Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Drukowana w tamtych latach gazeta sugerowała sarkastycznie, że jego pomysły to sprawa raczej dla inkwizycji niż biura patentowego.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Nie napiszę, z jakiego wywodził się zgromadzenia. Nie zalinkuję żadnego tekstu o osiągnięciach jego współbraci. Obiecałem sobie, że ten jeden raz się powstrzymam. Powiem tyle, że bohater dzisiejszej ciekawostki zaprojektował pierwszy w historii pojazd zdolny unieść się w powietrze. Uprzedzając pytania – nie, żaden z braci Wright nie był jezui… Ciii..
Bartolomeu de Gusmão długo zresztą w zakonie nie zabawił, jedynie rok jako nastolatek po klasztornej szkole. I choć nie zrezygnował całkiem z posługi kapłańskiej, a nawet doktoryzował się w dziedzinie prawa kanonicznego, coraz więcej jego uwagi pochłaniały nauki przyrodnicze, fizyka i matematyka. Na lizbońskim dworze cieszył się później również sławą poligloty o fenomenalnej pamięci. Gdyby żył 200 lat wcześniej, byłby chodzącą ilustracją określenia “człowiek renesansu”, portugalskim Leonardem da Vinci.
Gusmão zasłynął zresztą właśnie jako realizator jednego z najsłynniejszych konstruktorskich marzeń genialnego Włocha. Sam opierał się jednak na projekcie ks. prof. Francesco de Terzi – zakonnika, ze ZGROMADZENIA, KTÓREGO NAZWY OBIECAŁEM SOBIE DZIŚ NIE WYMIENIAĆ, a który dla wzniesienia człowieka ku niebu finezyjne skrzydła postanowił zastąpić balonem (próby prowadząc na skorupkach jajek).

Rządzący Portugalią w czasach Gusmão król Jan V musiał być solidnie zdziwiony, gdy pewnego wiosennego dnia Roku Pańskiego 1709 do jego Najwyższego Trybunału Sprawiedliwości wpłynęła petycja od nieznanego mu dotąd brazylijskiego księdza, który wnosił o przyznanie patentu na statek powietrzny zdolny pokonywać dziennie przeszło 200 lig [anglosaska jednostka miary – przyp. red.], czyli… niemal 1000 km z 10 osobami na pokładzie!!! I choć dołączona do petycji dokumentacja projektu nie zachowała się, musiała być z pewnością solidna, gdyż patent został przyznany.
Mało tego, król zadecydował o nadaniu projektowi klauzuli tajności, dostrzegając dalekowzrocznie możliwość wykorzystania statków powietrznych w działaniach wojennych (przypominam, mamy rok 1709!!!), transporcie czy przesyle korespondencji. Niezależnie od woli króla wieść o eksperymentach Gusmão rozchodziła się jednak pocztą pantoflową po Lizbonie, choć raczej w tonie sceptycyzmu wobec możności zbudowania “statku lżejszego od powietrza”. Drukowana w tamtych latach “Gazeta em Forma de Carta” sugerowała wręcz sarkastycznie, że pomysły Bartolomeu to sprawa raczej dla inkwizycji niż biura patentowego. Jakże prorocze miały się okazać te słowa…
Pierwsza oficjalna próba nowatorskiego środka transportu zaplanowana została na 24 czerwca 1709 r. – imieniny króla. Jednak z uwagi na jego chorobę (niektóre źródła mówią zaś o braku gotowości Gusmão) finalnie pierwszy działający statek powietrzny (dziś nazwalibyśmy go raczej lampionem) wzbił się w powietrze 8 sierpnia 1709 r. Jakkolwiek według ówczesnych kronikarzy (a wśród nich i kard. Michelangelo Contiego – przyszłego papieża Innocentego XIII) pokaz zakończył się, delikatnie mówiąc, umiarkowanym sukcesem (nieomal wywołano pożar w pałacu królewskim), sam król odniósł się do projektów Gusmão pozytywnie, przyznając mu katedrę profesorską na Uniwersytecie w Coimbrze, gdzie ten doskonalił następnie swoje kolejne wynalazki. Później kapłan otrzymał jeszcze miejsce w założonej w 1720 Academia Real da História Portuguesa jako jeden z jej 50 członków, a w 1722 został nawet dworskim kapelanem.

Nie wszystkim jednak tego rodzaju zażyłość monarchy z ekscentrycznym ks. Gusmão się podobała. Do Świętego Oficjum wpływały coraz liczniejsze donosy, w których dworski kapelan oskarżany był o związki z Żydami, potajemne małżeństwo, wystawne prowadzenie się czy nawet czarnoksięstwo (czego dowodem miały być prowadzone przez zainteresowanego astronomią Gusmão obserwacje gwiazd).
Wreszcie w 1724 r. kapłan oskarżony został przez inkwizycję o rzucanie czarów na króla – sam król jednakże niezbyt się tym przejął i nawet wyposażył ks. Gusmão w środki finansowe potrzebne do ucieczki z kraju. Ten nie uciekł jednak daleko, gdyż wyczerpany gorączką zmarł po kilkunastu dniach w hiszpańskim Toledo. Poszukiwany wraz z ks. Bartolomeo jego brat Alexandre został później przez inkwizycję uniewinniony.