Gdy rozglądam się wśród bliższych i dalszych znajomych, zauważam, że ślub ma swoje miejsce w ich planach na życie po pewnych etapach: studia, zaręczyny, szukanie pracy i kilka lat w zawodzie. Czy to coś złego? Nie! Czy można inaczej? Tak, choć zwykle jest to uznawane za odejście od normy.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Marzenie wpisane w serce
Od najmłodszych lat moim ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu była zabawa w dom. Ktoś był tatą, ktoś mamą, ktoś dzieckiem i tak dalej. Najlepszymi zabawkami były lalki – przewijane, karmione, przebierane, zabierane na każdy spacer.
Gdy trochę podrosłam, a miałam do wyboru grę w piłkę z kuzynami lub opiekę nad maluchami z rodziny, zawsze wybierałam drugą opcję. Mam wrażenie, że marzenie o tym, by w przyszłości stworzyć prawdziwy dom, pracowało we mnie od zawsze. Kiedy jako nastolatka myślałam o tym, czego najbardziej się boję, zawsze pierwszą moją obawą było to, że nie będę mogła mieć dzieci. Naprawdę.
Szybka odpowiedź Boga
Kiedy poznałam mojego przyszłego męża, byłam zamkniętą i zagubioną w dużym mieście studentką pierwszego roku. Wiecie – dziewczyna ze wsi i stolica, to rodzi kompleksy. Nie znałam nikogo. Bardzo potrzebowałam wtedy wspólnoty z prawdziwego zdarzenia.
Pewnego trudnego dnia weszłam do najbliższego kościoła i powiedziałam Panu: „Proszę, wskaż mi drogę, którą mam podążać”. Kilka dni później dostałam odpowiedź – wskazał mi mojego przyszłego męża, a nasz pierwszy wspólny spacer był pójściem na spotkanie wspólnoty (tak, do tamtego kościoła). Rok później były zaręczyny, a dziewięć miesięcy po nich ślub (liczba miesięcy przypadkowa!). Miałam dwadzieścia jeden lat.
Studia są po to, żeby się wyszaleć!
Czy jest ktoś, kto o tym nie słyszał? To dość powszechny stereotyp: student chodzi na imprezy. Mieszkałam w akademiku, więc dostęp do nich miałam dość łatwy. Pamiętam, jak raz koleżanka zabrała mnie na imprezę integracyjną – spędziłam na niej chyba kilka minut, nie mogłam znieść zapachu papierosów. Ten cały klimat po prostu nie był mój.
Można więc powiedzieć, że wybór małżeńskiej drogi to było moje szaleństwo. A jeśli ktoś sugerował, że wychodząc za mąż tracę najlepsze i najbardziej szalone lata życia, ja miałam wrażenie, że właśnie je odzyskuję.
Nie za szybko?
Cóż, zdziwienie otoczenia szybkim ślubem było dość powszechne. Ci, którzy znali nas dobrze, bardzo nam kibicowali. Nie ukrywam, że doszło do mnie kilka komentarzy o domniemanej ciąży… Trudno było wytłumaczyć całemu światu, że całą tą decyzją kieruje Najwyższy. Pojawiały się pytania: Czy to nie za szybko? Może powinniście się lepiej poznać? Czy to nie jest zbyt pochopna decyzja?
Ale nie jest to tylko nasza historia:
Ślub wzięliśmy w wieku 20 lat i od tego momentu idziemy razem przez życie. […] Mieliśmy pół świata przeciwko sobie, tak szybki ślub nie zachwycał. Ale wiemy, że to było najlepsze, co mogło nas spotkać. Wspólna droga – pisze autorka bloga Manymum.
Boże prowadzenie
Pamiętam, jak ze łzami w oczach na którymś wspólnotowym uwielbieniu myślałam, że nic piękniejszego nie mogło mnie spotkać – obok stoi mężczyzna, którego kocham, i razem wielbimy Boga. To było coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Bóg bliski. Bóg, którego widzę w ukochanej osobie. Bóg, który daje pewność, że ten mężczyzna jest dla mnie.
Myślę, że żadne uczucia, przeczucia czy jak inaczej określić całą przyjemną aurę towarzyszącą zakochaniu, nie dadzą takiej pewności, jaką gwarantuje Bóg. Dlatego chcieliśmy być razem jak najszybciej. Po prostu – już wiedzieliśmy.
Czy ten artykuł ma zachęcić do szybkiego ślubu?
Raczej nie. To jedynie świadectwo wskazujące, że pośród swoich pragnień i marzeń, które czasem rodzą się nam już w dzieciństwie, warto wsłuchać się w głos serca, a raczej – w głos Pana. A Ten czasem każe czekać na odkrycie powołania dłużej, czasem krócej.
Przyjmijmy z odwagą Jego plany. Zaufajmy Mu. Odrzućmy to, co jest powszechne, oczekiwane przez większość, jeśli nie jest zgodne z naszą i Bożą wersją życia. Podążajmy za pragnieniami płynącymi z głębi duszy. Bądźmy Bożymi szaleńcami.
Bo przecież – “(…) ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2,9).
Czytaj także:
Jak połączyć macierzyństwo i duchowość? Mówi Monika z bloga Manymum
Czytaj także:
Nie jesteś jeszcze w związku? To nic! Już przygotowuj się do małżeństwa
Czytaj także:
Poznali się w Medjugorie i zaręczyli po 3 miesiącach. „Chcemy, żeby ludzie uwierzyli w miłość” [reportaż]