Zawsze przecież znajdzie się ktoś, o kim mogę powiedzieć, że jest większym grzesznikiem i bardziej potrzebuje nawrócenia ode mnie.
W dzisiejszej Ewangelii przychodzą do Jezusa donieść o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jak często stajemy przed pokusą, żeby iść do Jezusa, aby donieść o jakichś grzesznikach, którzy powinni się nawracać.
Myślę, że z łatwością stworzylibyśmy listę ludzi, którzy powinni się nawrócić: ateiści, środowiska LGBT, politycy takiej czy innej opcji, sąsiad, mąż, żona, dzieci, szef itd. Rzadko wśród tych osób wymieniamy samych siebie, jeszcze rzadziej na pierwszym miejscu. Bo to oni są grzesznikami. Bo to oni się nie nawracają, a powinni.
Zawsze przecież znajdzie się ktoś, o kim mogę powiedzieć, że jest większym grzesznikiem i bardziej potrzebuje nawrócenia ode mnie. Czasem nasze bycie w Kościele sprawia, że rośnie w nas poczucie własnej sprawiedliwości i zamieniamy się w faryzeusza modlącego się w świątyni: „Boże, dobrze, że nie jestem jak ten grzesznik”. Jak bardzo musieli być zaskoczeni, kiedy Jezus odpowiedział im: „Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, iż to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie”.
Jezus demaskuje ich poczucie bycia lepszymi, sprawiedliwszymi od tych, którzy zginęli. Przecież tamtych grzechy są znane publicznie i są ciężkie – to ludzie, którzy mają na sumieniu czyjąś krew. Być może myśleli, że Jezus siądzie z nimi i da się wplątać w sąd nad tamtymi grzesznikami. Tymczasem to donosiciele słyszą wezwanie do nawrócenia. Ich poczucie sprawiedliwości, które każe im przyjść do Jezusa z donosem na innych, zostaje zburzone: tamci nie byli większymi grzesznikami, ani od innych Galilejczyków, ani od was. Nie czujcie się lepsi, bo jesteście tacy sami i to wy potrzebujecie się nawracać. Myślę, że byli bardzo rozczarowani tą odpowiedzią.
Także dzisiaj do nas mówi Jezus: nie myślcie, że inni są większymi grzesznikami od was. Nie są. W czasie Środy Popielcowej przyjmując popiół na głowę, mogliśmy usłyszeć: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Jest jednak taka pokusa, szczególnie kiedy trochę poczujemy się mocniejsi w wierze, bardziej zaangażowani w Kościół, żeby zamienić „nawracajcie się” na „nawracajcie innych”. Tylko że Jezus nigdzie nie mówi do swoich uczniów: „nawracajcie innych” albo „tamci potrzebują nawrócenia”. Zawsze usłyszymy: „nawracajcie się” – wy, nie oni. Choć oni też pewnie tego potrzebują, ale jednak Chrystus zawsze mówi to do tych, którzy Go słuchają.
Nie mówił tego do pogańskich Rzymian, którzy byli wówczas w Izraelu, ani o pogańskich ludach żyjących dookoła. Nawracanie innych może być tak naprawdę pokusą podsuwaną przez demona. Owszem, to podszyte jest pobożnymi intencjami, ale prowadzi w złym kierunku. Zazwyczaj im bardziej angażujemy się w to, żeby innych nawracać, tym bardziej zapominamy o własnym nawróceniu.
Zaczynamy wyjmować drzazgi z oczu innych i przestajemy walczyć z belką we własnym oku. Czasami to jest sposób na ucieczkę od swoich grzechów – zająć się grzechami innych. Dlatego lubię ten moment w Eucharystii, kiedy na początku każdy bijąc się w swoje piersi, wyznaje: „moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina”. On mnie zawsze ustawia na pierwszym miejscu listy grzeszników potrzebujących nawrócenia. Mnie, nie mojego proboszcza, nie kobiety żyjącej w związku niesakramentalnym, nie tych, którzy nie przyszli na Eucharystię.
My, chrześcijanie, nie mamy wcale zadania nawracania innych, nawracania tego świata. Mamy zadanie nawracać się, czyli poddawać swoje myślenie, swoje serce metanoi – głębokiej zmianie. Z naszego czysto ludzkiego, także religijnego myślenia na myślenie Jezusa i wrażliwość Ewangelii. Światu nie tyle potrzeba chrześcijan, którzy będą wzywać go do nawrócenia, co raczej chrześcijan, którzy wniosą do niego Ducha Bożego.
Ktoś napisał w komentarzu pod jednym z moich postów na Facebooku: „Na szczęście to nie my, ale Duch Święty jest sprawcą nawrócenia”. Dlatego Jezus stawia nam dzisiaj pytanie o owoce naszego chrześcijaństwa. To nie nasze wojowanie ze światem zmienia ten świat. On zawsze będzie silniejszy. Świat może zmieniać się wówczas, gdy będziemy wydawali owoce Ewangelii. „Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie”.
Nawracajmy świat, swoje rodziny, sąsiadów, społeczeństwo kochając jeszcze bardziej, wprowadzając pokój, okazując cierpliwość, będąc uprzejmymi, czyniąc dobro, będąc wiernymi, łagodnymi, opanowanymi. Ale do tego potrzebujemy ciągle i ciągle osobiście nawracać się na Ewangelię. Siebie!
I czytanie: Wj 3, 1-8a. 13-15
II czytanie: 1 Kor 10, 1-6. 10-12
Ewangelia: Łk 13, 1-9

Czytaj także:
Antyklerykał robi film o św. Weronice i… nawraca się

Czytaj także:
„Ona mnie nie przekonywała, ja jej nie nawracałem”. O. Majewski o wywiadzie z Fallaci

Czytaj także:
Bp Przybylski: Oczy mamy zdrowe, ale zabrudzenia nie pozwalają nam dobrze widzieć. A Bóg jest rewelacyjny!