Te same słowa wypowiadane przez mamę, męża czy koleżanki nie robią na nas takiego wrażenia jak wtedy, gdy padają z ust gwiazdy ekranu. Dlaczego?
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Od kilku dni w Internecie krąży zdjęcie pozbawionej makijażu Julii Roberts opisane jako „dogłębnie poruszający przesłanie”. Obok niego kilkuzdaniowe wyznanie aktorki:
Perfekcjonizm wyglądu zewnętrznego stał się chorobą ludzkości. Kobiety nakładają na twarze tony makijażu, by ukryć niedoskonałości. Pozwalamy sobie wstrzykiwać botoks, głodujemy, by osiągnąć idealne kształty. Za wszelką cenę chcemy siebie naprawić, ale nie da się naprawić czegoś, czego nie widać. To nasze dusze potrzebują pomocy. Nadszedł czas, by sobie to uświadomić. Jak możemy oczekiwać, że ktoś nas pokocha, jeśli same siebie nie kochamy? Zacznijmy budowanie relacji od swojego wnętrza. Nie ma znaczenia, jak wyglądamy, ważne jest to, co do siebie czujemy. Publikuję dziś swoje zdjęcie bez makijażu. Wiem, jak wyglądam, wiem, że mam zmarszczki, ale dzisiaj chcę popatrzeć głębiej. Chcę zajrzeć w swoją duszę, zauważyć swoje prawdziwe Ja, to kim jestem naprawdę. Chciałabym, byście i wy dostrzegły i uszanowały swoją najgłębszą i najprawdziwszą istotę, pokochały siebie takimi, jakimi jesteście”.
Chcemy gwiazd myślących jak my?
W ciągu kilku godzin posypały się setki udostępnień i tysiące zachwyconych komentarzy internautek. Do entuzjastek wpisu dołączyły nawet polskie modelki i gwiazdy, m.in. Aleksandra Nieśpielak.
Portale „Dobre wiadomości” i „Likemag” promujące ten post z pewnością zanotowały ogromny ruch na stronach.
Nikt z komentujących nie wysilił się jednak, by wykonać dwa – trzy kliknięcia więcej, i sprawdzić źródło „poruszającego apelu”. Okazuje się, że wbrew zapewnieniom nie pochodzi ono z Instagrama Julii Roberts, bo aktorka takiego oficjalnego konta nie posiada. To co podpisano jako jej konto, to w rzeczywistości… profil jakiejś zwykłej dziewczyny. Kto zagłębił się w poszukiwaniach dalej, ten zorientował się że Julia Roberts nigdy nie wypowiedziała słów które jej się przypisuje.
W połowie pochodzą one piosenki Beyonce pod tytułem „Pretty Hurts”. Pierwsze kilka wersów o „perfekcjonizmie który jest chorobą ludzkości” to nawet nie parafraza, ale dosłowny cytat z wokalistki!
To nie koniec. „News” z Julią Roberts, który w naszym internecie robi furorę od kilku dni, oryginalnie opublikowano co najmniej trzy lata temu. Analogiczne notatki powołujące się na fikcyjne konto aktorki krążyły na zagranicznych portalach od 2014 roku. Jak to możliwe, że kobiety na całym świecie zakochały się w spreparowanej wiadomości, w słowach które pochodzą z piosenki, i nigdy nie padły z ust Julii Roberts?
Media potrzebują znanych nazwisk
Posiłkowanie się celebrytami dla wzmocnienia przekazu medialnego, to stary mechanizm. Medioznawca z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Maciej Mrozowski w rozmowie z portalem natemat.pl tłumaczy:
Media potrzebują dużo surowca, tak przynajmniej twierdzą medialni marketingowcy. A celebryci to najlepszy surowiec, łatwy do przerobienia zarówno przez producentów, jak i widzów.
Każdego dnia jesteśmy bombardowani nieprecyzyjnymi czy wręcz fałszymi informacjami, które dla większej wiarygodności pojawiają się obok nazwisk znanych osób, postrzeganych jako eksperci.
Kilka miesięcy temu Informacyjna Agencja Radiowa powołując się na Janusza Gołębia, członka polskiej wyprawy na K2, podała informację o „Wietrze wiejącym z prędkością 500 kilometrów na godzinę”. Informację przedrukował m.in. portal TVP info. Artykuł wisi w internecie od jesieni, a Pan Janusz Gołąb nie ma możliwości poproszenia o korektę, bo właśnie wspina się z resztą drużyny w Karakorum. Tymczasem na ziemi żaden synoptyk nie zanotował wiatru z taką prędkością, a portal 8a.pl którego Janusz Gołąb jest felietonistą, z oburzeniem dementuje te informacje jako kompletne bzdury.
Julia ambasadorką naturalności
Media wykreowały fake news z Julią Roberts, bo nawet oczywiste słowa o akceptowaniu niedoskonałości brzmią inaczej jeśli wygłasza je ikona piękna. Dlaczego kobiety na całym świecie uwierzyły, że to co przypisuje się „Pretty Woman” to prawda?
Aktorka jest wzorem piękna, do którego wiele kobiet chciałoby dążyć. Gdy widzimy jak powoli zaczyna się starzeć i postanawia to zaakceptować, czujemy, że mamy sprzymierzeńca który pomaga nam pokochać własne niedoskonałości. Cieszymy się, że ktoś znany i zamożny, kto może pozwolić sobie na dowolne poprawianie urody, wybiera naturalność. Julia Roberts to w końcu twarz wielu kosmetycznych marek takich jak Lancome.
Czytając zapewnienia, że „Nie ma znaczenia, jak wyglądamy, ważne jest to, co do siebie czujemy” zyskujemy ambasadora w podejściu, które wielokrotnie same reprezentujemy z braku innej możliwości. Nie warto jednak zachwycać się celebrycką „ideologią naturalnego piękna” bez głębszej refleksji.
Ten nowy trend to niekoniecznie potrzeba powrotu do wartości takich jak autentyzm, ale kolejny sposób na dalszą karierę dla kobiet z showbiznesu, które zbliżają się do czterdziestki lub już ją przekroczyły. To nie przypadek, że Julia Roberts zaraz po skończeniu 45 lat zaczęła staranniej kreować swój publiczny wizerunek: w filmie „Sierpień w hrabstwie Osage”, pokazała się we flanelowym szlafroku, bez makijażu.
Złośliwi uważają, że to „nowy sposób na Oskara” – będąc ikoną piękna oszpecić się, by pokazać swój aktorski warsztat. Ten „patent” wykorzystała przecież eks-modelka Charlize Theron w filmie „Monster” i Nicole Kidman w „Godzinach” (każdy z nas pamięta jej doklejony nos).
Roberts bez makijażu idealnie wpasowała się w kampanię luksusowej francuskiej marki „Givenchy”, której twarzą została w 2014 roku. Wątpliwe jednak by Ricardo Tisci, który wymyślił kampanię, chciał promować autentyzm i nideidaelne kanony piękna. Chodziło raczej o złamanie konwencji, które w świecie mody zawsze robi duże wrażenie. Julia Roberts w kampanii Givenchy pojawiła się nie tylko bez makijażu, ale także bez uśmiechu, który jest jej znakiem rozpoznawczym.