„Niech ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł”. Nikt z nas nie wie, jak sobie poradzi z upokorzeniem, wstydem, szokiem i krzywdą. A prawda bez miłości? Psu na budę.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Jeżeli zaczyna się od trzęsienia ziemi (dosłownie!), to co może być dalej? W najnowszym oscarowym filmie Asghara Farhadiego „Klient” doświadczymy niezwykle prosto i jednocześnie bardzo dojmująco sytuacji, która przypomina, że ten, komu się zdaje, że stoi, winien baczyć, aby nie upadł. I przekonujemy się, że weryfikujące nas wydarzenia są zawsze nieoczekiwane, a zarazem potrafią wyzwolić u powściągliwego, łagodnego człowieka zaciętość, gwałtowność i agresję.
Oto dwójka kochających się ludzi, małżeństwo aktorów. W wyniku zniszczenia mieszkania podczas trzęsienia ziemi zmuszeni są szukać nowego lokum. Z pomocą spieszy kolega z trupy. W zaoferowanym parze mieszkaniu zastają rzeczy po poprzedniej lokatorce. Prostytutce. To przez jej klienta ich życie zostaje wystawione na próbę ognia.
Krótko po wprowadzeniu Ranę, swoją żonę, pobitą, nieprzytomną, najprawdopodobniej zgwałconą, Emad znajduje w łazience. I od tego zaczyna się psychologiczny dramat obojga małżonków.
Wydawać by się mogło, że to Rana, ofiara napaści, jest najbardziej pokrzywdzoną bohaterką filmu, że straciła najwięcej, najbardziej ucierpiała i największą „pracę” ma przed sobą, by wrócić do normalności.
Rzeczywiście, jej przemiana jest imponująca: od bólu i złości przez wyparcie aż do… przebaczenia. Obok mamy jednak jej męża. Z jego szokiem, paraliżującą najpierw, potem wprawiającą w złość bezradnością, wreszcie z jego poczuciem krzywdy, zranioną męską dumą, poniżeniem, brakiem zrozumienia ze strony żony, które prowadzą do zawiści i niepohamowanej żądzy zemsty.
Jest jeszcze tytułowy klient. Czy o napastniku można mówić w kategoriach ofiary? Wyobraźmy sobie zdemaskowanego oprawcę, który nie doświadcza rzeczywistej zemsty a jedynie staje w obliczu prawdy o sobie. To rzeczywistość tak bolesna i nieznośna, że sama zdaje się być wystarczającą karą.
Obraz Farhadiego to nie jest prosta zagadka kryminalna, która ma nas doprowadzić do odkrycia: kto zawinił? Ten niezwykle spokojnie zrealizowany perski obraz, to nie włoskie, kipiące emocjami kino. Śmiem twierdzić, że pod względem ich wyrażania (albo raczej braku) jest o wiele bliższy polskim temperamentom.
Zarazem, jeżeli pomyśleć o tych często opisywanych podziałach pośród Polaków, pomyślcie, co się dzieje, kiedy linia podziału przebiega pod jednym dachem! Wszak im dalej w swoim „śledztwie” brnie Emad, tym bardziej się wyniszcza i tym większa przepaść tworzy się między nim i jego żoną, która zdaje się finalnie rozumieć, przez jakie piekło przejść musi jej oprawca.
A przecież ma wszelkie powody do tego, by nienawidzić i domagać się sprawiedliwości! Dlaczego tego nie robi? Co więcej, dlaczego stawia pod ścianą swojego męża zagrażając rozstaniem, jeżeli ten będzie się owej sprawiedliwości domagał?!
Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono – zapisze poetka. Ani sobie, ani nikomu nie życzę, by sprawdzało nas życie w tak okrutny sposób (choć pewnie tego nie unikniemy). Wiem jednak, że po „Kliencie”, prócz większego zrozumienia dla nieprzewidywalnej ludzkiej natury, zostaje niezwykle ważna refleksja lapidarnie i trafnie wyrażona niegdyś przez ks. Twardowskiego: „I to wszystko psu na budę bez miłości”. Również prawda.
Czytaj także:
„Kiedy widzisz tylko ból, tracisz mnie z oczu”. Jak odzyskać dobre patrzenie?