Mama dziesięciorga dzieci i żona muzyka Joszka Brody – Debora Broda opowiedziała nam o kulisach domowej edukacji i rodzinie, z którą chce się żyć. Nie tylko w weekendy.
Jola Szymańska: Państwa dzieci chodziły kiedyś do szkoły państwowej?
Debora Broda: Pierwszych dwóch chodziło przez chwilę, ale to było bardzo dawno temu, za siedmioma górami…
Dziś najstarszy jest w liceum, najmłodsze jeszcze nie są objęte urzędowym obowiązkiem szkolnym, ale w edukacji domowej przepływ wiedzy jest swobodny, więc każdy, nawet mali, łapią z powietrza to, o czym się rozmawia.
Sami zdecydowali się Państwo na domowe nauczanie?
Edukacja domowa to nasz wybór i nasza droga. O ile wybór jest łatwy, to droga jest trudna.
Kiedy by ją Pani odradzała?
Ja nie doradzam i nie odradzam. Mogę się spotkać i poopowiadać o tym, jak to wygląda. Każdy ma swoją drogę i różne, niepowtarzalne uwarunkowania. Jeśli myśl o edukacji domowej, będąca małym, tlącym się płomykiem, nie zamieni się w wielki ogień, to widocznie to nie było to.
Wielu rodziców boi się, że domowe nauczanie to rezygnacja z samych siebie i wolnego czasu.
Dla mnie edukacja domowa nie jest więzieniem, tylko przygodą, a najlepsze efekty można zaobserwować właśnie wtedy, kiedy mam swój wolny czas i dzieci, których akurat nie męczę moimi najlepszymi pomysłami, odkrywają dla siebie samodzielnie jakiś kawałek świata. Polecam.

Co dzieciom najbardziej podoba się w tym, że uczą się same, w domu?
Trzeba by zapytać dzieci. Każde z nich z pewnością odpowie inaczej. Niektóre lubią wypełniać wszystko, co jest do wypełnienia w podręczniku już w pierwszym miesiącu szkoły, ale są też tacy, którym „nikt nie będzie mówił, jak się mają tego nauczyć”.
Motywację do poznawania świata dzieci mają z natury, tylko istnieją skuteczne metody, żeby ich tej motywacji pozbawić, na przykład poprzez danie im do ręki niektórych podręczników. Lepiej nie pomagać, niż źle „pomóc”.
A co z ich motywacją do nauki?
Kiedy przestali chodzić do szkoły, to zaczęli czytać książki. To była taka pierwsza, znacząca różnica. No i mieli dużo wolnego czasu na naukę, a to, że podstawa programowa nie jest w stanie dogonić pomysłów edukacyjnych dzieci, to już inna sprawa.
Coś Panią zaskoczyło?
To, że najwięcej się uczą, gdy nikt się tego nie spodziewa i nikt w to specjalnie nie zainwestował.
Co podpowie Pani rodzicom, zastanawiającym się nad edukacją domową?
Dużo obserwować, słuchać, czytać i wyciągać własne wnioski.
A tak na koniec, czy edukacja domowa dała coś Państwu, jako małżeństwu?
Dużo siły i odwagi, co ma przełożenie na to, jak żyjemy.
