separateurCreated with Sketch.

Jak klasowy fajtłapa stał się profesorem. Jego historia wciąż mnie zawstydza

UCZEŃ W SZKOLE

Opowiem dziś historię, która wywołuje we mnie zarazem gorzki wyrzut sumienia, jak i oczyszczające łzy wzruszenia. Otóż zostało zwołane spotkanie mojej klasy ze szkoły podstawowej…

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Nasza klasa była przeciętna

Przyjechali na to spotkanie prawie wszyscy z żyjących jeszcze uczniów. Niektórzy byli na takich spotkaniach zwoływanych poprzednio, kilku przyjechało pierwszy raz. Zaczęły się wspomnienia i wymienianie informacji, kim się jest, jaką ma się rodzinę, ile wnuków itd. Klasa była przeciętna: miała swoich geniuszy i swoich głupków, swoje piękności i swoje przeciętności, tak, jak każda klasa. Jednak na to właśnie spotkanie pierwszy raz przyjechał największy głupek klasowy, nazywany kiedyś przez wszystkich Bulonem.

 

Bulon czy Andrzej?

Bulon dołączył do reszty gdzieś na poziomie klasy piątej i został ponownie powtarzając klasę ósmą. Uczył się najgorzej ze wszystkich. Właściwie z litości dostawał promocję na kolejny rok. Bulon nie starał się umieć, a i w domu nie miał go kto przypilnować, bo pochodził z tzw. patologicznej rodziny.

Zwalisty, brzydki, głupkowaty, pogardzany przez prawie wszystkich. Z niego można było się dowoli nabijać i robić mu głupie kawały. Nie chciało mu się uczyć, nie chciało mu się nawet odbijać za doznawane krzywdy. Dlatego po pewnym czasie dawano mu spokój i po prostu ignorowano. Taki obraz został w naszych głowach przez te wszystkie lata.

Bulon naprawdę miał na imię Andrzej, ale i tak dla wszystkich to był po prostu Bulon. Może dlatego, gdy Bulon wszedł do sali, większość z nas wpadła w stary schemat i pokpiwała sobie z niego. Bulon odbierał to tak, jak dawniej, z uśmiechem pobłażania na twarzy. Nie odwzajemniał się kpinami. Po prostu był wśród nas. Spotkanie trwało, potworzyły się grupki.

W pewnej chwili ktoś zapytał: „Bulon, a gdzie ty właściwie pracujesz?”. „W PANie”, odpowiedział Bulon. Oczywiście, zaraz padł dowcipny komentarz jednego z nas. W panie czy panowie, jaka to różnica… Ale inny zapytał: „Zaraz zaraz, w jakim panie?!”. „No w PAN-ie – odpowiedział Bulon. – W Polskiej Akademii Nauk”. Inny podpity już dowcipniś zapytał: „A co ty tam właściwie robisz? Jesteś portierem?”. „Nie – sprostował Bulon. – Wykładam. W Instytucie Fizyki Jądrowej. Jestem profesorem”.

Zapadła niezręczna cisza. Wszystkie oczy nagle spoczęły na Andrzeju. Bulon czy Andrzej? Andrzej czy Bulon? Każdy doznał pewnej dwoistości, niezgodności obrazu. W ciszy padło pytanie:„Nie żartuj, jak ty tam trafiłeś?!”. I Bulon zaczął opowiadać.

Nowy nauczyciel pokazał mu, jaki jest zdolny!

O tym, jak upływały lata, a on był ciągle Bulonem. Głupim, pogardzanym chłopakiem. Niechcianym w domu, nietolerowanym w szkole, ot takim klasowym niedojdą. Gdy został w ósmej klasie, było z nim naprawdę źle. W końcu mało kogo zostawia się, aby powtarzał ostatnią klasę podstawówki. Ale traf chciał, że właśnie wtedy do tej szkoły trafił nowy nauczyciel fizyki.

Podobnie jak Bulon, był niechciany w innych szkołach i w tym odtrąconym przez wszystkich chłopaku odnalazł bratnią duszę. Zafascynował go fizyką, a potem pokazał mu, jakie pokłady możliwości w nim tkwią. Bulon powoli zaczął zmieniać się w Andrzeja. Nadrobił wszystkie zaległości, także już bez problemu ze szkoły średniej startował na studia. Potem rozpoczęła się jego kariera naukowa.

 

Niewielu miało odwagę przeprosić

Wszyscy w ciszy i ze wstydem słuchali tego opowiadania. Jednak niewielu z nas miało odwagę po spotkaniu podejść do niego i powiedzieć przepraszam. Przepraszam za to, że włożyłem cię do ciasnej szufladki moich wyobrażeń o świecie. Przepraszam za to, że nie widziałem w tobie wrażliwego człowieka, a tylko klasową fajtłapę, na której można sobie poużywać, reperując własne kompleksy.



Czytaj także:


 

Chrystus z Wołynia

I na koniec krótka ludowa powiastka rodem z Wołynia. Idzie Chrystus z uczniami ukraińską drogą. Łąki kwitną, czuć cudowną woń kwitnących polnych kwiatów. Nagle w nosy apostołów uderza odór rozkładającej się padliny. Zbliżają się i widzą zdechłego psa, rozjechanego przez wóz. Chrystus podchodzi do zgnilizny, przygląda się i kiwa na apostołów, aby i oni podeszli. Ci stają obok, miny mają nietęgie, a Jezus mówi do nich: „Popatrzcie, co to był za pies! Jakie miał kapitalne uzębienie!”.

Każdy z nas pamięta pewnie swojego klasowego Bulona, może sam nim był. Obyśmy i my umieli patrzeć, jak najlepszy Nauczyciel. Patrzeć, by widzieć. Ponad pozorem nędzy ujrzeć piękno i palec samego Boga.

Tags: