Aleteia logoAleteia logoAleteia
piątek 29/03/2024 |
Wielki Piątek
Aleteia logo
Kultura
separateurCreated with Sketch.

Festiwal w Łańcucie – „najsłynniejszy w Polsce”

WEB3_ŁAŃCUT_FESTIWAL_MUZYKA_KONCERT

Marta Januszewska - 27.05.17

Zaczęło się skromnie – w czerwcu 1961 roku Państwowa Filharmonia w Rzeszowie zaprosiła melomanów na „Dni Muzyki Kameralnej”. Dziś Krzysztof Penderecki nazywa to wydarzenie „najsłynniejszym obecnie Festiwalem w Polsce”.
Wielki Post to czas modlitwy i ofiary.
Pomóż nam, abyśmy mogli służyć Ci
w tym szczególnym okresie
Wesprzyj nas

Panie, Panowie – oto Muzyczny Festiwal w Łańcucie, który znów w ostatnim majowym tygodniu zgromadził grono wybitnych śpiewaków i muzyków, zespoły kameralne i orkiestry, wirtuozów i gwiazdy estrady. Nade wszystko przyciągnął szeroką publiczność (trzy i pół tysiąca gości na koncercie inauguracyjnym!), spragnioną obcowania z muzyką klasyczną, operą, operetką, a także wysmakowanym repertuarem rozrywkowym. To festiwal muzyki ważnej, jak zwykła mawiać prof. Marta Wierzbieniec, dyrektor Filharmonii Podkarpackiej i dyrektor MFL od 2009 r.

Dlaczego Łańcut? Bo tu znajduje się jedna z najpiękniejszych rezydencji magnackich w Europie, a muzyka rozbrzmiewała tam już od początku XVIII w. za sprawą najpierw rodu Lubomirskich, potem Potockich, właścicieli Zamku. Do dziś zbiory muzyczne zgromadzone przez księżnę Izabelę z Czartoryskich Lubomirską w zamkowej bibliotece budzą podziw i wprawiają w oszołomienie, kiedy w koncertach wspaniałych pałacowych wnętrz współcześni muzycy grają utwory, których słuchano ponad dwieście lat temu! To właśnie do tych muzycznych tradycji, do spotkań w Sali Balowej w blasku kryształowych żyrandoli, postanowiono nawiązać ponad pięćdziesiąt lat temu.

Zaczęło się skromnie – w czerwcu 1961 roku Państwowa Filharmonia w Rzeszowie zaprosiła melomanów na „Dni Muzyki Kameralnej”. W 1981 roku nazwę zmieniono na „Festiwal Muzyki w Łańcucie”, a dziesięć lat później na „Muzyczny Festiwal w Łańcucie”. Dziś Krzysztof Penderecki nazywa to wydarzenie „najsłynniejszym obecnie Festiwalem w Polsce”.

Warto przypomnieć dekadę lat 80., bo to wtedy Festiwal zyskał renomę i w kraju, i za granicą m.in. dzięki Bogusławowi Kaczyńskiemu, który był wtedy jego dyrektorem artystycznym. W trudnych czasach PRL, bez dostępu do dewiz, był w stanie zapraszać gwiazdy światowego formatu i doprowadził do rejestracji koncertów dla telewizji. Do jego zasług należy też nacisk na to, by publiczność zgromadzona w wyjątkowej urody wnętrzach łańcuckiego zamku zakładała wieczorowe stroje. Festiwal stał się wydarzeń towarzyskim, na który bilety sprzedawały się szybciej niż „rzucane na sklepy” towary na kartki.

Sercem festiwalu pozostaje Sala Balowa, ale na przestrzeni lat zadbano o to, by wykorzystać inne piękne wnętrza, jak choćby wozownię oraz miejsca, gdzie zgromadzić można większą liczbę słuchaczy. Koncerty odbywają się zatem w sali Filharmonii Podkarpackiej, ale także w łańcuckiej wozownie, storczykarni, oranżerii, kościołach regionu. Od siedmiu lat koncert inauguracyjny to monumentalne widowisko plenerowe. Przed fasadą Zamku może zasiąść do czterech tysięcy melomanów. Jak pokazuje doświadczenie, łańcuckiej publiczności niestraszne jest nawet załamanie pogody. Na szczęście w tym roku maj okazał się łaskawy i „Gali gwiazd” z najpiękniejszymi ariami operowymi i operetkowymi wysłuchało 3,5 tysiąca osób!




Czytaj także:
Muzyka mówi do nas. Historia pewnego artysty

W Łańcucie występowali i występują najwięksi: Mischa Maisky, Teresa Żylis-Gara, Rafał Blechacz, Agnieszka Duczmal, Jose Carreras, Kate Liu, Leszek Możdżer. W przypadku wydarzeń o tak wielkiej randze powraca niejednokrotnie pytanie, na ile winny one pielęgnować tradycje, dbać o pewną ciągłość kulturową, na ile zaś poszerzać horyzonty estetyczne słuchaczy. W przypadku łańcuckiego festiwalu kluczem do sukcesu zdaje się być subtelny mariaż najlepszych odwołań do klasyki z propozycjami z pogranicza jazzu, folku i różnych gatunków muzyki popularnej.

W Łańcucie oklaskiwano Grzegorza Turnaua, Kayah i Atom String Quartet, Annę Marię Jopek czy – w tym roku – Ive Mendes. Muzycy marzą o tym, by spotkać się z łańcucką publicznością. O niektórych z kolei, z powodu ich zobowiązań na całym świecie, trzeba długo zabiegać. Juliette Greco o Łańcucie powiedziała niegdyś, że to mały Wersal. A  serce skradła jej nie tylko publiczność, ale i żur z kwaszonym ogórkiem w hotelowej restauracji. (Ciekawe, którego argumentu użyła później, by przekonać do występu tutaj Gilberat Becaud i Charlesa Aznavoura?).

Artyści czują się w Łańcucie wyśmienicie – w tym roku Ive Mendes zakończyła koncert spacerując boso pośród rzędów słuchaczy! A publiczność, jak zawsze urzeczona, obiecuje – będziemy tu za rok. Jak pani Ewa, mieszkanka Sanoka, która co roku specjalnie bierze urlop, by móc spędzić cały tydzień na łańcuckich koncertach. Tegoroczna edycja dobiega końca – ostatni z koncertów w tym roku to tzw. Koncert na bis – Janusz Olejniczak i recital fortepianowy z Szopenem w roli głównej. Ale kolejny festiwal już za rok, jak zwykle w ostatnim tygodniu maja.

PS. By nabrać jeszcze większej ochoty na muzyczne spotkania w niezwykłym entourage’u, polecam lekturę „Łańcuta, mojej miłości” – barwne anegdoty i kulisy Festiwalu opowiedziane przez Bogusława Kaczyńskiego.




Czytaj także:
Muzyka chóralna ma uzdrawiającą moc!

Tags:
festiwalmuzyka
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail