Parę dni temu kolega zaprosił mnie na męską pielgrzymkę z Wawelu na Jasną Górę. Zapytałem: "A dlaczego nie w odwrotnym kierunku?"
Wielki Post to również czas jałmużny. W tym szczególnym okresie prosimy cię o wsparcie, które umożliwi nam dalszą ewangelizację i wlewanie nadziei w serca czytelników.
Lubię czytać, co o chrześcijaństwie piszą jego przeciwnicy. Jeśli potraktować ich krytykę jak informację zwrotną, może stać się dla twórczą inspiracją. Przeczytałem ostatnio wywiad z gnostyckim pisarzem Jerzym Prokopiukiem, w którym krytykował powszechny w Polsce kult maryjny.
Dlaczego? Jego zdaniem z perspektywy psychologii głębi chęć powrotu do matki, do jej czułych i opiekuńczych rąk, jest regresem. Tak też ocenia polską duchowość, jako niedojrzałą, ciągle szukającą „cichego kąta i ciepłego pieca” u mamy.
Możemy się oczywiście oburzać. Przywołać przykłady wielu cudów w sanktuariach maryjnych na całym świecie. Pisać o wyjątkowej roli Matki Boskiej w naszej tradycji, literaturze i historii. Ale nie to jest moim celem.

Czytaj także:
Piesze pielgrzymki. Polski fenomen
Od Matki do Ojca
Chodzi mi o głębszą refleksję nad naszą duchowością. Jeżeli, zdaniem Prokopiuka, kult maryjny jest regresem, to co byłoby postępem? Pisarz twierdzi, że naturalny kierunek wiedzie od matki do ojca. I tutaj można by oczywiście odparować, że taka jest właśnie istota kultu maryjnego. Maryja jest pośredniczką, prowadzi nas do Syna, przez którego dochodzimy do Ojca.
Czy jednak rzeczywiście tak to przeżywamy i tak tego doświadczamy? Pamiętam, że kiedyś rozmawiałem z jednym z czcicieli Maryi i modlitwy różańcowej. Powiedział mi coś zupełnie zaskakującego. Jego zdaniem, ci którzy trzymają się Matki Boskiej, mają drogę życiową łatwiejszą, mniej ciernistą od tych chrześcijan, którzy nie potrzebują w relacji z Bogiem jej pośrednictwa.
Czy tak jest w istocie? Podejrzewam, że ci, którzy tak wierzą, znajdują w swoim życiu potwierdzenie swoich przekonań. Warto je jednak zawsze skonfrontować z innymi przekonaniami.
Miłość czy lęk?
Warto zastanowić się, z czego wynika wybór takiej, a nie innej drogi duchowej? Czym jest ona motywowana? Potrzebą bezpieczeństwa czy wolności? Szukaniem świętego spokoju czy prawdy? Otwarciem na nowe czy chronieniem starego? Miłością czy lękiem?
Tych pytań może być o wiele więcej. Wszystkie mają jeden cel: wyrwać nas z uzależnienia naszego sposobu myślenia i zmusić do zmiany perspektywy.
Weźmy za przykład wydarzenia w Kanie Galilejskiej. Oczy wszystkich skierowane są na cud. Ale to jest też moment, w którym Jezus dość szorstko zwraca się do swojej matki. Gdy Maryja prosi go, aby coś zrobił, bo młodym zabrakło wina i będzie wstyd, on odpowiada: „Czyż to moja lub twoja sprawa niewiasto?”. Ostatecznie dokonuje cudu, zamienia wodę w wino, ale jego oschła reakcja na prośbę matki jest sygnałem wysłanym w jej stronę. Jakby chciał jej powiedzieć: „Matko, już wystarczy twoich rad, próśb, twojej troski i twojego wsparcia, teraz muszę iść sam, swoją drogą”.

Czytaj także:
Mężczyźni! Chodźmy do kościoła, jesteśmy tam potrzebni!
„Oto Matka moja”
Tak też się stało. To było symboliczne rozstanie z matką. Od wesela w Kanie Galilejskiej żaden ewangelista o niej nie wspomina. Maryja pojawia się dopiero pod krzyżem. Mogło dojść do spotkania w Galilei, kiedy Jezusowi zakomunikowano: „Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie”.
On jednak nie spotkał się z nią, odpowiedział tylko pytaniem: „Któż jest moją matką i którzy są braćmi?”. I spoglądając na siedzących wokoło rzekł: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”.
Jezus zaskakuje. Zachowuje się inaczej niż byśmy oczekiwali. Może i my powinniśmy na Niego inaczej popatrzeć? Widzimy w Nim Mesjasza, Zbawcę, uzdrowiciela… Ale czy także mężczyznę? Tego męskiego wymiaru Jezusa w Kościele, który określa się mianem „żeńsko-katolicki”, szczególnie brakuje.
Parę dni temu kolega zaprosił mnie na męską pielgrzymkę z Wawelu na Jasną Górę. Nie myśląc wiele, zapytałem go: a dlaczego nie w odwrotnym kierunku?
Z Jasnej Góry na Wawel, od Matki Boskiej Częstochowskiej do grobu polskich królów, do grobu patrona Polski św. Stanisława? Odpowiedział: a wiesz, że to ciekawy pomysł…
Ktoś powie, a jakie to ma znaczenie, droga ta sama. Niby tak, a jednak symbolika zupełnie inna, szczególnie dla mężczyzny.

Czytaj także:
W poszukiwaniu utraconej męskości