Czyli jak kop w siedzenie może być inspirujący!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Jakiś czas temu zagrałem mój monolog „One Mąż Show” po raz dziewięćdziesiąty któryś. Niedługo zagram, a raczej opowiem go po raz setny! Gram go już trzy lata i czerpię z tego największą, najwspanialszą radość. Sam sobie go wymyśliłem, napisałem i z takim pomysłem zwróciłem się do Krystyny Jandy. Pamiętam, jak zadzwoniłem do niej trzy lata temu i powiedziałem:
– Pani Krystyno, co pani na to, żebym w pani teatrze opowiadał o mojej żonie?
– Wspaniale, przyjeżdżaj i opowiadaj!
I tak oto nagle, w ciągu tygodnia zacząłem próby, w ciągu trzech miesięcy odbyła się premiera i zacząłem występować z małżeńską opowieścią na małej scenie Och-Teatru. I tak oto w wieku 47 lat przydarzyła mi się najwspanialsza przygoda zawodowa! I to w jakim momencie!
Wcześniej straciłem program w telewizji, potem w radiu, a następnie spaliło nam się mieszkanie… Wszystko w jednym roku! „Suma wszystkich strachów” – tak nazywam ten czas w moim i naszym rodzinnym życiu.
Ale teraz, gdy z niecierpliwością czekam na kolejny występ i kiedy stoję na scenie Och-Teatru, chcę podziękować tym, bez których by tego nie było. Oczywiście, mojej żonie – za miłość i inspiracje, pani Jandzie – za otwarcie drzwi do Och-Teatru i… paradoksalnie TVN i Radiu ESKA.
Tak! Bo choć byłem zły i zdołowany, to dzięki tym paru życiowym strzałom uruchomiłem w sobie moc SuperSzymka i zmusiłem moje szare komórki do pracy. I właśnie wtedy, gdy wyświetlił mi się wielki neon „Co teraz?”, zacząłem szukać w szufladach mojej głowy pomysłów, inspiracji, czegoś, co we mnie siedziało i drzemało od dawna. A że mój łepek nie znosi próżni, zaczęły kiełkować we mnie pomysły, które tliły się kiedyś w jego najdalszych szufladach.
Jako komik i showman robiłem, rzecz jasna, różne rzeczy, wachlarz, że tak powiem, mam szeroki, ale żeby porwać się z własnym tekstem, o własnym życiu i zrobić z niego monolog? Ba! Zaliczyć debiut teatralny? To by parę lat wcześniej nie przyszło mi do mojej szołmeńskiej głowy.
Potrzebny był widać knock-out, liczenie i odebranie pasa mistrza wielu konfederacji.
W porażce, uwierzcie mi, jest coś totalnie ożywczego, cudowne „nie mam nic” może cię wspaniale otrzeźwić.
Ex-szołman, ex-radiowiec, ex-posiadacz dwupoziomowego mieszkania. Przegrany i pogorzelec w jednym – strzepuje popiół i idzie dalej.
Ale moment, gdy stałem naprzeciwko dwudziestu, pięćdziesięciu lub stu osób, dał mi niezwykłą siłę! Uwierzyłem w siebie, zobaczyłem na nowo, jak to jest być autorem i aktorem jednocześnie. To było początkiem „restauracji” Szymona. Może mi się to należało po latach obrastania w piórka i ciuszki szołmeńskie?
I nie był to wcale żaden intratny sukces – pieniądze w teatrze są zupełnie inne. Ale dał mi wiarę i pomógł znaleźć nowego widza albo raczej tego, który lubi mnie naprawdę?
Czytaj także:
Szymon Majewski: Najpiękniejszy dzień w życiu
Wkrótce potem wróciłem do Radia Zet, do korzeni. A „One Mąż Show” gram cały czas i kocham to robić, bo nie ma bardziej prywatnego kontaktu z widzami…
Mówi się: „odniosłem sukces”, ale może trzeba zacząć mówić: „odniosłem porażkę”.
Ją ją odniosłem bardzo daleko.