Można taki związek nazwać praktycyzmem, rozsądkiem lub wyrachowaniem… Związki bez miłości, ze względu na sytuację finansową, pozycję społeczną. Przyczyn, dla których ludzie wchodzą w takie relacje może być wiele.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Jeszcze kilka lat temu bogate zamążpójście/ożenek były wręcz wskazane i pragmatyczne. Relacje takie wiązały się z poczuciem stabilizacji. Niewiele się chyba zmieniło, bo nadal się zdarzają.
Czy to jest moralne? Chyba niezbyt często się nad tym zastanawiamy. Bogate małżeństwo może być wyjściem dla biednej osoby i szansą na realizację marzeń. Na jednym z forów dyskusyjnych przeczytałam, że kobiety nie są zdolne do miłości i że do uczucia podchodzą w sposób utylitarny. Jeden z mężczyzn żalił się, że jego narzeczona związana była z nim dla pieniędzy. Gdy on wyjechał na służbową delegację, kobieta postarała się o pocieszyciela, z którym zaszła w ciążę. Był po prostu bogatszy.
Okazuje się, że z wyrachowania wiążą się nie tylko kobiety, ale także mężczyźni. Często z podobnych przyczyn. Owszem, istnieją materialiści, dla których pieniądze, pozycja społeczna są miernikami wartości przyszłego partnera czy partnerki. Zdarzają się sytuacje, gdy jedna z osób wykorzystuje swój wygląd, by znaleźć partnera życiowego.
Gdy jakiś czas temu robiłam badania naukowe dotyczące miłości wirtualnej i tzw. sponsoringu w wielu wypowiedziach wybrzmiewało przekonanie, że w obecnych czasach bardziej od miłości liczy się zasobność portfela, uzyskanie znaczącej pozycji i odpowiedniego stanu konta.
Próbowano mnie przekonać, że miłość to uczucie archaiczne, a epoka romantyzmu przecież już dawno minęła. Liczy się „szkiełko i oko” i kogo na „poziomie” uda się znaleźć.
Czytaj także:
Jak rozpoznać, czy to ten jedyny i ta jedyna?
Dlaczego ludzie w nie wchodzą?
Powodów może być wiele: pragnienie uzyskania pozycji, dostatniego, bezproblemowego życia, zranienia z przeszłości, które pragniemy zatuszować takim związkiem, pragnienie usamodzielnienia się i zerwania np. z domem rodzinnym, panującą tam biedą, czy sytuacją konfliktową.
Beata zdawała sobie sprawę z tego co robi, ale jej dziecko potrzebowało zarówno matki, jak i ojca. Chłopak porzucił ją, gdy zaszła w ciążę. Nie chciała być sama. Poznała Andrzeja. Nie do końca był w jej guście, ale był opiekuńczy i dawał poczucie bezpieczeństwa. Nie czuła tzw. motylków w brzuchu. Andrzej wyznał jej miłość, ale ona nie odpowiedziała tym samym. To uczucie, jak sama przyznaje, przyszło z czasem. Teraz spodziewają się bliźniaków. Nie zawsze jednak tak się dzieje i trzeba mieć tego świadomość.
Decyzje takie są trudne i rzutują na dalsze samopoczucie. A takie działanie może się zemścić wcześniej czy później. Jak uważa Maria Rotkiel z Pracowni Poznawczo-Behawioralnej: „Małżeństwo z rozsądku to wyraz lęku i słabości. Nie można lokować uczuć, których nie jesteśmy pewni, bo to rodzi poczucie pustki i tęsknoty, ale także problemów w związku”.
Bez miłości nawyki drugiej osoby mogą przeszkadzać na tyle, że pojawi się frustracja, czy też agresja. Trudno będzie się dogadać, a to ma wpływ na inne płaszczyzny życia codziennego. Psychologowie są zgodni co do tego, że w związku trzeba wziąć pod uwagę nie tylko rozsądek, ale i uczucie.
Mariola i Piotr są małżeństwem. Piotr jest prawnikiem, ma kancelarię. Mariola zajmuje się domem i opieką nad dzieckiem. Jak przyznaje, zdaje sobie sprawę, że w każdym związku namiętność wygasa i rodzi się dojrzała miłość. Ale ona jej nie czuje. Czuje gorycz. „Straciłam szansę na miłość, ale mam poczucie, że Emilce nie będzie niczego brakowało”. Na drugie dziecko prawdopodobnie się nie zdecyduje. Kobieta chciałaby, by jej życie wyglądało inaczej, ale nie chce burzyć tego, co jest.
Z rozsądku trudno stworzyć coś trwałego. Podłożem bywa przyjaźń, która może, ale nie musi przekształcić się w miłość. Związki z wyrachowania czy rozsądku bywają problemem. Poczucie samotności często zmienia standardy, ale nie jest również dobrym doradcą.
Czytaj także:
Zdrada: niszczy małżeństwo, ale czasem je też… ratuje. Rozmowa z psychoterapeutką par