Aleteia logoAleteia logoAleteia
czwartek 25/04/2024 |
Św. Marka
Aleteia logo
Pod lupą
separateurCreated with Sketch.

Wiesz, że dyskryminacja kobiet to… grzech?

DYSKRYMINACJA KOBIET

Shutterstock

Małgorzata Bilska - 08.03.18

Kluczem do zrozumienia aktualnej nauki Kościoła o roli kobiety, a także sprawiedliwości społecznej, jest słowo „dyskryminacja”. A tego słowa Polki raczej nie lubią używać.

W 2018 roku obchodziliśmy setną rocznicę otrzymania przez Polki praw wyborczych. 28 listopada 1918 roku na mocy dekretu Józefa Piłsudskiego wszystkie kobiety, które ukończyły 21 lat, zyskały prawo do głosowania na kandydatów do parlamentu (prawo czynne) i kandydowania do niego (prawo bierne). W ten sposób dyskryminacja kobiet na płaszczyźnie wyborczej zakończyła się w Polsce jako jednym z pierwszych krajów Europy.

W styczniu 1919 roku do Sejmu wybrano 8 kobiet. Polki stały się pełnoprawnymi obywatelkami wraz z odzyskaniem niepodległości, wcześniej niż Amerykanki czy Francuzki. Doceniono ich wkład w powstanie państwa, ale był to też czas licznych zmian społecznych. W krajach zachodnich rozpoczął je w 2. połowie XIX wieku ruch emancypantek. Czy możemy ten proces równania szans uznać za zakończony?




Czytaj także:
Czy idealna katoliczka musi uznawać wyższość mężczyzn?

Dyskryminacja kobiet na rynku pracy

Z okazji 8 marca Eurostat, czyli Urząd Statystyczny Unii Europejskiej, podał dane dotyczące różnic w średnich zarobkach brutto za godzinę dla kobiet i mężczyzn w poszczególnych krajach w 2016 roku. Polska znalazła się w ogonie niechlubnego zestawienia z różnicą na korzyść mężczyzn na poziomie 7,2 proc. Lepiej jest tylko w Belgii, Luksemburgu, Włoszech i Rumunii.

Na „podium” w skali nierówności znajdują się Estonia (25,3 proc.), Czechy (21,8 proc.) i Niemcy (21,5 proc.). Czwarta jest Wielka Brytania (21,0 proc.), ósma Francja (17,4 proc). Na głowę bijemy też np. Holandię (15,6 proc.) czy Danię (15,0 proc), choć one i tak mają lepsze wskaźniki niż średnia UE, która wynosi 16,2 proc.

Według danych opublikowanych w październiku 2017 przez Eurostat i Główny Urząd Statystyczny, godzinowe wynagrodzenie Polek wynosi o 7,7 proc. mniej niż Polaków, co nie zmienia naszej pozycji w rankingu. Jest – z pozoru – dobrze.

Gdyby przytoczyć bardziej szczegółowe analizy dot. różnic zarobków (GUS publikuje raport co 2 lata), sytuacja nie byłaby już tak różowa. Z licznych badań wiemy, że kobiety bywają dyskryminowane przy przyjmowaniu do pracy, o kilka lat dłużej czekają na awans, jest ich mniej w kadrach kierowniczych, często pracują w niżej opłacanych, sfeminizowanych zawodach, mają niższe emerytury itd.

Polki są natomiast dość przedsiębiorcze. Zaraz po transformacji ustrojowej wywindowały nasz kraj na 3 miejsce w rankingu odsetka kobiet prowadzących małe i średnie przedsiębiorstwa. W latach 1990-1997 przed nami były tylko USA i Kanada (dane za: World Bank, OECD i GUS). Tam, gdzie są wielkie pieniądze, ogromny biznes i spektakularne sukcesy, pozostają jednak rodzynkami. Motorem ich przedsiębiorczości jest ucieczka przed bezrobociem lub chęć połączenia pracy zawodowej z pracą w domu. Własna firma to ryzyko, ale daje elastyczny czas pracy.

Polki nie lubią słowa „dyskryminacja”

Nieszczęściem polskiej debaty o prawach kobiet jest jej ideologizacja. Po 1989 roku uaktywnił się w Polsce spóźniony o kilka dekad ruch feministyczny. Powstał on w reakcji na postulaty zmiany postkomunistycznej ustawy dopuszczającej aborcję „na życzenie”. Zanim zabiegane kobiety zdążyły się odnaleźć w nowej rzeczywistości i zdefiniować swoje problemy, opisać doświadczenia i je wyrazić, wpadły między młot a kowadło.

Zarówno konserwatyści, jak i postępowe feministki – teoretycznie wyedukowane na zachodnich uniwersytetach w dziedzinie gender studies – wiedzą, co jest dla kobiet najlepsze. Po wojnie o prawo do aborcji nadeszła kolejna, o gender, choć mało kto wie, czym ono jest. Swoje zrobiła lewicowa nowomowa. Określenia takie jak „gender”, „seksizm”, „równy status”, „prawa reprodukcyjne”, „parytet”, „patriarchat”, „szklany sufit” itd. skutecznie blokują jakąkolwiek wymianę rzeczowych argumentów. Druga strona uparła się za to po rycersku bronić niewiast przez złymi wpływami, jakby były głuche, nieme i mdlały z emocji na widok pewnych siebie, lewicowych liderek wyzwolenia. Blokadą jest też piętno niekobiecej feministki, bo etykietkę dostaje się na wstępie za pytanie o równość.

Od lat śledzę debatę na temat kobiet, najpierw jako studentka, potem naukowiec, a wreszcie jako dziennikarka. Z obserwacji tej wynikają 3 refleksje. Pierwsza – to nie szklany sufit jest dla polskich kobiet problemem, bo te, które chcą, potrafią go przebić. Są silne jak ich matki i babki, za to lepiej wykształcone i przekonane do partnerstwa. Kłopotem jest „szklana ściana”brak merytorycznej debaty o ich konkretnych bolączkach.

Druga – Polki nie lubią używać słowa „dyskryminacja”, bo pakuje je ono w rolę ofiary ojca, męża, syna lub pracodawcy. Przez wieki były dzielne, jako Matki Polki pod zaborami, a potem zaradne i silne za komuny. Nawet feministki to wiedzą, bo ukuły określenie „menedżerski matriarchat”, które opisuje sytuację niewiast w PRL-u. Kobiety chodziły na „polowania” do sklepów z pustymi półkami, żeby było co jeść. Wtedy żywność była limitowana, „na kartki”. Ratowały domowy budżet, pracując na pełnych etatach – rzecz nieznana „siostrom” na Zachodzie w tych czasach, one to musiały wywalczyć. Łączyły pracę i życie rodzinne, a nikt im nie pomagał. Teraz mają się przyznać, że jest im źle i sobie nie radzą?


HUG

Czytaj także:
Co papież Franciszek myśli o kobietach? Dyskusja wokół głośnej książki

Dyskryminacja kobiet jest grzechem

Po trzecie, co dotyczy katoliczek, wiele z nich nie zna nauczania Kościoła na swój własny temat. Zmieniło się ono zasadniczo po Soborze Watykańskim II. Pokazuje to choćby medialna dyskusja sprzed roku [2017 r. – przyp. red.] o posłuszeństwie kobiety, jakie rzekomo Kościół nakazuje.

W adhortacji Mulieris dignitatem z 1988 roku Jan Paweł II kilkukrotnie pisze, że słowa św. Pawła z Nowego Testamentu należy czytać jako nakaz wzajemnego posłuszeństwa małżonków wobec siebie, a nie jednej strony. A sprzeciw kobiet wobec nadużywania władzy przez mężczyzn jest słuszny, choć walka nie może się kończyć utratą kobiecych cech.

Kluczem do zrozumienia aktualnej nauki Kościoła o roli kobiety, a także sprawiedliwości społecznej, jest właśnie słowo „dyskryminacja”. To termin fachowy, neutralny światopoglądowo. Sobór Watykański II uznał dyskryminację kobiet za grzech; skutek grzechu pierworodnego. Słowa z Księgi Rodzaju o tym, że mężczyzna będzie… panował nad niewiastą, nie są planem Boga, lecz konsekwencją pychy prarodziców.

Słowo „dyskryminacja” pojawia się w wielu kościelnych dokumentach, począwszy od Konstytucji Gaudium et spes:

Wszelka jednak dyskryminacja w zakresie fundamentalnych praw osobowych, czy to społeczna, czy kulturalna, czy z powodu płci, rasy, koloru skóry, pozycji społecznej, języka czy religii powinna być przezwyciężona i zlikwidowana jako sprzeczna z zamysłem Bożym.

Jan Paweł II w Christifideles Laici pisał:

W sytuacji, w której kobieta musi znosić rozmaite formy dyskryminacji i godzić się na zajmowanie marginesowych pozycji tylko dlatego, że jest kobietą, istnieje pilna potrzeba obrony i promocji osobowej godności kobiety, a więc jej równości wobec mężczyzny. (…) Jest to zadanie wszystkich członków Kościoła i społeczeństwa, ale w szczególny sposób samych kobiet; one muszą się tu czuć zaangażowane i powołane do działania w pierwszej linii.

Czy kobiety chcą się bronić przed dyskryminacją? Czy uznają to jednak za przejaw egoizmu?




Czytaj także:
Czy katoliczka może być feministką? Jan Paweł II przekonywał, że tak

Kłopot z podręcznikami do Katolickiej Nauki Społecznej

Problem badania dyskryminacji kobiet leży w gestii Katolickiej Nauki Społecznej. W Słowniku KNS (pod redakcją ks. prof. dr. hab. W. Piwowarskiego), w definicji dyskryminacji czytamy: „Źródłem wszelkiej dyskryminacji jest egoizm indywidualny lub grupowy, prowadzący do ustalenia takiej struktury zależności pomiędzy jednostkami i grupami, która daje przewagę jednych nad drugimi z punktu widzenia życiowych szans”.

Przeanalizowałam 7 polskich podręczników do KNS, szukając w nich wiedzy na ten temat. Katolicka Nauka Społeczna jest przedmiotem obowiązkowym w seminariach, kończy się egzaminem. Uczą się jej studenci katolickich uczelni. W 2007 roku ukazała się pokonferencyjna książka autorstwa badaczy KNS Dyskryminacja jako nowa kwestia społeczna, której jednym z redaktorów był bp Józef Kupny. Mimo tego nie jest to rzecz poruszana w podręcznikach. Odkryłam za to w programie nauczania (podręczniki muszą być z nim zgodne…) tezy, które budzą zdumienie.

Otóż wg nich: kobieta jest z natury alterocentryczna. Charakter kobiet wyróżniać mają 3 cechy: 1. Chęć bezinteresownego poświęcenia 2. Emocjonalność 3. Potrzeba matkowania. Dlatego powinny zająć się sferą prywatną, pracując ewentualnie w zawodach takich jak sekretarka, księgowa, w pracy opiekuńczej, wychowawczej lub biurowej. Powinny być też ukierunkowane na pomoc (jednostronną) mężczyźnie, który (sic!) jest z natury egoistą: „Egocentryzm mężczyzny dysponuje go do wykonywania czynności zewnątrzdomowych […]” [K. K. Bełch Katolicka Nauka społeczna, 2017, s. 203]. Czyli to, że kobiety pracują w tych samych zawodach, co oni, i zarabiają niewiele mniej, miałoby być sprzeczne z ich naturą?

A skoro mężczyźni są egoistami, są z natury bardziej grzeszni. Mają też naturalną skłonność do dyskryminowania słabszych, co wynika z przytoczonej powyżej definicji.

Tezy te znalazłam również w podręczniku Katolicka Nauka Społeczna z 2004 roku pod red. ks. Tadeusza Borutki, o. Jana Mazura OSPPE i ks. Andrzeja Zwolińskiego (s. 193). Trafiły tam zapewne przepisane z pierwszego polskiego podręcznika do KNS autorstwa Czesława Strzeszewskiego [w wydaniu z 1994 roku na s. 447]. Tyle, że powstał on przed II Soborem Watykańskim. Prace nad nim rozpoczęły się w 1959 roku. Pierwsze wydanie ukazało się w Paryżu w 1964 roku, pod pseudonimem Stanisław Jarocki, gdyż władze PRL zakazały druku w Polsce.

Czy to możliwe, żeby treść zawarta w podręcznikach do KNS był niekompatybilna z posoborowym nauczaniem Kościoła? Brakuje też określenia, co w praktyce jest dyskryminacją, a co nie. Jedno wiadomo na pewno – Kościół zakazuje dyskryminacji kobiet.


BISKUP GRZEGORZ RYŚ

Czytaj także:
O kobietach, wiedźmach i Maryi, która mówiła „tak”, ale zadawała mądre pytania. Rozmowa z abp. Rysiem




Czytaj także:
Feministka zakochana w św. Ricie, strażniczka skarbów i Żydówka. Kim są kobiety Watykanu?

Tags:
feminizmkatolicka nauka społecznakobiety
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail