Aleteia logoAleteia logoAleteia
piątek 29/03/2024 |
Wielki Piątek
Aleteia logo
Styl życia
separateurCreated with Sketch.

„Dzięki Tobie jestem bliżej Boga”. Marysia jest poważnie chora, ale wokół niej dzieją się cuda

WSPIERAMY MARYSIĘ W WALCE Z NOWOTWOREM

Wspieramy Marysię w walce z nowotworem #KotekMarysi/Facebook

Anna Salawa - 16.09.18

„Poruszyła i uwrażliwiła wiele serc. Ludzie chcą czynić dobro, odzyskują wiarę w dobro, wracają do relacji z Bogiem, po wielu latach przystępują do sakramentów, przewartościowują życie. Współuczestniczenie w cierpieniu dziecka to specyficzne rekolekcje” – mówi mama Marysi
Wielki Post to czas modlitwy i ofiary.
Pomóż nam, abyśmy mogli służyć Ci
w tym szczególnym okresie
Wesprzyj nas

„Tu, na oddziale onkologii dziecięcej nie ma Boga” – powiedziała jedna mama, przy łóżku swojego dwuletniego, bardzo cierpiącego chorego na nowotwór synka.

Niestety, dobrze ją rozumiałam. Też kiedyś w tym samym szpitalu siedziałam przy łóżku własnego dziecka i walczyłam, by zrozumieć, by nie zwątpić, by nadal wierzyć i ufać.

Dlatego tym bardziej poruszyła mnie historia Marysi i jej rodziców, którzy wbrew medycznym statystykom tak mocno zaufali. A kiedy ufasz, dzieją się cuda, choć nie zawsze takie, jakich oczekujesz…

Straszna diagnoza

Zaczęło się niewinnie. U trzyletniej Marysi pojawiły się częste wymioty, które początkowo leczone były jako refluks. Kiedy kolejny raz rodzice trafili do gastrologa, lekarka w trybie pilnie wysłała ich na ostry dyżur do szpitala. Szybka tomografia komputerowa i ten najtrudniejszy moment: diagnoza, która ścina z nóg.

„Podszedł do nas neurochirurg – wspomina Agata, mama Marysi – który przekazał informację, że tomograf wykrył dużego guza na móżdżku. I że następnego dnia po planowanym rezonansie głowy, korzystając z jednego znieczulenia, przeprowadzi operację usunięcia guza. Pamiętam, że w tym momencie druga pani doktor podtrzymała mnie za ramiona na wypadek, gdybym miała osłabnąć.

Następnego dnia po rezonansie – kontynuują rodzice, okazało się, że guz był znacznie większy niż było to widać na badaniu tomograficznym, że jest bardzo unaczyniony i operacja niesie za sobą olbrzymie ryzyko, z wszelkimi możliwymi powikłaniami. Jednak jeśli jej nie przeprowadzimy, to Marysia umrze…”.

Operacja na szczęście przebiegła pomyślnie, ale kolejny cios nadszedł po dwóch tygodniach z wynikami histopatologicznymi, przysłanymi z Warszawy. Okazało się, że nowotwór Marysi to medulloblastoma o czwartym, najwyższym stopniu złośliwości. Rokowania są bardzo złe.


IGA I KONRAD GRZYBOWSCY

Czytaj także:
Ich dzieci są ciężko chore. Opowiadają, jak nie wkurzyć się na Pana Boga

Wielka mobilizacja

Po pierwszym szoku u rodziców pojawia się ogromna mobilizacja i wola walki. O sytuacji córki na bieżąco informują za pomocą swoich profili społecznościowych. Fala pomocy, jaka na nich spływa jest tak duża, że powstaje specjalna, zamknięta grupa na Facebooku. Dołączają znajomi i znajomi znajomych. Szybko z lokalnej społeczności powstaje spore grono ludzi z całej Polski, którzy chcą pomóc małej Marysi.

Szturmowane jest Niebo: kolejne osoby obiecują modlitwę, odprawiane są liczne msze o uzdrowienie Marysi, pielgrzymi na kolejnych pątniczych szlakach swoje kilometry ofiarują w jej intencji, wiele chętnych zgłasza się do podjęcia trudu odmówienia Nowenny Pompejańskiej.

Ale nikt nie czeka z założonymi rękoma na cud: organizowane są różne kiermasze i zbiórki pieniędzy na leczenie Marysi, tłumaczona dokumentacja medyczna, żeby chorobę dziewczynki skonsultowali zagraniczni lekarze. Zgłasza się nawet grupa chętnych, którzy wyremontowali pokój dziewczynki i jej starszej siostry. I jest – jak dodaje mama – też wiele innych, drobnych i większych gestów, a także cicha obecność, pamięć, gotowość do wysłuchania i wypłakania.

Cud Marysi

Rodzice nie tracą nadziei i uczą się w chorobie córki widzieć głębszy sens:

„Poruszyło się i uwrażliwiło tak wiele serc – komentuje mama Agata. – Ludzie chcą czynić dobro, odzyskują wiarę w dobro, wracają do relacji z Bogiem, do codziennej modlitwy, po wielu latach przystępują do sakramentów, uczą się wdzięczności, odświeżają swoje priorytety. Współuczestniczenie w cierpieniu dziecka to specyficzne rekolekcje”.

Jej słowa potwierdzają też komentarze ludzi, którzy poruszeni losem małej Marysi zaczęli zmieniać swoje życie:

„Marysiu, dzięki Tobie modlę się więcej, moja wiara stała się głębsza. Mam wrażenie, że dzięki Tobie jestem bliżej Boga. Ta przemiana nie może być nadaremna! Wierzę, że nie tylko ja tak czuję…”.

„Wasza Mała Marysia i jej historia dokonała we mnie ogromnej zmiany. Jako że pracuję na co dzień w szpitalu, po tylu latach obudziłaś we mnie nowe pokłady energii, empatii i wrażliwości na potrzeby moich pacjentów pomimo zmęczenia, bólu pleców czy nóg. Niech #Cud Marysi trwa Amen”.

„Marysiu dzięki Tobie i dla Ciebie zaczęłam wierzyć i nadal wierzę i trwam w tej wierze razem z rodzicami. Mam nadzieję, że wrócisz do domku”.

„Wierzę, że Marysia przez te trzy miesiące choroby, jakie mamy za sobą, odmieniła więcej serc niż niejeden dorosły przez całe swoje życie. Taka świadomość dodaje siły w momentach, które po ludzku są najtrudniejsze” – podsumowuje mama Agata.


RĄCZKA DZIECKA

Czytaj także:
Choroba synka to najgorsze i najpiękniejsze, co mnie w życiu spotkało

Cierpienie dzieci – czy to może mieć jakiś sens?

Jak sobie radzić z cierpieniem własnego dziecka? Zadaję rodzicom to trudne pytanie… Odpowiada mama, a jej słowa poruszają na wskroś.

„Boimy się cierpienia, specjalnie go nie wybieramy. Sam Jezus bał się cierpienia i śmierci, i prosił swego Ojca, aby oddalił od Niego ten kielich. To naturalne, normalne, ludzkie. Chcemy żyć szczęśliwi, zdrowi, radośni, bez bólu, bez trosk i zmartwień. To nasz instynkt przetrwania. Ale…

Cierpienie jest. Wszędzie wokół nas. Większe, mniejsze, długotrwałe i krótkie. Fizyczne i psychiczne. Jest choroba, śmierć, niepowodzenie, niezrozumienie, krzywda. Takie jest życie – było i będzie. Cierpienie jest. Często niezależne od nas…

To od nas zależy, co z tym zrobimy, jak to odbierzemy, jak do tego podejdziemy. Możemy: smucić się, załamywać, zgłębiać, tonąć, narzekać… Mieć pretensje do innych, do Boga, do rzeczywistości, do systemu, do konkretnych ludzi… Ale możemy też: zaakceptować sytuację i szukać w niej motywacji do dobra, rozwoju…

Pan Jezus powiedział, że kto chce Go naśladować, powinien wziąć swój krzyż i iść za Jezusem. Przyjąć, nieść i iść. Czynić dobro. Jezus przez cierpienie i śmierć zbawił świat. Czyli to jest droga do świętości, do zbawienia.

Marysia cierpi i zmienia ludzkie serca. Budzi w nich dobro, motywuje do działania, pomagania, modlitwy. Może choroby, cierpienie dzieci ma potrząsać nami, dorosłymi, przypominać o priorytetach życiowych, uwrażliwić na dobro, na innych ludzi? Każe zatrzymać się w codziennym pędzie i zwrócić myśli do Stwórcy, Pana życia i śmierci? Nauczyć doceniać to, co się ma – relacje, możliwości, zdrowie, dobra materialne? Pobudzić do pomagania innym?

To od nas zależy, jakie wnioski, jaką lekcję wyniesiemy z tej sytuacji…


CHOROBA DZIECKA

Czytaj także:
Choroba mojej córeczki pokazała mi, jak Bóg jest dobry

A co na to wszystko główna bohaterka?

Aktualnie, Marysia ma już 6 lat i dalej walczy. Na początku października 2021 roku jej stan dramatycznie się pogorszył. Diagnoza: sepsa, a w płynie mózgowym znowu groźna infekcja bakteryjna. W październiku udało się zorganizować transport dziewczynki do Szpitala Pediatrycznego Dzieciątka Jezus w Rzymie. Sepsa została powstrzymana, niestety infekcja płynu mózgowo-rdzeniowego powoduje różne komplikacje oddziałowujące na inne układy: krążeniowy, pokarmowy, a ucisk w mózgu blokuje wzrok. Rodzice nie tracą jednak nadziei. Jej losy można śledzić na specjalnej grupie.

View this post on Instagram

A post shared by Marysia #kotekmarysi (@kotekmarysi)

Tags:
chorobaniepełnosprawność
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail