Co mają ze sobą wspólnego góralski trener i francuski filozof, który podejmuje się zaskakującej reinterpretacji historii Narcyza? Obaj odczarowują mit o miłości własnej i uczą, że bez niej nie można prawdziwie pokochać świata, życia i innych.
Miłość – najpierw do siebie
„Ukochoj się” – krzyczy Daniel Qczaj ze swojego instagramowego okienka do tysięcy Polek, którym pokazuje, że to właśnie ukochanie siebie jest podstawą szczęścia, spełnienia, zdrowia i miłości do innych. Niby to takie oczywiste, niby oklepane. A jednak z jakiegoś powodu ta prosta zachęta do pokochania samej siebie przyciąga rzesze kobiet, które nie tylko trenują razem z Qczajem, ale też razem z nim płaczą, dzielą się swoimi historiami i emocjami.
Mnie też przyciąga uśmiech góralskiego trenera. Lubię od czasu do czasu zajrzeć do jego okienka po garść entuzjazmu i przypomnienie o codziennym ukochiwaniu samej siebie. Przypomnienie i zewnętrzne potwierdzenie tego, o czym sama często nie umiem siebie przekonać: że mogę i powinnam obdarzać się miłością, akceptować się taką, jaka jestem, wybaczać sobie i troszczyć się o siebie po to, by móc kochać i akceptować innych, umieć im wybaczać i o nich się troszczyć.
Qczaj nie używa górnolotnych określeń – zamyka to wszystko w prostym „Ukochoj się” i pewnie dlatego trafia prosto w najczulsze punkty „swoich bab”. Ktoś mógłby powiedzieć, że to banał, nic odkrywczego. Skoro tak, to dlaczego tak często mamy problem z wprowadzaniem w życie tych oczywistości?

Czytaj także:
Qczaj i jego „Ukochoj sie!”: Dostałem to życie i chcę o nie walczyć
„A bliźniego swego jak siebie samego…” – czyli jak?
Logiczna analiza przykazania miłości wskazuje jednoznacznie, że do kochania bliźniego swego najpierw trzeba pokochać samego siebie – żeby wiedzieć, jak kochać innych. Taka jest teoria. W praktyce kochanie siebie często miesza nam się z egoizmem, a miłość własna wydaje się defektem ludzkiej natury, z którym trzeba walczyć, właśnie po to, by móc skierować na innych całą swoją miłość. I gdzie tu logika?
Ucz się od Narcyza – pokochaj siebie
Pamiętając o tragicznym losie zakochanego w sobie Narcyza, trudno jednak nie obawiać się zgubnych skutków miłości własnej. Pytanie tylko, czy to właśnie przestroga przed samouwielbieniem powinna być dla nas morałem mitycznej opowieści?
Fabrice Midal – francuski pisarz i filozof – przekonuje, że powszechna interpretacja mitu o Narcyzie to krzywdzące uproszczenie – zarówno dla samego Narcyza, jak i dla nas, którzy z mitu powinniśmy czerpać przecież (choć trochę) życiowej mądrości. Według Midala, historia Narcyza jest nie tyle przypowieścią o narcyzmie – we współczesnym tego słowa znaczeniu, ile o poznaniu samego siebie. Nie o konsekwencjach przerysowanej miłości własnej, ale o konsekwencjach jej braku, braku znajomości i akceptacji siebie.
O Narcyzie sprzed pochylenia się nad taflą wody wiemy tyle, że poświęcał się polowaniom i ignorował zaloty pięknych nimf. Nad strumieniem pierwszy raz zobaczył swoją prawdziwą twarz, pierwszy raz prawdziwie spotkał samego siebie. Nie myśliwego, oddającego się tylko łowom, szukającego potwierdzenia swojej wartości w kolejnych zdobyczach, ale siebie – pełnowartościowego człowieka. Wcześniej „kochał tylko łowy i nie chciał słyszeć o innej miłości”.
Zdaniem Midala, nie znając i nie kochając siebie, nie potrafił kochać innych. Dopiero gdy zanurzył się we własnym spojrzeniu i rozpoznał w nim siebie, mógł odrodzić się, jak kwiat narcyza i otworzyć na świat z miłością.

Czytaj także:
Akceptacja siebie nie wyklucza próby stawania się lepszym.
Czy Narcyz był narcyzem?
Z uproszczoną interpretacją mitu wiążą się funkcjonujące powszechnie i zdecydowanie negatywne określenia: „narcyz”, „narcyzm”, „narcystyczny” (franc. narcisse, narcissisme, narcissique). Opisują postawę totalnego zapatrzenia w siebie i przekonania o własnej perfekcji. Ale czy taki rzeczywiście był Narcyz? Ten uciekający przed sobą i przed miłością chłopak, który później z pochyloną nisko głową umierał z tęsknoty?
Francuski pisarz i to podaje w wątpliwość. Reinterpretuje utarte zwroty i określa „narcyza” jako kogoś pogodzonego ze sobą, swoją naturą, kogoś kto zna i akceptuje siebie w pełni – nie z próżności, ale po to, by móc kochać i akceptować innych. Dlatego, zamiast przestrzegać przed karą za próżną miłość, Midal przekonuje nas, że jesteśmy za mało „narcystyczni” (czyt. za mało pogodzeni ze sobą), a wszystkie wygładzone instagramowe selfie są tego najlepszym dowodem.
Czego uczy nas mit o Narcyzie?
„Mit jest jak worek leczniczych ziół…” – pamiętam do dziś definicję, którą dyktowała nam moja cudowna polonistka, powtarzając, że w mitologii można znaleźć uniwersalne odpowiedzi na większość ludzkich problemów.
Może właśnie dlatego tak przekonuje mnie ta odwrócona, być może dla niektórych nieco naciągana interpretacja mitu o Narcyzie. Bo – myśląc o klasycznym rozumieniu jego historii – cóż to za lekarstwo, które pozostawia po sobie tylko lęk i obawy? Nie dość, że gorzkie, to jeszcze mało skuteczne. Dlatego z worka z napisem „Narcyz” wyciągam dziś lekarskie zalecenie samoakceptacji, a dla wzmocnienia efektów do kuracji dorzucam doraźne dawki qczajowego „Ukochoj się!”.

Czytaj także:
Narcyzm to wielkie cierpienie. Nie tylko dla otoczenia!