Badania donoszą, że jeszcze do kilku lat po porodzie w ciele kobiety żyją komórki jej dziecka. Kilka lat! Nic więc dziwnego, że gdzieś w głębi serca (lub totalnie na wierzchu) Młoda Mama czuje, że nie ma prawa istnieć sama.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
To przedziwne, jak wiele zmienia się, kiedy teoria przemienia się w doświadczenie. Tak było w przypadku, gdy zaręczyłam się i wyszłam za mąż – moje wyobrażenia o związku małżeńskim bez ceregieli dziesięciokrotnie mnie przekroczyły. Gdy zostałam mamą, wydarzyło się to samo.
Patrzyłam na nie i nie rozumiałam. Kobiety z małymi dziećmi. Nie porozmawiasz. W kluczowym momencie twojego wywodu raptownie wstaną i wymamroczą, że muszą biec do syna/córki, synów/córek, ratować od urazu/chłodu/śmierci, ewentualnie ratować przed tym dziecko, które właśnie zostało przez nią/niego/nich zaatakowane. Kiedy zamawiają w kawiarni latte, czują się tak, jakby wygrały milion złotych na loterii. Napawają się tą chwilą. Ukrywają łzy wzruszenia.
Rysopis młodej matki
Wszyscy mamy je w znajomych, choć tak naprawdę niewielu z nas naprawdę chce się z nimi przyjaźnić. Mówię o dziewczynach z potarganymi od niewyspania słowami. Z wątkiem zgubionym gdzieś po drodze. Z oczami dookoła głowy. Z problemami natury podstawowej – jak ułożyć sobie dzień z jednym, dwójką, trójką etc. maluchów i sprawić, aby to działało? Jak wyjść do ludzi? Jak, czyli – „Jaki obiad dla dziecka?”, „Kiedy wydrzeć sobie prysznic?”, „Z makijażem czy bez?”. „Czy wyrobię się z tym wszystkim do południa?”.
Mówię o dziewczynach odczuwających moment, w którym siadają i mogą głęboko odetchnąć. Które jedzą tak szybko, jakby nie robiły tego od tygodnia. Których obecność wymusza pytania typu: „Jak dzieci?”, „Co tam u Was?”, jak gdyby one same już nie istniały lub były przezroczyste. Mówię o tych dziewczynach, które jeszcze niedawno z piskiem opon (lub tramwajowych sprężyn) wyjeżdżały w piątek na miasto, aby poszaleć (jakkolwiek, ale poszaleć), a teraz zapisują te wyjścia w terminarzu z niewidocznym dopiskiem: „Może, jak się uda”.
Czego możesz nie wiedzieć o młodych mamach?
Kiedy przychodzisz do nich w odwiedziny, najchętniej chciałyby usiąść i pozwolić Ci zrobić im kawę. I obiad. I kolację. Na tydzień. Albo nie – na cały miesiąc. Chciałyby poczuć się wysłuchane. Chciałyby, abyś nie sprowadzała ich życia do roli matki. Są kobietami. Nawet, jeśli na ich koszulce widnieje plama po wymiocinach dziecka.
Kiedy przychodzą do Ciebie z dzieckiem na ramieniu, oznacza to, że właśnie dokonały niemożliwego. Mniej lub bardziej, w zależności od humoru malucha, zawartości jego nosa, wyspania bądź nie, i setki innych części składowych. Żeby wyobrazić sobie rozmiar ich wyczynu, pomyślmy o przejściu Izreaelitów przez Morze Czerwone bądź spektakularnym zwycięstwie polskiej Husarii pod Łopusznem. Moment zaparkowania przed Twoim domem równa się z chwilą nieprawdopodobnej chwały, z której niełatwo jest się Młodej Mamie otrząsnąć. Być może pierwsze o czym marzy, gdy wejdzie do Twojego M4 to nie uścisk Twojej dłoni, ale możliwość pójścia do toalety bez uczepionej przy nogach kilkumiesięcznej pociechy.
Kiedy Młode Matki wychodzą z domu same, znaczy to, że nastąpił w nich przełom i rozpoczęły trudny, żmudny i skomplikowany proces socjalizacji ze społeczeństwem. Badania donoszą, że jeszcze do kilku lat po porodzie w ciele kobiety żyją komórki jej dziecka. Kilka lat! Nic więc dziwnego, że gdzieś w głębi serca (lub totalnie na wierzchu) Młoda Mama czuje, że nie ma prawa istnieć sama. Że jej latorośl gdzieś w niej krąży i zajmuje większą część jej mózgu i serca.
Pojawienie się jej w przestrzeni publicznej bez wózka/nosidła/chusty jest więc – dosłownie – wydarzeniem miesiąca, odstępstwem od normy, totalną rewolucją. Młoda Mama potrzebuje więc ośmielenia i afirmacji w chwili, gdy decyduje się dać sobie kilka chwil wolnego. Potrzebuje też pełnych entuzjazmu propozycji wspólnego wyjścia i wiary w to, że są gdzieś jeszcze mile widziane. Że świat za nią tęskni. Że choć trochę się bez nich nie obędzie.
Potrzebujemy własnego życia
Młode Mamy potrzebują propozycji z zewnątrz. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Od koleżanek. Od rodziny. Od męża. Ich przestrzeń mentalno-cielesna przez pierwsze miesiące i lata od urodzenia dziecka bardzo się ujednolica. Czasem można odebrać od nas mylny przekaz. Brzmi on: „Świetnie sobie radzimy”, „Rodzina daje nam wszystko”, „Nie potrzebujemy własnego kawałka życia”. To nieprawda. Potrzebujemy ludzi. Boimy się jednak nieprzyjęcia. Zachowujemy się trochę jak piłkarz, który wrócił z długiej rehabilitacji – czujemy się niepewnie i uważamy się za godne odtrącenia.
Boimy się obarczania nas poczuciem winy za to, że – jeśli wydarzy się taka sytuacja – będziemy musiały wrócić do domu lub dla własnego spokoju zadzwonić i sprawdzić stan sytuacji. Kobiety, które mają małe dzieci, funkcjonują inaczej. Żyją na adrenalinie. Rzadko całkowicie odpuszczają. I przede wszystkim – dają sobie na to o wiele mniej wolności niż mężczyźni. Nie potrafią otworzyć się w miejscach, w których czują, że nie są przyjęte.
Czy wierzę w przyjaźń Młodej Mamy i singielki, bądź Młodej Mamy i dziewczyny, która jeszcze nie ma dziecka? Tak. Wierzę.
Szczerze powiedziawszy, właśnie takie relacje wydarzają się w moim życiu. Pewna Ola zawsze rozumie, że muszę zrobić coś przy synku lub przez kilka chwil pojęczeć na to, jak bardzo jestem zmęczona. Pewna Daga wpada do mnie od czasu do czasu i jeśli trzeba, sama zaparzy sobie kawę. Przekonuję się, że jesteśmy w stanie żyć obok siebie i spotykać się we wspólnych miejscach, niezależnie od życiowego punktu, w którym jesteśmy. Dzięki temu stajemy się bardziej twórcze. Rozwijamy się. Odkłamujemy rzeczywistość.