separateurCreated with Sketch.

Przywlokłeś mnie tutaj, to teraz się o mnie martw! Moje przygody ze św. Antonim

ŚWIĘTY ANTONI PADEWSKI
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Kochany Antoni! Nie mogę się doczekać naszego spotkania. Postaram się zabrać ze sobą nitkę, żeby zacerować Ci w rękawie dziury, które masz od mojego modlitewnego szarpania.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Zaczęło się od dziadka Antoniego. Podobno głaskał mamę po sterczącym brzuchu i mówił: „Czuję, że to dziewczynka”. Nie zdążyliśmy się poznać.

Do dziś jest mi trochę przykro, bo był podobno dziadkiem z prawdziwego zdarzenia. Nosił siwą brodę, pachniał miodem i znał się na kawałach.

Wiedziałam, że miał szczególnego patrona i chyba dlatego tak bardzo polubiłam krótką modlitwę, którą odmawiało się w domu, gdy zginęły klucze albo paszport:

I tak szliśmy sobie z Antonim przez życie. Gdy tylko słyszałam, że komuś coś zginęło, uśmiechałam się pod nosem, pytając: „Załatwić ci?”. A potem oddalałam się na chwilę i modlitewnie szarpałam Antoniego za rękaw. Głupio mi czasem było, że zawracałam mu głowę błahostkami, ale on chyba się cieszy, gdy ma pełne ręce roboty.

Pewnego dnia dowiedziałam się, że uniwersytet przyznał mi stypendium w Rzymie. Zaraz potem, zupełnie nagle, dostałam wiadomość, że… zwolniło się jedno miejsce w Padwie. Miałam parę dni na podjęcie decyzji. Usiadłam w kościelnej ławce i zatopiłam się w przedeucharystycznej ciszy.

Otworzyłam oczy. Tuż przede mną leżał obrazek z Antonim. Kilka godzin później byłam jeszcze na Jasnej Górze. Zapomniałam, że i tam mój święty ma swoje miejsce, na które – oczywiście – nieświadomie wpadłam. Cóż, dawno już przestałam wierzyć w przypadki.

Potem sprawy toczyły się bardzo szybko. Sam dojazd do Padwy – częściowo autostopem, w skrzyni starego ducato z Brazylijczykami – był przykładem dobrego humoru Antoniego. Kiedy w końcu dotarłam do bazyliki i przyłożyłam dłoń do marmurowej płyty jego grobu, która podobno nigdy nie stygnie, powiedziałam mu: przywlokłeś mnie tutaj, to teraz się o mnie martw.

Martwił się, a jakże. Postawił na mojej drodze polskiego franciszkanina, który regularnie upewniał się, czy aby na pewno mam co jeść, a potem zaproponował mi wspólne tworzenie przewodnika po jednej z padewskich kaplic. Antoni znajdował mi też kierowców (i to nie byle jakich!) podczas autostopowych eskapad. Albo bezpieczne ławki, kiedy trzeba było zasnąć pod chmurką.

W końcu zabrał mnie też na szczególną pielgrzymkę. Szłam drogą, którą przemierzył w dniu swojej śmierci. Dokładnie tak samo, jak on – w czerwcowym deszczu, o drugiej w nocy, 25 kilometrów.

Kochany Antoni! Nie mogę się doczekać naszego spotkania. Postaram się zabrać ze sobą nitkę, żeby zacerować Ci w habicie dziury, które masz od mojego modlitewnego szarpania. Zanim jednak rzucę Ci się na szyję, spraw proszę, żebym nie gubiła się za często po drodze. I podziel się ze mną odrobiną swojej genialnej pamięci, dobrze? A gdy zajdzie taka potrzeba, szturchnij mnie mocno i postaw do pionu. Wiem, że potrafisz. Nie bez powodu chyba nazywano Cię młotem na heretyków? Amen.

Czytaj także:
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!