Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Fascynujące o tej porze blade światło latarenek rozświetla ciemną uliczkę. Atmosfery nocnej Starówki Sztokholmu nie sposób porównać z czymkolwiek innym.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Drewniane okiennice. Wąskie, często na szerokość półtora metra, uliczki. Stylizowane na gotyk ozdobniki w sklepowych szyldach. Wreszcie zaś: rozświetlone łuną ulicznych lampionów zaułki. Dziś jestem tego pewien. Atmosfery nocnej Starówki Sztokholmu nie sposób porównać z czymkolwiek innym.
Cisza. Z kategorii takich, o które w mieście naprawdę trudno. Wręcz niemożliwych do uzyskania. Aż piszczy w uszach. Trudno się jednak dziwić. Jest już po północy. Szwedzi smacznie śpią. Tutaj nikt się nie wałęsa po nocy. W tej chwili słyszę właściwie tylko własne kroki. Echo charakterystycznego stukotu butów o kostkę brukową odbija się od wysokich murów kolorowych domków. Razem przypominających miasteczko dla lalek.
Dla porządku należy dodać: miasteczko o niezwykle wąskich uliczkach. Czas wejść w jedną z nich. Jedna stopa, druga… Rety! Jak tu ciasno! Odległość między dwiema kamienicami nie przekracza w tej chwili półtora metra. To rzeczywiście zaczyna przypominać makietę dla lalek. Jakieś sztuczne miasteczko dla abstrakcyjnych mini-ludzików. Spacerując w ciągu dnia nie uzyskamy takiego efektu. Sztokholmska starówka wygląda tak zjawiskowo wyłącznie nocą.
Fascynujące o tej porze blade światło latarenek rozświetla ciemną uliczkę. Od czasu do czasu przychodzi wątpliwość: czy to wszystko jest prawdziwe? Takie namacalne? Czy to czasem nie jest sen na jawie? Zakłócający raz na jakiś czas błogą ciszę łoskot statywu obijającego jakąś wystającą płytkę bruku przywołuje do rzeczywistości. Nie, to nie jest sen.
Już chyba koniec Starówki. Widzę jakiś most. Po chwili przypominam sobie odpowiedni fragment z przewodnika po Sztokholmie, który to czytałem wcześniej. Tak, tak! To przecież tutaj! Symboliczne miejsce. Tutaj według hydrologicznych podziałów zaczyna się Morze Bałtyckie. W tym miejscu Bałtyk nie różni się jednak niczym od ostro pędzącej, spienionej rzeki. Po drugiej stronie majestatyczna sylwetka drewnianego dwumasztowca. Na maszcie furkocze niebieska flaga z żółtym krzyżem. Dmucha coraz silniej. Muszę przyznać, że w tej chwili wiatr nie jest spełnieniem moich marzeń – zwłaszcza, że spaceruję samotnie o czwartej nad ranem po obcym mieście północy Europy. Jest przeraźliwie zimno. Czas gdzieś się skryć.
Zanim spocznę na staromiejskiej ławce, modląc się w duchu, aby nie przegonił mnie stąd żaden stróż prawa, raz jeszcze zachodzę na tutejszy ryneczek. Już z daleka słychać jakiś szum. Po placu jeździ niewielka maszyna. Na mój widok siedzący w środku jegomość zatrzymuje pracę silnika. Wyskakuje z pojazdu. „O nie! Pewnie każe mi się stąd wynosić!” – myślę w duchu. Nic z tego. Pan zatrzymuje się, aby… po prostu się przywitać. „Hello!” Szczery uśmiech i po chwili pan w pomarańczowym ubranku służb czyszczących miasto ląduje z powrotem w swoim wehikule. Znów zostaję sam.
Brak snu powoli daje o sobie znać. Powieki same się zamykają. Wychodzi zmęczenie nocnym spacerem. Wczesnoporanne skołowanie. Znajduję się w tak błogim letargu, że gdyby w tej chwili zza najbliższej czerwonej kamienicy wyparadowały gęsiego brodate krasnale, wcale nie byłbym aż tak zaskoczony.
Za kilka godzin wąskimi uliczkami o niemożliwych do powtórzenia nazwach „Yxsmedsgrand”, „Kakbrinken”, czy „Vasterlaggatan” zaczną podążać tłumy Szwedów oraz kohorty turystów.
Okoliczne knajpki zaczną serwować złociste trunki. Pojawią się kelnerzy zachęcający do degustacji specjałów szwedzkiej kuchni. A ze sklepowych witryn zaczną powoli znikać pluszowe łosie – symbol tego skandynawskiego państwa. Ale to dopiero za kilka godzin. Póki co słońce wciąż nie wzeszło. I nadal jest cicho. Urokliwie. Mało rzeczywiście. Można spróbować zasnąć.