O Marie Zélie słyszała już każda fanka sukienek w Polsce. Ale czy ktoś z Was wiedział, że za wszystkim stoi mama św. Teresy z Lisieux?
Sto dziewięćdziesiąt kilometrów na zachód od Paryża mieści się Alençon. Miasteczko, słynące z tradycyjnej, francuskiej koronki.
To tam, 2 stycznia 1873 roku, urodziła się Maria Franciszka Teresa Martin, znana nam jako Teresa z Lisieux. Kanonizowana córka szwaczki i koronkarki, świętej Marie-Zélie Martin.
Istniejąca od niespełna dwóch lat marka z Gdańska nazywa się właśnie tak – Marie Zélie. Ale nie mówi nigdzie ani o świętej z Alençon, ani o koronkach. Zamiast tego, produkuje sukienki.

Czytaj także:
Jak stworzyć święte małżeństwo ze świętymi dziećmi? Uczmy się od rodziny Martinów
Gdańska pracownia
„Od kiedy tu pracuję, zmieniłam całą garderobę” – śmieje się Ania Sroka. Otwiera mi drzwi i zaprasza do środka. Marie Zélie (mariezelie.com) to cztery kobiety. Jeden mężczyzna. I sukienki, które wypełniają prawie całą przestrzeń.
Nazwa rzeczywiście jest nawiązaniem do świętej Zélie Martin, a firma powstała m.in. w konsekwencji burzliwych zmian w życiu duchowym. Krzysztof Ziętarski, założyciel marki, i jego żona chcieli wyrazić swoją duchową zmianę także w ubiorze. On nie miał problemu ze znalezieniem sklepu z elegancką i dobrej jakości odzieżą. Ona przeciwnie. I postanowili temu zaradzić.
Okazało się, że produkcja klasycznych, świetnie uszytych sukienek z naturalnych materiałów to coś, na co czekały tysiące Polek.
View this post on InstagramA post shared by Marie Zélie – Fashion Brand (@mariezeliebrand) on
Midi trend
Od kilku sezonów sukienki midi, czyli sięgające za kolano, oraz maxi, czyli do kostek królują na wybiegach i w ofercie odzieżowych sieciówek. Problem pojawia się w jakości szycia, materiału i samego (często odsłaniającego wszystko poza nogami) projektu.
W Marie Zélie zamiast sznurków mamy rękawy, a zamiast poliestru len, bawełnę i wiskozę. To nie tylko wynik uczciwości, ale też ukłon w stronę klasyki. „Klasyka to nie tylko kroje, ale też materiały, w których kobiety zawsze czuły się dobrze” – tłumaczy Ziętarski.
Jak mówi, tak właśnie ubierała swoje córki św. Zelia Martin. Pięknie i zgodnie z trendami.
365 dni w spódnicy
„Są eleganckie, dobre na wiele okazji i podkreślają atuty kobiecej sylwetki. Każda z nas wygląda bardzo kobieco w takiej długości”, mówi o dłuższych sukienkach Klaudia Halz, autorka bloga Haukotella i projektu 365 dni #wspódnicy.
Przekonuje, że spódnica to rozwiązanie idealne nie tylko w lecie, ale każdego dnia w roku.
Na jej facebookowej grupie dziewczyny codziennie publikują zdjęcia swoich outfitów. Nie znajdziemy tam modelek i zdjęć celebrytek, ale żywe kobiety o różnych figurach. Ciesząc się z sukienek, cieszą się z tego, jakie są. I uczą się siebie doceniać.

Niepraktyczne?
Wiele z nas lubi chować się za szarym T-shirtem i dżinsami (zresztą, prezentuję to pragnienie na załączonym obrazku). Ubranie sukienki to przekroczenie nieśmiałości. Wyjście z siebie. I szansa na spotkanie głęboko skrywanego ja.
O to zresztą chodzi. Strój to coś głębszego i ważniejszego, niż propozycje kolorowych magazynów.
„Chcemy, żeby kobiety uwierzyły w siebie i swoją kobiecość. Aby ubrania nie były celem samym w sobie, ale aby podkreślały naturalne piękno” – mówi Maria Gierszewska, zajmująca się wizerunkiem marki. „Wciąż wiele dziewczyn uważa, że sukienki i spódnice są niewygodne, niepraktyczne, niedostosowane do realiów współczesnego życia. Chcemy je przekonywać, by choć spróbowały” – dodaje.
Autonomia i wolność kobiet
Dawno temu wmówiono nam, że kobiety powinny przyciągać, pociągać i elektryzować. To nieprawda. Sukienki Marie Zélie przypominają, że autonomia i wolność kobiet nie polega na krzyku, a piękno to nie płytka seksowność.
„Moda na spódnice midi może osłabnąć. Ale my nie przestaniemy ich produkować”, gwarantuje Krzysztof Ziętarski. Miejmy nadzieję, że dotrzyma słowa.
View this post on InstagramA post shared by Marie Zélie – Fashion Brand (@mariezeliebrand) on

Czytaj także:
Spódnica na każdą okazję