Podczas przesłuchania do filmu „King Kong” 25-letnia Meryl Streep usłyszała, że jest „za brzydka”. Podobnie i równie paradoksalnie oceniamy często własne życie.
Ameryki nie odkryję, ale trudno uciec od tego faktu: my, kobiety, mamy ze sobą problem. Ze sobą, z oczekiwaniami wobec siebie i z własną ambicją.
Czujemy się w obowiązku być piękne. Choć czasem wstydzimy się być mądre.
Vogue na wózku inwalidzkim
Nie tak dawno graficzka Katherine Young zaprojektowała własne projekty okładek największych kobiecych magazynów.
Jej numer „Vanity Fair” miałby dotyczyć łapania życiowego balansu i depresji poporodowej, w jej „Vogue” przeczytalibyśmy wywiad z niepełnosprawną Jessicą Jewett i zestawienie najlepszych malarzy malujących ustami i stopami. „InStyle” inspirowałby do pozbywania się uprzedzeń, szczególnie wobec własnego ciała.
View this post on InstagramA post shared by Katherine Young Creative (@katyoungcreate) on
Przy każdym projekcie graficzka przytacza historię konkretnej kobiety – żywej, prawdziwej i nieprzystającej do plastikowych okładek kobiecych magazynów. I podkreśla, że żałuje, że nie poznała ich, kiedy dorastała.
A kogo poznała? Kogo my poznajemy dorastając, dojrzewając i tracąc wszelkie marzenia o własnej wartości?
Uroda, potencjał i inne tragedie
Jedna z moich koleżanek regularnie oczyszczała swoją listę obserwowanych profili na Instagramie. Opowiadała mi, jak bardzo ją one dołują. Wizyty na przyjęciach, drogie ciuchy, sesje zdjęciowe… głowa mała.
Słuchałam jej i zastanawiałam się, dlaczego sama nie mam z tym kłopotu? Obserwuję przecież te same blogerki i gwiazdy, ale zamiast się dołować, podpatruję ich sposoby na dobre ujęcia.
Czytaj także:
Jola Szymańska: List do kobiety, którą chcę się stać
Autodestrukcyjny detal
Niestety, szybko zrozumiałam swój błąd. Może i nie dołuje mnie czyjaś uroda, ale dołuje mnie cudza pomysłowość i pracowitość, kiedy samej mnie na nie nie stać. Nie dołuje mnie ładne selfie w fancy miejscu, ale dołują mnie nowe filmiki mądrej i bezlitośnie trafiającej w sedno vlogerki.
A kiedy zaczyna mnie dołować to, zaraz dochodzi też uroda, doświadczenie, sukcesy, uznanie i milion dopowiedzianych przez moją autodestrukcyjną wyobraźnię przymiotów.
Prawdopodobnie dlatego, że wydaje mi się, że królowa życia może być tylko jedna, a kobieta może być albo gwiazdą, albo jej szarą przyjaciółką.
Pokaż swój IG, powiem ci kim jesteś
Będę trzymać się tezy, że życie nieatrakcyjne to życie nieumiejętnie zaprezentowane. Atrakcyjnie można przedstawić wszystko. Od narkotykowego ciągu przez noce w spoconych klubach, aż po poród i niedzielny spacer. To wszystko można także przedstawić jako porażkę.
Patrząc na świat oczami Instagrama zapominamy, że sami go tworzymy. Go, czyli świat. Ale w zasadzie także go, czyli Instagrama. Przede wszystkim tworzymy jednak ją – własną głowę.
Głowę, którą odbieramy świat, Instagrama, drogie zegarki i pachnący liściami wieczór w ogrodzie, który skądinąd też może urosnąć do rangi nieosiągalnego miernika wartości mojego życia.
Czytaj także:
Sukienki, które uczą wolności. Wizyta w pracowni Marie Zélie
Meryl na niepogodę
Dwa lata temu Meryl Streep opowiedziała w talk show Grahama Nortona o przesłuchaniu do filmu „King Kong”. Usłyszała na nim, że jest „za brzydka”. Podkreśliła, że choć teraz się z tego śmieje, jako 25-latce nie było jej do śmiechu ani trochę.
Prawdopodobnie poczuła się tak jak ja, sporo moich koleżanek i cała masa kobiet uzależniających swój potencjał od atrakcyjności. Nie tylko tej fizycznej.
Ale wiecie, tak sobie myślę, bądźmy takie „brzydkie” jak Meryl Streep. Bądźmy nudnymi nerdami, nieumalowanymi marzycielkami i fankami rodzinnych przyjęć pod miastem.
Przecież to od nas zależy okładka i treść naszego życia.
Czytaj także:
Jola Szymańska: Z pamiętnika kiepskiej narzeczonej