Macie jakąś postać z Pisma Świętego, z którą szczególnie się utożsamiacie? Ja tak. Często jest nią bogaty młodzieniec.
Niby wszystko jest w porządku. Chodzę do spowiedzi, skupiam się na Mszy Świętej, modlę się. W razie wątpliwości podpytuję spowiednika. Wszystko wydaje się dobre i słuszne, ale w środku mam dziwne poczucie, że to marne 5% moich możliwości. Uświadomił mi to ostatni wywiad Włodka Markowicza.
Dość czekania
Gościem Włodka był Marcin Zieliński – chłopak, przez którego upór, oddanie i modlitwę Bóg uzdrowił masę ludzi. W każdej odpowiedzi cytuje Pismo Święte, tłumaczy, że charyzmaty to nie magia, a do tego przyznaje punkty Gryffindorowi. To się ceni.
Nie myślcie, że to u mnie norma. Nie, nie oglądam na YouTube filmów o życiu duchowym. Nie wzruszają mnie wzniosłe cytaty na Facebooku. Nie obserwuję nawet papieża Franciszka. W sieci wolę się zrelaksować i odpocząć od tego co wypada, a co nie. Ale słuchając Włodka i Marcina mój wewnętrzny „bogaty młodzieniec” pobiegł sprintem rozdać całe bogactwo, żeby tylko lecieć dalej za Panem.
Nie wiem, na ile utrzyma się we mnie ten trend (liczę na Waszą modlitwę!), ale jest wyraźnie obiecujący. To z kolei skłania mnie do pytania za 100 punktów: Co zrobić, żeby żyć z Bogiem i trafić do nieba?!
Drobny szczegół
Kiedy bogaty młodzieniec zapytał o to Jezusa, usłyszał, żeby żyć w zgodzie z przykazaniami. Przykazania? Phi! Mogę być twarzą kampanii „Nie zabijaj”, a często nawet „Nie mów fałszywego świadectwa”. Niedzielne zakupy to u mnie (prawie) wyjątek, dla rodziców staram się być miła. Gdyby w życiu z Bogiem chodziło tylko o pobożną moralność, regularna spowiedź rozwiązywałaby sprawę, a ja mogłabym się zachwycać swoją dobrocią i – oczywiście rozsądnie interpretowaną – hojnością.
Ale Chrystus dodał do przepisu jeden drobny szczegół: „Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!”.
Okulary i usta
Tymczasem minęło dwa tysiące siedemnaście lat i obejrzałam rozmowę Włodka z Marcinem. Ale w przeciwieństwie do bogatego młodzieńca nie posmutniałam. Wręcz przeciwnie. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i z nadzieją w oczach stworzyłam prywatną listę duchowych „must do”. Na ile starczy mi sił? Czy wreszcie coś zmienię? I czy nie wystarczy mi honorowe 5%?
Nie wiem. Ale trudno mi wyobrazić sobie bardziej opłacalną metamorfozę, niż ta.