Gdy dyspozytor próbował ponownie dodzwonić się do dziecka, nie odebrało telefonu. Na miejsce, czyli os. Leśne w Zielonej Górze, została więc wysłana karetka i policja.
Wśród ratowników był lekarz Robert Górski. Zapukał do mieszkania na pierwszym piętrze, ale odpowiedziała mu cisza. Drzwi były zamknięte. Zapytał więc sąsiadów, czy znają osoby, które tam mieszkają, czy wiedzą coś o ich chorobach przewlekłych. Niestety, nie byli w stanie pomóc.
Aby umożliwić ratownikowi dostanie się do mieszkania, na miejsce wezwano straż pożarną. Górski wiedział jednak, że czekać nie może. W rozmowie z portalem poscigi.pl wspomina:
Wiedziałem, że samochód z drabiną akurat w tamto miejsce nie podjedzie. Nie zmieściłyby się. Zanim strażacy podbiegliby z drabiną przenośną, upłynęłoby zbyt dużo cennego czasu.
Szukając rozwiązania, pobiegł do tylnej części bloku. Zauważył, że w mieszkaniu, do którego chciał się dostać, są otwarte drzwi balkonowe. Nie zastanawiając się ani chwili, po prostu się do nich wspiął. „W środku zobaczyłem leżącego na kanapie nieprzytomnego człowieka. Mężczyzna był już siny z niedotlenienia. Nie było z nim żadnego kontaktu” – mówi. Chory został przewieziony do szpitala.
Czterolatka wezwała pomoc. Człowiek umierał. Lekarz wchodził po balkonach (FILM)https://t.co/qHnFn3XXbe
— poscigi.pl (@poscigi) June 5, 2018
W mieszkaniu ratownicy znaleźli też przestraszoną 4-latkę, która wezwała pomoc. „Dziecko było wystraszone, schowało się w pokoju, bo bało się otworzyć obcym drzwi. Zajęliśmy się dziewczynką i przekazaliśmy pod opiekę strażakom” – opowiada R. Górski.
Źródło: poscigi.pl, YouTube
Czytaj także:
“Spiderman” w Paryżu. W sekundy wspiął się na 4. piętro i uratował dziecko
Czytaj także:
To cud – mówią lekarze. Przez 14 tygodni prowadzili ciążę kobiety w śpiączce
Czytaj także:
Dziewczynka, której ciało znaleziono w trumnie po 140 latach