To jest coś niebywałego, to jest droga Chrystusa.
Wiecie, że minęło już prawie pół roku od Wielkanocy? Dzisiejsza Ewangelia pyta nas, jak daleko jesteśmy od Zmartwychwstania. Jezus po raz kolejny mówi swoim uczniom o tym, że zostanie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. Oni słuchają tego i w tym samym czasie sprzeczają się między sobą o to, kto z nich jest największy.

Czytaj także:
Uznanie, że wierzę w Boga to początek. Potem są dwa kluczowe etapy wiary [komentarz do Ewangelii]
Byli daleko od zmartwychwstania. Daleko od zmartwychwstania jest ten, kto nie jest w stanie oddać swojego życia. Jest w nas naturalny lęk przed śmiercią i przed tym wszystkim, co wydaje się nam śmiercią. Lęk, który generuje odruchy obronne, pewien pierwotny instynkt przetrwania.
Już nasi praprzodkowie wiedzieli, że trzeba ze sobą walczyć o dominację. Na przestrzeni wieków historii ludzkości, w skali makro i mikro, nic się nie zmieniło pod tym względem.
Jest w nas instynktowne dążenie do dominacji na drugim. W szkole, w domu, w pracy, w internecie, a nawet w przestrzeni wiary. Święty Jakub powie dzisiaj w drugim czytaniu: „Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami? Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych”.
Tak, chęć dominacji nieuchronnie prowadzi do agresji: fizycznej, psychicznej, werbalnej. Właśnie oglądałem walkę bokserską Joshua – Povietkin. Tu, żeby tryumfować nad drugim trzeba zadać mu potężne ciosy i rzucić go na deski. Czasem jednak stosujemy bardzo wyrafinowane metody i środki, żeby dać komuś odczuć naszą wyższość.
Jezus pokazuje, że to nie jest droga dla Jego uczniów. „Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich”. To kompletne przeciwstawienie się tendencji dominacji. Chrześcijanin nie jest sługą z natury. Święty Piotr w swoim liście napisze: „Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, świętym narodem”. Chrześcijanin staje się sługą z wyboru.
To jest coś niebywałego, bo sługami zostawało się z różnych powodów, ale na pewno nie z własnej woli. To jest droga Chrystusa, który „nie skorzystał ze sposobności, aby być na równi z Bogiem, ale ogołocił samego siebie i stał się sługą” (Flp 2, 6-7).
Jezus wskazuje także na dziecko. Dzieci w tamtych czasach nie liczyły się, nie miały swoich praw. Dziecko jest bezbronne wobec dorosłego, podporządkowane. „Kto jedno z tych dzieci przyjmuje w imię moje, Mnie przyjmuje”.
To jest niesamowicie trudne dla dorosłych, żeby przyjmować dzieci tak, jak przyjmuje się drugiego dorosłego: z tą samą powagą, z tym samym szacunkiem. Zazwyczaj dorośli mają w sobie postawę dominacji nad dzieckiem. W obrazie dzieci są ukryci wszyscy ci, wobec których moglibyśmy stanąć z pozycji władzy i żądać od nich podporządkowania. To ci, którym możemy powiedzieć, że są od nas słabsi, głupsi, mniej doświadczeni, itp. A jednak Ewangelia wzywa nas do tego, żeby traktować ich na równi sobie.
Chrystus mówi mi dzisiaj: zrezygnuj z dążenia do władzy nad innymi, z udowadniania innym swojej racji, z pokusy tryumfalizmu. To nie jest słabość. Tak naprawdę trzeba mieć niesamowitą siłę ducha, żeby zrezygnować ze swojej pozycji, odrzucić pokusę siły i władzy, a dobrowolnie ustawić się jako sługa. Tylko miłość ma taką siłę.
Kończąc pisać ten komentarz, zobaczyłem w internecie filmik, na którym zwycięski Anthony Joshua wchodzi do szatni Aleksandra Povietkina, wykonuje wobec niego głęboki skłon w geście szacunku, podaje rękę każdemu z jego teamu i serdecznie z nim rozmawia.
Pomyślałem: to jest właśnie prawdziwe mistrzostwo. Będąc zwycięzcą, będąc mistrzem, pójść do pokonanego, do słabszego i okazać mu szacunek i serdeczność, bez tryumfalizmu.
I czytanie: Mdr 2, 12. 17-20
II czytanie: Jk 3, 16 – 4, 3
Ewangelia: Mk 9, 30-37

Czytaj także:
Dziś Jezus pyta praktykujących: na ile jesteśmy wierzący? Komentarz do Ewangelii