Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Czy można wierzyć w prawdziwą miłość od pierwszego wejrzenia? „Myślę, że tak, zwłaszcza z perspektywy prawie 40 lat małżeństwa” – odpowiada z uśmiechem Ewa Rishmavi, znana wszystkim pielgrzymom podróżującym do Betlejem na „Pole Pasterzy”.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Można powiedzieć, że razem ze swoim mężem doktorem Rafiqiem Rishmavi są dobrymi ambasadorami Polski w Ziemi Świętej. “Od lat mieszkamy w Beit Sahour, chrześcijańskiej dzielnicy blisko Betlejem, ale nasza wspólna historia zaczęła się w Łodzi. Po maturze uszczęśliwiona spacerowałam z koleżankami, a Rafiq ze swoimi kolegami ze Studium Języka Polskiego – wspomina Ewa. – Nawiązaliśmy kontakt przez zwyczajne pytanie: przepraszam, która godzina? I tak to się wszystko zaczęło. Starałam się wspierać Rafiqa w nauce polskiego, ponieważ wiedziałam, że ma zamiar studiować medycynę. Piękne marzenie: zostać lekarzem, aby później powrócić do Palestyny. Leczyć i pomagać, zwłaszcza najbardziej potrzebującym i najsłabszym: dzieciom. Ale droga do spełnienia tego marzenia okazała się naprawdę bardzo ciężka. Zaczęliśmy się spotykać, a nasza znajomość przerodziła się w miłość. Czas pokazał, że to rzeczywiście miłość na dobre i na złe.
Rafiq pierwsze polskie święta Bożego Narodzenia przeżył z moją rodziną. A trzy lata później przyjechali do Łodzi moi przyszli teściowie, aby wspólnie przygotować zaręczyny. Długo rozmawialiśmy, a ja obiecałam mojemu teściowi, że po zakończeniu studiów nie będę zatrzymywać Rafiqa w Polsce tylko wrócę razem z nim do Palestyny, aby mógł leczyć swoich rodaków.
Czytaj także:
Małżeństwo od kuchni wg ks. Malińskiego
Do Palestyny z suknią w walizce
Razem z całą rodziną zadecydowaliśmy, że ślub odbędzie się w Betlejem. Rok później, dokładnie w 1980 roku, po raz pierwszy wybrałam się w podróż do Palestyny, nie przypuszczając, co mnie może spotkać po drodze. Taka podróż – do dnia dzisiejszego – to prawie cały dzień z przesiadkami, bo nie można przez Tel Aviv, gdzie podróż trwa zaledwie 3-4 godziny z Polski. Takie są układy, jeśli jest się Palestyńczykiem… Na granicy między Izraelem a Jordanią, z walizką, w której była moja ślubna sukienka, znalazłam miejsce w busie z napisem dla cudzoziemców. Bus bardzo wygodny, nowoczesny z klimatyzacją, bo to tereny Jerycha, gdzie temperatura latem dochodzi do 40 stopni i więcej…
Pamiętam, że po kilku minutach do autobusu wszedł żołnierz izraelski i każdego pytał o cel podroży do Izraela. Kiedy żołnierz zapytał mnie o podróż, zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że jadę na swój ślub do Betlejem. Kiedy usłyszał, że mój narzeczony jest Palestyńczykiem, wysadzono mnie z autobusu… i kazano iść inną drogą przez słynny most, razem z setkami ludzi, którzy w ogromnych kolejkach czekali na przekroczenie granicy. Wzbudziłam ogromne zainteresowanie, bo byłam między nimi jedyną cudzoziemką… Most nad Jordanem to jedyna droga, którą do dzisiaj możemy się wydostać z Palestyny. Latem, kiedy najczęściej ludzie stąd wyjeżdżają, to jest to prawdziwa droga przez mękę.
Choć oboje z mężem mamy obywatelstwo i paszporty polskie, to mając równocześnie paszport Autonomii Palestyńskiej, nie możemy korzystać z lotniska w Tel Avivie… Dopiero od niedawna kobiety, które skończyły 50. rok życia, a mężczyźni 55., mogą przechodzić na drugą stronę muru do Jerozolimy bez specjalnych pozwoleń. Pozostałe osoby muszą mieć specjalne pozwolenia wydane przez władze izraelskie. Trudno to sobie wyobrazić, ale w Betlejem są osoby, które nie przekroczyły granic tego miasta i nigdy nie były w Jerozolimie, choć to tylko odległość kilkunastu kilometrów…
Czytaj także:
Miłość przez ścianę stalinowskiego więzienia. Zobaczyli się dopiero na ślubie
Wymarzony dom w Palestynie
Dotarłam szczęśliwie do Rafiqa i jego rodziny. Wkrótce odbył się wymarzony ślub w Beit Sahour, a my wróciliśmy po miesiącu do Polski już jako małżeństwo. Zamieszkaliśmy z moją mamą chrzestną. Mieliśmy jeden pokój bez żadnych wygód. Spaliśmy na podłodze, na materacu… Kiedy spodziewałam się pierwszego dziecka, pojawiła się możliwość, aby mieć swoje miejsce w moim domu rodzinnym. Trwało to przez 7 lat, w jednym pokoiku 2 na 3 metry… Urodziły się dzieci: córka Susu i syn Jakub. Myślę, że ktoś patrząc z boku na nasze małżeństwo, nigdy nie pomyślał, że może ono przetrwać. Ale wiedzieliśmy z mężem, że łączy nas sakrament małżeństwa i nie jesteśmy sami… Wszyscy moi sąsiedzi ze zrozumiałym zaciekawieniem obserwowali Rafiqa. Byli zdziwieni widząc, jak opiekuje się dziećmi i zajmuje się tak przyziemnymi sprawami jak wynoszenie śmieci czy robienie zakupów.
Kiedy mąż zrobił specjalizację z pediatrii, wróciliśmy do Palestyny. Dla mojej rodziny w Polsce to był szok, tym bardziej, że od 3 miesięcy trwała Intyfada, czyli pierwsze powstanie, wojna, a my mieliśmy dwójkę małych dzieci… Mieszkaliśmy znowu w jednym pokoju. Do tego godzina policyjna, codzienne demonstracje, brak pracy, strach co przyniesie następny dzień. Czekałam 4 lata na uregulowanie mojej sytuacji prawnej. Moje prośby o przedłużenie wizy lub przyznanie stałego pobytu spotykały się z odmową. W 1992 roku wojna z Irakiem. Strach o nas, o nasze dzieci. W 1995 roku urodziłam naszą najmłodszą córkę Dinę. A w 1998 roku po raz pierwszy po 10 latach pobytu tutaj, pojechałam do Polski. Niestety nie żyli już moi rodzice i brat. Nie mogłam być na ich pogrzebie, bo gdybym stąd wyjechała, z Palestyny, to już nie mogłabym wrócić”.
Ewa i Rafiq po 15 latach małżeństwa zamieszkali samodzielnie. Pomimo trudności, jakich nie szczędziło im życie, ich wielką radością są dzieci: najstarsza Susu skończyła Uniwersytet w Betlejem i jest menadżerem kultury. Susu reprezentowała Palestynę na Festiwalach Filmowych w Wenecji, Cannes czy w Berlinie. Kuba jest montażystą filmowym i pracuje w Ramallah. A Dina kilka miesięcy temu wyszła za mąż i mieszka z mężem blisko rodziców.
Czytaj także:
W Betlejem byłam w potrzebie. Przygarnęła mnie muzułmańska rodzina
Doktor Rafiq. Honorowy konsul
Doktor Rafiq jest nie tylko znanym i cenionym lekarzem, ale w latach 2012-2017 był Honorowym Konsulem Polski w Betlejem. “To nie tylko zaszczyt, ale ciężka praca” – podkreśla doktor. Pomimo licznych obowiązków zawsze znajduje czas, aby zająć się polskimi misjonarzami w Betlejem i najbliższej okolicy: ma czas na spotkanie z polskimi franciszkanami pracującymi przy Bazylice Bożego Narodzenia, czy polskimi elżbietankami zajmującymi się z wielkim oddaniem dziećmi w sierocińcu „Home of Peace”. Nawet u karmelitanek, w miejscu gdzie znajduje się grób Małej Arabki, doktor Rafiq bezinteresownie wspiera siostry, lecząc i stawiając diagnozę „gratisowo”. A jego „łączniczką” w Karmelu jest polska siostra…
Dzisiaj doktor Rafiq jest dyrektorem medycznym szpitala i często pracuje kilkanaście godzin dziennie, ponieważ razem z przyjaciółmi budują pierwszy w rejonie Betlejem szpital z prawdziwego zdarzenia. Ma być nowoczesny i to, co najważniejsze, dostępny dla wszystkich: biednych i bogatych. Jest to wielkie dzieło i spełnienie marzeń. Pomoc i środki finansowe na budowę płyną z całego świata. Czasami Ewa i Rafiq wspominają pierwszą pracę doktora w łódzkim szpitalu im. Janusza Korczaka, którego patron oddał życie za swoich podopiecznych. “Tutaj każdy dzień jest oddawaniem swojego życia dla innych, nie może być inaczej” – puentuje doktor Rishmavi.
Czytaj także:
Niezwykła historia sierocińców w Jerozolimie i Betlejem stworzonych przez polską zakonnicę