separateurCreated with Sketch.

Aniela Salawa: Błogosławiona z miotłą. Doskonale uczy jak znaleźć świętość w zwykłym życiu

ŚWIĘTA ANIELA SALAWA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Anna Salawa - publikacja 22.11.17, aktualizacja 06.09.2024
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Większość swojego dorosłego życia spędziła z miotłą w ręku, pracując jako służąca. Często powtarzała: „Kocham moją służbę, bo mam w niej wyborną sposobność wiele cierpieć, wiele pracować i wiele się modlić, a poza tym niczego na świecie nie szukam i nie pragnę”.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Aniela Salawa – święta codzienność       

Na próżno szukać w jej życiorysie heroicznych wydarzeń i zaskakujących nawróceń. Szczerze mówiąc, na podstawie jej biografii ciężko byłoby nawet nakręcić jakiś wciągający film. Jej życie było proste i oddane Bogu. Tyle.

Ale to „tyle” wystarczyło, aby Kościół zaliczył ją w poczet błogosławionych, a jej kult nawet 100 lat po śmierci stale rósł. Większość swojego dorosłego życia spędziła z miotłą w ręku, pracując jako służąca. Często powtarzała: „Kocham moją służbę, bo mam w niej wyborną sposobność wiele cierpieć, wiele pracować i wiele się modlić, a poza tym niczego na świecie nie szukam i nie pragnę”.

Mało jeść, dużo pracować, wiele się modlić

Przyszła na świat jako 11. dziecko w Sieprawiu, małej wiosce niedaleko Krakowa. Niedożywienie wynikające z biedy i liczne choroby sprawiały, że była wyjątkowo słabym dzieckiem. Słabym fizycznie, ale niezwykle zahartowanym duchowo.

Matka od dzieciństwa powtarzała jej, że w życiu należy mało jeść, dużo pracować i wiele się modlić. Jako dziewczynka nauczyła się haftować i wykonywać koronki, by chociaż w ten sposób zarabiać i odciążyć trochę rodzinę. Mając 16 lat, przeprowadziła się do Krakowa w poszukiwaniu pracy.

Czytaj zawsze i wszędzie

Ukończyła zaledwie dwie klasy wiejskiej szkoły podstawowej, a jest patronką m.in. studentów, którzy tłumnie nawiedzają jej grób u ojców franciszkanów w Krakowie, zwłaszcza w czasie sesji. Ciekawość świata i nieustanny nawyk samokształcenia zaszczepiła w niej matka.

Choć w domu się nie przelewało, rodzice w miarę możliwości stale powiększali religijną biblioteczkę. W niedziele po mszy świętej panował zwyczaj głośnego czytania pobożnych lektur. W swoim dorosłym życiu Aniela często sięgała po książki, głównie wielkich mistyków: św. Tomasza z Akwinu oraz św. Teresy z Ávili. Zainspirowana tymi dziełami, sama zaczęła spisywać swoje wewnętrzne przeżycia w „Dzienniku”. Nawet na wielu obrazach błogosławiona przedstawiana jest z księgą Biblii w ręku.

Powołana do życia w świecie

Nie ukrywała, że marzyło jej się życie w zakonie, ale uważała, że takie powołanie byłoby dla niej drogą na skróty. W swoim „Dzienniku” pisała: „Jakże się cieszę i dziękuję Bogu, że nie jestem w klasztorze – tam w zakonie, nie mogłabym się tyle umartwiać, co na świecie”.

A upokorzeń w swoim życiu dozna sporo: na przykład wtedy, kiedy zostaje wyrzucona z pracy i oskarżona o kradzież. O takich sytuacjach pisała:

W przeróżnego rodzaju potyczkach co do przykrości doznanych od ludzi, zachować stanowczość, energię umiarkowaną, o ile możności cichość, cierpliwość, powolność, spokój (…) starać się wszystkimi siłami nie dopuszczać do duszy rozgoryczenia.

Kiedy dusza mężnie się potyka…

Jak na prawdziwego świętego przystało: Aniela wyjątkowo umiłowała sobie cierpienie. Pragnęła, jak wyrażała to w jednej ze swoich modlitw, „być ofiarą między niebem a ziemią, przebłaganiem (…) za grzechy swoje i całego świata”. Pewnego razu, wędrując po Krakowie, spotkała bardzo biednego, smutnego człowieka. Chciała mu pomóc, ale nie wiedziała jak. Wtedy ukazał jej się cierpiący Pan Jezus i wyjaśnił, że ten człowiek niegodnie nosi swój krzyż. Wtedy Aniela gorąco prosiła Pana, by Ten przeniósł na nią chorobę tego człowieka.

Niedługo po tym zdarzeniu zdiagnozowano u niej raka żołądka. A była to tylko jedna z wielu jej dolegliwości. Chorowała również na stwardnienie rozsiane (dziś jest nawet patronką ludzi dotkniętych tą przypadłością), gruźlicę, bezsenność. Pod koniec życia była częściowo sparaliżowana. O cierpieniu w swoim „Dzienniku” pisała tak: „Tak mi się zdaje, że Pan Bóg żąda ode mnie tej ofiary, że ja mam taka chora choć czasem pójść do kościoła. Ja w tym czuję szczególny pociąg i wielki zapał”.

Żyję, bo chcesz, umrę, kiedy każesz, zbaw mnie, bo możesz…

Wycieńczona licznymi chorobami, ostatnie 4 lata swojego życia spędziła przykuta do łóżka. W tamtym czasie mawiała: „Jednego się najwięcej lękam, aby mnie nie opuścił zapał do cierpienia. Zmarła, mając zaledwie 41 lat”.

Początkowo pochowano ją na cmentarzu Rakowickim, jednak w związku z rosnącym kultem i pojawiającymi się informacjami o łaskach otrzymanych za jej wstawiennictwem, wkrótce jej szczątki przeniesiono do kościoła ojców franciszkanów w Krakowie.

Jedno z takich wydarzeń miało miejsce w pewien marcowy dzień w 1990 roku w Nowym Targu. Wtedy to na placu zabaw na małego Grzesia przewróciła się zjeżdżalnia i zmiażdżyła mu głowę. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. Cała rodzina rozpoczęła wielki szturm do nieba za przyczyną Anieli Salawy. Szturm cudownie owocny – rok później zupełnie zdrowy Grześ na Rynku w Krakowie przyjmuje komunię świętą z rąk Jana Pawła II, w czasie mszy beatyfikacyjnej Anieli Salawy, która wyprosiła mu łaskę zdrowia i życia.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.