Pani Aniela kończy w tym roku 92 lata. Jest ostatnią Polką żyjącą w dalekich Okopach. Dzięki jej staraniom odbudowano tam zrujnowany kościół.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Kiedyś przedwojenne pogranicze Polski. I przedwojenny narożnik cywilizowanego świata. To przecież tutaj w latach 20. XX wieku zbiegały się granice Polski, Rumunii i Rosji Radzieckiej. A dziś?
– Pani Anielo, a pani tu tak sama żyje? – pierwszy z poczciwą, zgarbioną staruszką zaczyna rozmawiać pan Jerzy. On w trakcie całej pielgrzymki zwykle jako pierwszy wychodził z autobusu na przerwy. Musiał zapalić. Także i tym razem, gdy nasz autokar na dobre zaparkował na rogatkach wsi Okopy, również musiał wyjść pierwszy. A tam czekała już ona. Jak widać, pan Jerzy już poznał jej imię. Bo z panią Anielą Bielą tak już jest. Trudno do niej nie podejść. Trudno się nie uśmiechnąć. Trudno nie porozmawiać.
– Tak, sama, sama… – odpowiada uśmiechając się delikatnie.
– A cała reszta?
– Wiadomo… Sami Ukraińcy. Polaków już tu nie ma ho-ho – pani Aniela aż zamachuje się ręką, chcąc dodać słowom większej ekspresji.
– I nie tęskno pani do ojczyzny?
– Pewno, że tęskno. Ale ja już za stara na powroty. Zresztą, sam pan widzi. Przyjedzie autobus raz na jakiś czas z Polski. Ludzie wyjdą. Porozmawiają. Czasem pomogą. Dobrze jest jak jest.
Tego typu rozmów z ostatnią Polką w dalekich Okopach św. Trójcy odbyto już setki, jeśli nie tysiące. Pani Aniela kończy w tym roku 92 lata. 7 czerwca 2016 roku polski konsul wręczył jej Oficerski Krzyż Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Skromna uroczystość odbyła się w jej domu. Tutaj, w Okopach. Zaszczytne prezydenckie odznaczenie pani Aniela otrzymała za odwagę w podtrzymywaniu polskości oraz za wspieranie odbudowy kościoła w Okopach. I za wzmacnianie więzi pomiędzy Polakami na Ukrainie z Polakami w Polsce.
Zwykle, gdy słyszy nadjeżdżający autokar, wychyla się zza okien swego domu. Jeśli ma polskie rejestracje, próbuje zebrać siły i wyjść przed płot swego gospodarstwa. Czasem wita krajan w Bramie Lwowskiej (jednej z dwóch, jakie ocalały po stojącym niegdyś w Okopach zamku). Czasem do swego wiklinowego koszyka wrzuci parę gruszek. Gruszek ulęgałek. Sprzeda je potem turystom. Tych jednak z roku na rok coraz mniej.
Polskość jest cenna. Tutaj, w Okopach Świętej Trójcy, czuć to w sposób iście wyjątkowy. Usłyszałem niegdyś od kogoś zdanie, że „historię warto przeżywać wszystkimi zmysłami”. Jeśli przyjąć to za prawdę, to do maleńkiej wioski Okopy św. Trójcy przyjechać powinien każdy miłośnik historii. Tutaj bowiem, w widłach Dniestru i Zbrucza, można pochylić się niemal namacalnie nad śladami po niegdysiejszej polskiej twierdzy, która broniła naszych przedwojennych granic. A o której to pisał już słynny wieszcz.
O scenę opisaną przez niego na kartach swego dzieła pytają często nauczycielki w szkole. Odpytują na egzaminach. Trudno się dziwić. To przecież klasyk. Scena przedstawiająca świat pogrążony w krwawej rzezi. Zewsząd nacierają kolejne bandy żądnych zemsty rewolucjonistów. Jest tylko ciemność. W ośrodku całej tej zgnilizny widać jednak coś jeszcze. Niewielką garstkę ludzi. Trzęsą się ze strachu. To ci, którzy jeszcze się ostali. Broniący się arystokraci. Mężowie dawnego ładu. Obserwujemy konflikt. Odwieczny konflikt. Dobra ze Złem. Pompatyczne hasła. O wierze. O honorze. O czci dla przodków. I znowu ostrzał. Kolejni obrońcy twierdzy buntują się przeciw Henrykowi, dowódcy arystokratów. Broniącym się zaczyna brakować amunicji. Rewolucjoniści zdobywają przewagę, aż w końcu dobywają zamek. Zamek Świętej Trójcy. Znacie tę scenę? Opisał ją przecież nie kto inny jak Zygmunt Krasiński w swojej „Nie-Boskiej Komedii”.
Poeta umieścił finałową akcję swego dramatu właśnie tutaj. W Okopach św. Trójcy. Dziś położonych na terenie Ukrainy. Umieścił ją tutaj być może dlatego, że sam często gościł na tych terenach. Jako dziecko większość wakacji spędzał w pobliskich Diinajowcach, posiadłościach swego ojca.
Krasiński wiedział, o czym pisze. W Okopach św. Trójcy 8 marca 1769 roku dokonywały się ostatnie konwulsje konającego państwa polskiego. Trwała jeszcze Konfederacja Barska. Ostatkiem sił. Załamanie nastąpiło właśnie tutaj. W twierdzy, której przed armią rosyjską bronili walczący pod dowództwem Kazimierza Pułaskiego. Broniący nie dali rady. Rosjanie zajęli zamek mordując wszystkich rannych konfederatów, którym nie udało się zbiec.
Ostały się tylko ruiny. Podobnie stało się z kościołem, który mieścił się w centrum wsi. Jeszcze do niedawna wokoło ruin świątyni pasły się kozy. Czasem uciekały przed podjeżdżającą pod świątynię kawalkadą motocyklistów Raju Katyńskiego. To dzięki tym ludziom remont zrujnowanego kościoła stał się faktem. Polscy pielgrzymi dopięli swego. Pani Aniela również.
Pozbawiony od lat dachu kościół został odbudowany. W miejscu, gdzie przez lata zamiast ołtarza składowano słomę na ściółkę dla bydła, znów stanął ołtarz. 14 czerwca 2014 roku świątynia została rekonsekrowana.
Piękna metafora, czyż nie? Kto by to lepiej wymyślił. Postać ukrzyżowanego Chrystusa jawiącego się nad ruinami. Tego samego, na widok którego w „Nie-Boskiej Komedii” umierający dowódca rewolucjonistów Pankracy wykrzyknął: „Galilaee, vicisti!” „Galilejczyku, zwyciężyłeś!” Chrystusa, który powraca i zwycięża.
Opisani przez Krasińskiego rewolucjoniści ostatecznie przecież przegrali. A opisany z kolei przez życie zrujnowany kościół znów stoi, gdzie stał. Choćby dla tych rekolekcji warto przyjechać do Okopów św. Trójcy.