Kapłańska „kariera” bł. ks. Jana Wojciecha Balickiego była w Bożym rozumieniu wręcz błyskotliwa. Według kolegów ze studiów całą dogmatykę przerobił nie w książkach, a na klęczkach przed Najświętszym Sakramentem.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Życie bł. ks. Jana Wojciecha Balickiego na pierwszy rzut oka przypomina mi zwyczajność i prostotę o. Wenantego Katarzyńca, o którym niedawno pisałem:
Czytaj także:
Ojciec Wenanty: „Brat bankomat”, „Polski Szarbel” i mentor św. Maksymiliana
Zresztą Kalwaria Pacławska, gdzie znajduje się grób o. Wenantego, to nie inna archidiecezja jak tylko przemyska. W czym byli podobni? Obu można stawiać za wzór wiernej, prostej, sumiennej posługi kapłańskiej – z zewnątrz bez fajerwerków, choć jeśli zagłębić się w oba życiorysy, znajdziemy tam mnóstwo fajerwerków duchowych.
Błyskotliwa „kariera” ks. Balickiego
Według ks. Stefana Momidłowskiego, pierwszego biografa ks. Balickiego, rodzice chrzestni dopiero co włączonego do wspólnoty greckokatolickiego Kościoła dziecka (ojciec Jana był grekokatolikiem) położyli je na stopniach ołtarza, mówiąc: „Ofiarujemy Ci, Panie Boże, tego chłopca, aby został księdzem”. Jan zatem nie miał wyjścia. Wprawdzie chrzestni nie sprecyzowali w swojej modlitwie, czy ma być kapłanem obrządku greckiego czy łacińskiego, ale o tym nasz błogosławiony zdecydował już sam.
Jego kapłańska „kariera” była w Bożym rozumieniu wręcz błyskotliwa. Myśląc o jej początkach, znowu nasuwa się skojarzenie z o. Wenantym, bo obaj pracowali na swoich pierwszych parafiach tylko rok i dla obu były to jedyne „wikariuszowskie” parafie w życiu.
Przełożeni nie zastanawiali się długo nad zasadnością wysłania młodego ks. Jana na Papieski Uniwersytet Gregoriański do Rzymu. Pisał wtedy:
Nie studiuję po to, by mieć jak najlepsze oceny albo żeby zdobyć różne tytuły naukowe. Studiuję, by dowiedzieć się czegoś więcej o Bogu, by Go lepiej poznać, by kochać Go coraz więcej.
Wrócił z doktoratem z teologii i wykładał w przemyskim seminarium duchownym dogmatykę, którą w Rzymie – jak twierdzili jego koledzy z tamtych lat – przerobił na klęczkach przed Najświętszym Sakramentem.
Ks. Balicki – spowiednik
Z seminarium w Przemyślu Bóg związał resztę jego życia. Był m.in. wykładowcą, prefektem alumnów i rektorem uczelni. W pewnym momencie zdrowie nie pozwoliło mu dłużej pełnić tych funkcji, ale biskup dopilnował, by mimo to nigdzie się z seminarium nie ruszył. Ksiądz profesor pozostał wśród wykładowców i alumnów w charakterze spowiednika i kierownika duchowego.
W międzyczasie działał też na innych polach. Był kapelanem szpitalnym, społecznikiem – m.in. założył dom pomocy dla prostytutek, ale nade wszystko był oddanym spowiednikiem również poza seminarium. Świadczy o tym fakt, że na 50-lecie jego kapłaństwa wierni udekorowali kwiatami konfesjonał w przemyskiej katedrze, w którym długie lata spowiadał.
O jego posłudze świadczą też przykłady jego uczniów. Był wykładowcą m.in bł. ks. Władysława Findysza – męczennika okresu komunizmu oraz sługi Bożego ks. Stanisława Kołodzieja − męczennika za wiarę okresu II wojny światowej.
Wzór dla Wojtyły
Ksiądz Jan Balicki, schorowany, odszedł do Pana w 1948 r. Przykład jego życia znany był Janowi Pawłowi II jeszcze jako metropolicie krakowskiemu. Przyszły papież pisał o nim w 1975 r.:
W czasach, gdy Kościół poszukuje nowych wzorów duchowości dla kapłana diecezjalnego, w sytuacji, gdy wśród samych kapłanów zdarzają się kontestacje, niewierności oraz tendencje, by poszukiwać rzeczy materialnych bardziej niż duchowych, sługa Boży może być przedstawiony jako model życia kapłańskiego. W osobie ks. Balickiego kapłani mogą znaleźć wzór, w jaki sposób połączyć działalność duszpasterską z codzienną kontemplacją tajemnicy Boga.
Kardynał Wojtyła już jako Jan Paweł II beatyfikował ks. Balickiego w 2002 r. na krakowskich Błoniach. Zwrócił się wtedy z osobliwym apelem do wszystkich kapłanów:
Proszę was, bracia, nie zapominajcie, że na was, szafarzach Bożego miłosierdzia, spoczywa wielka odpowiedzialność, ale też pamiętajcie, że sam Chrystus umacnia was obietnicą, którą przekazał przez św. Faustynę: „Powiedz Moim kapłanom, że zatwardziali grzesznicy kruszyć się będą pod ich słowami, kiedy będą mówić o niezgłębionym miłosierdziu moim, o litości, jaką mam dla nich w sercu swoim”.
Czytaj także:
Pouczająca historia o tym, jak o. Pio wyrzucił diabła z konfesjonału
Czytaj także:
Bł. Władysław Bukowiński. Polski ksiądz w heroicznej walce z ateistycznymi pustyniami ZSRR
Czytaj także:
Jak umierał ks. Blachnicki? W jego otoczeniu byli agenci SB i podejrzewano otrucie