Ks. Jacek Dziel jest misjonarzem miłosierdzia i proboszczem w sanktuarium Matki Bożej w Markowicach. Przez wiele lat był szefem gnieźnieńskiej Caritas. Na Woodstock pojechał pierwszy raz – jako ewangelizator.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
„Może to zabrzmi patetycznie, ale właśnie tam, wśród tych ludzi, miałem bardzo mocne poczucie, że przytuliłem się do Jezusa” – mówi ks. Dziel.
Wyjazdu nie planował, ale gdy przyszło zaproszenie od organizatorów, zdecydował się od razu. Był jednym z pół tysiąca ewangelizatorów – księży, sióstr zakonnych, misjonarzy i zakonników, którzy towarzyszyli młodym podczas tegorocznego Przystanku Jezus, odbywającym się równolegle z Przystankiem Woodstock i był rozlokowany tuż przy woodstockowym polu.
Czytaj także:
Miałbyś odwagę głosić Dobrą Nowinę na woodstockowym polu? Oni to robią [zdjęcia]
Jak przyznaje, doświadczył tam takiego Kościoła, o jakim mówi papież Franciszek – Kościoła wychodzącego na peryferie, Kościoła ubrudzonego, Kościoła niczym szpital polowy, opatrującego rany i towarzyszącego ludziom poranionym, skrzywdzonym, noszącym w sobie ogromny ból i cierpienie.
„Po wielu spowiedziach i rozmowach, jakie tam odbyłem, jestem przekonany, że te wszystkie złe emocje, o których się słyszy, agresja, przemoc, alkohol, narkotyki, używki, to najczęściej maska, droga ucieczki czy mechanizm obronny przed wielkim bólem serca” – mówi, dodając, że samego Woodstocku nie ocenia, bo nie na tym polegała tam jego misja.
„Pojechałem na Woodstock jako misjonarz miłosierdzia, jako kapłan i spowiednik, by być z ludźmi i rozmawiać z każdym, kto będzie tego chciał i potrzebował. Nie byłoby Woodstocku, byłyby inne takie imprezy, bo przecież problem przemocy i narkotyków nie dotyczy miejsca, ale ludzi.
Nie pojechałem tam po to, by ich potępiać czy pouczać, ale by służyć i muszę powiedzieć, że obok tego wielkiego rockowego «funu» widziałem też wielki głód miłości i tęsknotę za Bogiem. Piękne było też to, jak sami uczestnicy festiwalu o nas mówili: «Jezusy są spoko»” – przyznaje.
Obecny na Przystanku Jezus bp Grzegorz Ryś przestrzegał ewangelizatorów, by nie naciskali, nie zmuszali do wiary, raczej czekali i byli otwarci. „Są takie rzeczy, takie momenty, które człowiek musi zrobić sam. A ty bardzo byś chciał mu pomóc, bo go kochasz. Ale nie możesz nic zrobić. Musisz mu pozostawić przestrzeń do wolności” – tłumaczył bp Ryś.
„I tak to wyglądało – przyznaje ks. Jacek pytany o to, jak w praktyce wyglądała jego misja ewangelizatora. – Siadywałem na polu Przystanku Jezus, pod kilkumetrowym krzyżem, miałem obok wolne krzesło i czekałem. I powiem, że nie czekałem długo. Wiele osób już na początku mówiło: właściwie nie wiem, po co tu przyszedłem.
Tak zaczynało się wiele rozmów. Doświadczyłem wtedy bardzo mocno, że ewangelizacja to tak naprawdę dzieło Pana Jezusa, że to On przyprowadza człowieka. Powtórzę się, ale tam zobaczyłem faktycznie Kościół jako ten franciszkowy szpital polowy, który ma leczyć, a nie rozdrapywać rany.
Słuchałem ludzi straszliwie poranionych, którzy przychodzili z cierpieniami trudnymi do wyobrażenia, z historiami trudnymi do uwierzenia, z życiem pogmatwanym na własne życzenie, ale też przez trudne dzieciństwo, brak miłości, opieki i bliskości w rodzinie. Wielu chciało po prostu to z siebie wyrzucić, chcieli, aby ich wysłuchać.
Nie mogę i nie jestem w stanie tego ich bólu, złości, pogubienia i jednocześnie wielkiego głodu miłości opowiedzieć słowami. Mam te wszystkie historie i tych ludzi w sobie, nadal o nich myślę i za nich się modlę” – mówi ks. Jacek.
Czytaj także:
Mycie nóg na Woodstocku, czyli jak działa Przystanek Jezus
Były też trudne pytania o wiarę, o Boga, o zło. Wielu młodych mówiło, że w Boga wierzy, ale księży nienawidzi. „Mogłem im tylko powiedzieć: masz prawo. Niektórzy mówili o poczuciu krzywdy, o swoich pretensjach wobec księży. Myślę, że jedyną rzeczą, którą można wtedy zrobić to właśnie wysłuchać, żeby obok tego poczucia krzywdy zakiełkowała myśl, że może jednak są tacy, którym można zaufać” – dodaje kapłan.
Przystanek Jezus to ogólnopolska inicjatywa ewangelizacyjna skierowana do ludzi młodych uczestniczących w Przystanku Woodstock. Powstał w 1999 roku w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej z inicjatywy bp. Edwarda Dajczaka jako odpowiedź na potrzebę duszpasterskiej opieki nad uczestnikami największego festiwalu rockowego w Europie, gromadzącego nawet kilkaset tysięcy młodych.
Tegoroczny Przystanek Jezus był osiemnastym z kolei. Wzięło w nim udział ponad pół tysiąca ewangelizatorów z Polski i zagranicy – osób świeckich, kapłanów, sióstr zakonnych. Ich posłudze i samemu spotkaniu patronował św. Brat Albert Chmielowski. Każdego dnia w bazie Przystanku Jezus rozlokowanej bezpośrednio przy woodstockowym polu odbywały się msze święte, adoracja Najświętszego Sakramentu, spotkania, koncerty, wykłady i projekcje filmów.
Czytaj także:
Na Woodstocku imprezował do upadłego. Aż ktoś się za niego pomodlił…