Grzegorz Przemyk był na tym samym etapie życia, co tysiące polskich maturzystów. Zdawał kolejne egzaminy maturalne. Podobno nie miał najlepszych ocen, ale pisemne części egzaminów dojrzałości szły mu całkiem pomyślnie. W czwartek 12 maja wybrał się z kolegami na Stare Miasto w Warszawie, żeby to uczcić.
Świetnie mu poszła pisemna matura
Cezary Łazarewicz w swojej książce „Żeby nie było śladów”, za którą w 2017 r. otrzymał Literacką Nagrodę Nike, odtwarza historię Przemyka. Lektura ta to owoc niezwykłej reporterskiej pracy, jaką wykonał dziennikarz, docierając do wielu świadków, wspomnień, relacji i dokumentów. Oto fragment odwołujący się do poranka z 12 maja 1983 r.:
(…) był uśmiechnięty i zadowolony. I już od wejścia (…) się pochwalił, że świetnie mu poszła pisemna matura. Przedwczoraj z polskiego, wczoraj z historii. Dziś umówiliśmy się, by uczcić ten sukces, bo przed nim kilka dni luzu. Potem wystarczy zaliczyć egzaminy ustne i droga na studia otwarta – tak zapamiętał to kolega Przemyka, Czarek F.
Na placu Zamkowym dla żartów Grzegorz wskoczył Czarkowi na plecy. Gdy obaj się przewrócili, podbiegli do nich zomowcy patrolujący ten rewir i zażądali dokumentów. Przemyk nie miał ich przy sobie. Jeden z milicjantów siłą wepchnął go do radiowozu, tłukąc przy tym pałką.