Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Przypomnijmy sobie tych, których być może skrzywdziliśmy przedwczesną oceną, uprzedzeniami. Tych konkretnych ludzi, którzy wymykają się spod jakże łatwo przychodzących nam podziałów na „dobry/wierzący” i „zły/niewierzący”.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Niewierzący też są dobrzy
“Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie”. (Dz 10, 34b-35)
Dwa zdania, które są dla mnie głęboko poruszające, a wręcz oburzają. Bo jak to możliwe, jak to?! Czemu nie ma limitu Boga poza narodem wybranym naszej denominacji?! Czemu Bóg rozdaje się innym, a nie tylko nam, jedynej słusznej wiary?! A On nadal Niepojęty, przekraczający ludzkie granice i wyobrażenia.
Te dwa zdania przypominają mi tych wszystkich ludzi, których spotkałam i nie mogę zapomnieć. Tych, którzy bez względu na wyznawaną religię albo jej brak, odcisnęli czasem mały, a czasem naprawdę znamienny ślad na moim życiu.
O miłosiernym samarytaninie…
Przypomina mi się, jak w pierwszej ciąży będąc, złapały mnie pierwsze, przedwczesne skurcze. Brzuszek już spory, ale do terminu jeszcze dwa miesiące! Nieoczekiwany ból złapał mnie w okolicy warszawskiej starówki, w drodze na niedoszłą randkę z mężem.
W przerażeniu, nie będąc nawet pewną, co się dzieje, przysiadłam na jakimś niskim ogrodzeniu. Mąż pobiegł po samochód, a ja trzymając się za brzuch, oddychałam ciężko. Mijali mnie kolejni ludzie. Roześmiane pary, nastolatki rzucające ukradkowe spojrzenia, eleganci wychodzący z kościoła nieopodal. Nikt nie podszedł, nikt nie zaproponował pomocy.
Aż do tej pary, która z pewną nieśmiałością i troską w głosie spytała: “Czy coś się stało? Czy jakoś pani pomóc?”. Podali butelkę wody, poczekali do przybycia zestresowanego męża. Tylko i aż tyle, dla mnie bardzo wiele. Potem odeszli, proponując na odchodnym ulotkę o Jezusie. Nie mam pewności, ale z jej stylu sądzę, iż byli to świadkowie Jehowy. Wieczorem wszystko wróciło do normy, a mi przed oczami stała przypowieść o miłosiernym samarytaninie. Jedynym, który nie przeszedł obojętnie.
O “niezasmuconym bogatym młodzieńcu”…
Przypomina mi się koperta, którą dostał mój mąż. Niespodziewany prezent, z plikiem banknotów i zabawnym listem. Wręczony niedługo po tym, jak w przypływie szczerości napomknął znajomemu o trudnościach finansowych naszej rodziny.
Znajomy stał się przyjacielem, bo tak właśnie postępują prawdziwi przyjaciele. Dzielą się z serca tym, czym mogą, a co jest potrzebne. Przyjaciele ateiści, przyjaciele agnostycy, nieprzywiązani do pieniędzy jak przecież nienaganny moralnie, a jednak smutny młodzieniec z przypowieści.
Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami
Przypominają mi się przyjaciele zza granicy, którzy dali nam dach nad głową i swój czas, zapraszając do siebie na ponad miesiąc. Pełni życzliwości, wiary i pasji, z otwartością mówiący o swojej wierze, z szacunkiem słuchający o naszej. Przyglądając się ich codziennemu życiu, czułam, jak przenika je Duch Boży, widziałam Jego dzieła w ich otwartości na życie, w zaangażowanej posłudze w lokalnej wspólnocie czy opowieściach z rocznej misji w innym państwie.
Albo gdy anonimowo, niby święty Mikołaj, podrzucają prezenty uboższej rodzinie lub z dumą pokazują w remontowanym domu wydzielone, specjalne miejsce na codzienną modlitwę i lekturę Pisma. Mormoni. Oni wierzą, że ta bliska więź między nami wynika z tego, że nasze dusze spotkały się już kiedyś w Niebie. My wierzymy, że jeszcze kiedyś się tam spotkają.
Nie chcę nikogo urazić, nie pochwalam sekt, nie nawołuję do apostazji. Mam tylko nadzieję, że po przeczytaniu tego tekstu, każdy z nas zrobi sobie rachunek sumienia. Na ile ja jestem świadectwem swojej wiary dla innych?
I jeszcze przypomnijmy sobie tych wszystkich, konkretnych ludzi. Łatwo jest rzucać obelgi na religie, narody, ogólne zbiorowiska bezimiennych twarzy. Przypomnijmy sobie tych, których być może skrzywdziliśmy przedwczesną oceną, uprzedzeniami. Tych konkretnych ludzi, którzy wymykają się spod jakże łatwo przychodzących nam podziałów na “dobry/wierzący” i “zły/niewierzący”.
Przypomnijmy sobie Boga, którego oni pokazują – czasem mówią o Nim wprost, czasem nazywają Go jakimś innym, pomylonym imieniem, nie wiedząc nawet, że to właśnie Jego mają na myśli. Bóg, który objawia się i rozdaje w sposób tak oburzający… Bo naprawdę nie ma względu na osoby, a w każdym “narodzie” miły jest Mu ten kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie.
Czytaj także:
Jak zatwardziały ateista został gorliwym chrześcijaninem
Czytaj także:
Czy mój niewierzący tata jest w niebie? Zapłakany chłopiec w objęciach Franciszka