separateurCreated with Sketch.

Masz 30 lat i ludzie mówią do Ciebie na „ty”. Obraza czy współczesna norma?

Dziewczyna trzymająca kubek z kawą

Kiedy o dziesięć lat młodszy chłopiec chciał się ze mną umówić, śmiałam się sama z siebie. Ale czy naprawdę było mi tak wesoło?

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Pamiętam, jak kilka lat temu – niedługo po moich dwudziestych czwartych urodzinach – wybrałam się do teatru na spektakl znajomej. Na bankiecie po nim podszedł do mnie piętnastolatek i zalotnym głosem spytał, gdzie są moi rodzice. Bo jeśli chcę, mogę iść na colę razem z nim i… jego rodzicami. Kiedy przyznałam, że tak romantyczna wizja niespecjalnie mnie rozpala (i wyjaśniłam dlaczego), chłopcu wykwitły na twarzy rumieńce koloru dzikiej róży.

 

Pozory mylą

Młody wygląd (który od wielu lat nie chce przestać być młody) sprawił, że dorobiłam się tylu anegdot, że mogłabym nimi wytapetować mieszkanie.

Pewnego razu, gdy stałam na przystanku obok wycieczki gimnazjalistów, ich nauczycielka nakrzyczała na mnie, że nie ustawiłam się w pary. Och, ileż cierpień przysporzyło mi wtedy odsuwanie pokusy, żeby iść z nimi do szkoły i napisać na tej bazie nowe „Ferdydurke”!

Niedawno sąsiad spytał mnie słodkim głosem, do której chodzę klasy. Nie dalej jak dwa tygodnie temu z kolei koleżanka (z którą znamy się krótko) pogratulowała mi napisanej matury. Powiedziałam, że fajnie było czekać niemal dekadę, żeby to od niej usłyszeć.

Ten kij (jak każdy) ma jednak swój mniej zabawny koniec. Siedzą na nim wszyscy obcy ludzie, którzy mówiąc mi na „ty” po prostu sprawili mi przykrość, upokorzyli mnie lub potraktowali pogardliwie.



Czytaj także:
Savoir-vivre dzisiaj? Kobiety coraz częściej zapominają o swoich przywilejach [wywiad]

 

Lekceważenie

Ekspedientka, która na prośbę o wodę z lodówki parsknęła: „A weź sobie”. Biskup, który prychał z niedowierzaniem: „To takie dzieci piszą książki?” i nie chciał ze mną rozmawiać. Mężczyzna z tramwaju: „Przesuń się”, pani z urzędu: „Podpisz tutaj, tylko ładnie”, lekarz: „No to powiedz mi teraz, co Ci dolega”.

Istotnym dla zrozumienia, co mnie w tych sytuacjach drażni, jest ich kontekst społeczny. Tu nie chodzi o to, że jestem zarozumiała i oczekuję od innych, żeby kłaniali mi się w pas. Lubię przechodzenie na „ty” z ludźmi, z którymi pracuję (uczniami, współredaktorami), uważam za oczywiste zwracanie się do siebie w ten sposób, gdy jesteśmy uczestnikami jakiejś grupy zajęciowej, fundacji czy wspólnoty.

 

Savoir-vivre

Nie sądzę, żeby nadużywanie formy grzecznościowej miało jakikolwiek sens i nawet gdy występuję w roli pracodawcy wolę, żeby mój zleceniobiorca zwracał się do mnie po imieniu. Ale naprawdę ciężko mi zdzierżyć, kiedy ktoś z rozpędu, nie znając mnie, mówi do mnie jak do siedmiolatka, który zgubił rowerek.

Co zatem przystoi, a co nie przystoi w naszej kulturze? Savoir-vivre towarzyski mówi na ten temat krótko.

Do nikogo nie wolno nam powiedzieć na „ty” bez jego wyraźnej zgody. A zatem sytuacje uliczne, sklepowe czy urzędowe również nas do tego nie upoważniają. Praktyka pokazuje, że bezpiecznie jest zwrócić się w ten sposób wyłącznie do dziecka w wieku szkoły podstawowej. Później przekraczamy już cienką granicę, za którą nigdy nie możemy być pewni, czy osobnik jest w wieku, na który go oceniamy.

Lepiej więc nazwać „panem” bardzo młodego człowieka, który speszony powie „proszę mi mówić po imieniu” niż znieważyć kogoś, kto dawno skończył już studia i prowadzi życie zawodowe.



Czytaj także:
Chcesz uczynić świat lepszym i przyjemniejszym? Pomogą Ci zasady savoir-vivre’u

 

Szacunek

Nie istnieje również zasada, że jeśli ktoś przypuszczalnie jest w moim wieku (a ja mieszczę się np. w przedziale 25-30) mogę mu mówić na „ty”, bo o oboje jesteśmy młodzi.

Oba powyższe założenia nie mają zastosowania na przykład, kiedy stajemy się częścią grupy o ustalonych już zasadach (w korporacji księgowa będzie do Was mówić „siemanko”, ale wy do dyrektora finansowego też) czy w internecie (bo trudno do kogoś o nicku nika-kicia-pisiaczek zwracać się „Pani Niko Kiciu Pisiaczku”, choć już korespondencja mailowa jest bardziej zbliżona do komunikacji face to face).

Jak reagować, kiedy ktoś – chcąc nie chcąc – naruszył naszą granicę i w rozmowie z nim nie czujemy się komfortowo? Ilu praktyków, tyle rozwiązań. Niektórzy zwyczajnie odpowiadają tym samym (co jest dobre, bo warto zadbać o siebie w sytuacjach, które nam nie odpowiadają, a złe – bo schodzenie do poziomu rozmówcy niczego twórczego nie wnosi).

Inni obracają wszystko w żart, subtelnie dając do zrozumienia rozmówcy, jak wielkie popełnił faux pas. Jeszcze inni asertywnie mówią, czego sobie nie życzą.

Reakcja, jakakolwiek jest, często dość szybko obnaża intencje rozmówcy. Wtedy dowiadujemy się na przykład, że ktoś mówiąc do nas na „ty”, celowo chciał okazać nad nami wyższość, albo że było zupełnie odwrotnie.

Dlatego reagowanie jest ważne. Bo uczy. Uczy zrozumienia własnych i cudzych granic i ułomności. Wypracowuje równowagę między szacunkiem do siebie i innych. Pozwala wykształcić empatię potrzebną nie tylko przy reagowaniu, ale i przy odpowiednim, troskliwym zwracaniu się do obcych.