Nie będę tu kręcił, wszak to chrześcijański portal, raz, może dwa Madzia mnie odwiedziła, jednak jak się okazuje, ciocia o wszystkim wiedziała! Powiedziała mi parę lat później, że w jej siatce działała sąsiadka na przeciwko, która na każdy szmer reagowała i patrzyła przez wizjer.
Jasna rzecz: pilnowała, żeby mnie komuna do wojska nie wcieliła, a tu akurat jakaś blondynka na amory przychodzi!
W sumie, jak Świętej Pamięci ciocia to czyta gdzieś w niebie, muszę coś zameldować:
– Ta dziewczyna, co mnie odwiedzała (2 razy) w mieszkaniu ciociu jest nadal moją żoną… Armia mnie nie dopadła, ale w mieszkaniu cioci dopadła mnie miłość. Ach, te małe metraże…
Dziękuję ciociu za wszystkie wizyty, nadal kocham westerny.