Świat należy do ekstrawertyków, to oczywiste. Niespecjalnie się tym przejmuję, bo kiedy dorastałem, głównie siedziałem w swoim pokoju, słuchając muzyki i rysując.
Jeśli bycie introwertykiem oznacza wyrok w postaci długich wieczorów w towarzystwie kubka kawy i dobrej powieści, bez potrzeby prowadzenia banalnych rozmów, chyba jakoś wytrzymam z osobowością typu INTJ, którą Bóg zechciał mnie obdarzyć. Wyobrażam sobie ekstrawertyków, jak świetnie się bawią w hałaśliwych pubach, przybijają sobie piątkę podczas meczu koszykówki, prowadzą głośne rozmowy telefoniczne na środku sklepu spożywczego… i drżę.
Nie tylko ekstrawertycy mogą zmieniać świat
Nie mam nic przeciwko ekstrawertykom, ba, jest kilku takich wśród moich przyjaciół. Nie bez powodu to właśnie oni rządzą światem – popularni już w szkole, zajmują potem te wszystkie dobrze płatne, kierownicze stanowiska dzięki sile swojej osobowości. Dają się po prostu lubić.
Czasem jednak wydaje mi się, że to na nich spływa cała sława i chwała, gdy tymczasem w powszechnym mniemaniu introwertycy to ludzie nieśmiali i aspołeczni. Typową karykaturą introwertyka jest bibliotekarz, któremu brak energii, by dotrzymać kroku pędzącemu światu, więc woli zamknąć się w sobie. To prawda, introwertykowi trudno zostać gwiazdą rocka, politykiem czy osobowością telewizyjną.
Ale to nie znaczy, że introwertycy nie mogą zmieniać świata. Znaczy to wyłącznie tyle, że ich wpływ nie jest tak oczywisty, bo działają ciszej, bardziej prywatnie. Świat można jednak zmieniać na wiele sposobów, a tych troje świętych introwertyków może nam posłużyć za doskonały przykład, jak pozostawić po sobie trwały ślad.