Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Tomasz Tomkowiak – fotograf, filozof, podróżnik. Autor pierwszego w Polsce albumu o Zanzibarze. Jego fotografie z Zanzibaru zdobyły prestiżową nagrodę Viva Photo Awards 2018 w kategorii reportaż. „Nagrodę uznaję za wyróżnienie, ale też widzę w niej palec Boży, popychający w pewnym kierunku i potwierdzenie, że idę w dobrą stronę” – mówi w rozmowie z Aleteią.
Jolanta Tokarczyk: W czasie jednego ze spotkań połączonych z otwarciem wystawy fotografii nawiązał pan do myśli św. Augustyna. Studiował pan filozofię, czy ten święty, filozof i doktor Kościoła jest bliską panu postacią?
Tomasz Tomkowiak: Św. Augustyn był jednym z moich ulubionych filozofów, humanistą poszukującym, błądzącym, ale przez to też bardziej „ludzkim”. Miał syna, którym nieszczególnie się zajmował i nadopiekuńczą matkę, która zajmowała się nim więcej, niż on sam by chciał. Takie cechy sprawiają, że człowiek zostaje zdjęty z piedestału i wydaje się zwyczajny, przystępny. Pomimo swoich licznych wad został świętym. Dla mnie to przede wszystkim twórca fundamentalnych pytań o naturę dobra, wolnej woli i czasu.
Tomkowiak: W centrum mojego zainteresowania jest człowiek
Filozofia pomaga w patrzeniu przez obiektyw aparatu?
Filozofia to zwątpienie, we wszystko. Wymusza inne spojrzenie na świat. To zwątpienie i zadziwienie światem często mi towarzyszy. Najkrócej zatem: filozofia nauczyła mnie wątpić, ale też intelektualizować moje zwątpienia. Dzięki niej zadaję sobie wiele pytań dotyczących natury świata, natury estetycznej, natury piękna i w fotografii staram się na te pytania odpowiadać. Oczywiście nie bezpośrednio, ale mam nadzieję, że ludzie, którzy oglądają moje zdjęcia odnajdują w nich przede wszystkim człowieka. Tylko człowiek mnie interesuje. Filozofia nakierowała mnie na czynnik ludzki i wszystkie estetyczne i etyczne konotacje związane z naszym życiem.
Czy w tym fotografowaniu jest miejsce na pokazanie przyrody nieożywionej?
Wszystko wydaje się dzisiaj być tylko po to, by to sfotografować. Ale mnie to „wszystko”, co jest związane z pejzażem nie interesuje. W centrum mojego zainteresowania jest człowiek i tu właśnie szukam dla siebie tematu, niezależnie od tego, czy ja tego człowieka uprzedmiotowię, czy będzie on głównym podmiotem moich prac. Szukam czegoś w jego spojrzeniu, we wnętrzu… „Przyroda” pomaga jednak w kontemplacji natury ludzkiej, bo wtedy spotykają się dwie natury, jest jakieś sprzężenie zwrotne między tym co wewnątrz nas i na zewnątrz. Taka przestrzeń do kontemplacji jest bardzo potrzebna..
Tomasz Tomkowiak: Zakochałem się w Zanzibarze
Na pańskich fotografiach często widoczne są kobiety. Czy w czasie tych spotkań były takie, które pozostawiły pana w niezwykłych sytuacjach?
Afryka. Robiłem kiedyś portret dziewczyny. Zderzenie dwóch światów. Mieszkała w odrapanych blokach z wielkiej płyty, które dziwnie nie pasują do tropikalnego klimatu Zanzibaru. Była nieśmiała, skromna, ostrożna i pozwoliła mi zrobić zdjęcia, tak jak chciałem. Wysłała je później do agencji modelek, jej kariera potoczyła się szybko, niemal z dnia na dzień. Wyjechała do RPA, zaproszono ją do Nowego Jorku, a ostatnio pisała do mnie ze Szwecji. Do jej sukcesu przyczyniłem się więc w jakimś stopniu, choć zaczynając ją fotografować, chciałem tylko egoistycznie zmaterializować swoje estetyczne potrzeby, zrobić opowiadanie o pięknie, które znalazłem w tej dziewczynie. To była jedna z tych niezwykłych, nieprzewidywalnych sytuacji, którą wykreowały fotografie.
Od 15 lat odwiedza pan Zanzibar, jak bardzo zmieniło się to miejsce od czasu pierwszych wyjazdów tam z aparatem?
Przede wszystkim zmieniło się moje postrzeganie, przywykłem, mniej rzeczy mnie zaskakuje, więcej za to widzę. Wyspa spopularyzowała się wśród turystów, choć wciąż są tutaj cudowne, szerokie białe plaże i miejsca niemal bezludne. Ale by do nich trafić, trzeba zejść z głównego traktu, o co coraz trudniej, bo wszystkie niemal miejscowości połączyła sieć dobrych dróg. Drogi, wokół których zawsze toczy się życie, otwierają się sklepy, pojawiają stragany, wdzierają się w tkankę Zanzibaru, docierają do wsi wewnątrz wyspy i „cywilizują je”. Widok rowerzysty z wielkim na pół jezdni miecznikiem, woźnicy z osłem, wieśniaka z pługiem jest coraz rzadszy. Tradycyjne dala-dala z okrytą brezentem naczepą wypierane są przez klimatyzowane busiki. Domy z gliny czy rafy koralowej, kryte makuti zastępują pudełka z pustaków przykryte blachą.
Znika więc pewien świat, ale ciągle żywe są przyzwyczajenia ludzi, wiara w magię i duchy, jak choćby słynnego Popobawę. I ciągle jest to miejsce bardzo bezpieczne, zamieszkane przez przyjaznych i otwartych ludzi. Kolorowe i fascynujące. Urzekające i podbijające serce wielu przybyszy. W Kisauni na budynku lotniska powinien pojawić się napis: „Welcome lost soul”. Znam takich, łącznie ze mną, którzy zakochali się bez pamięci w tej koralowej wyspie. Wielu z nich po prostu tam zostało i odnalazło nowe pasje i nowe życie. To wyjątkowe miejsce, do którego uciekam, aby naładować akumulatory, odciąć się od tego, co mnie dotyka „tu i teraz”. Czekam na moment całkowitego zagubienia i pewnie wtedy, jak wielu z moich znajomych, nie wsiądę w samolot powrotny do Europy.
„W Viva Photo Awards 2018 widzę Boży palec”
Niedawno w kinach mogliśmy oglądać „Jeszcze dzień życia”, którego bohater analizuje, czy jest uprawniony do naciśnięcia spustu migawki, kiedy wokół giną ludzie. Czy przydarzyły się panu takie sytuacje?
Nie, ale też nie fotografuję stanu wojny. W świecie, który wybrałem, fotograf naciskając spust migawki zazwyczaj wie wcześniej, co chce powiedzieć. Oczywiście każda sfotografowana rzeczywistość jest inna; nie żyjemy w jednej rzeczywistości, świat się atomizuje, ludzie wyznają wiele prawd. Kiedy przypływałem na Zanzibar, do Stone Town, ludzie witali mnie z uśmiechem na ustach słowami „Welcome in Paradise”. Następnie prowadzili na prawo, od portu, gdzie znajduje się przepiękny Dom Cudów, gdzie mieści się Darajani Market, wieczorem odbywa się niezwykły festyn kulinarny i społeczny, gdzie ładnie ubrani ludzie przychodzą, żeby ze sobą porozmawiać, sprzedawcy wyciągają swoje obwoźne stragany i oferują owoce morza, chłopcy skaczą do wody o zachodzie słońca – innymi słowy jest pięknie, wyjątkowo i malowniczo. Gdyby jednak skręcić nie w prawo, ale pójść trzysta metrów w lewo, można zobaczyć zupełnie inny Zanzibar. To miejsce, gdzie ludzie ciężko pracują, gdzie odbywa się załadunek i wyładunek węgla drzewnego, gdzie czeka się na rybaków, którzy wracają z połowów. Tam czuć pot, jest glina i błoto. To zupełnie inna strona raju. Ale przecież historia jest jedna – o Zanzibarze. Każdy może opowiedzieć swoją i każda z nich będzie prawdziwa. Żyjemy w dualnym świecie, chrześcijaństwo również opiera się na walce dobra ze złem. Podobnie jest w fotografii – możemy opowiedzieć wszystko, ale każde zdjęcie może mieć inne zabarwienie i to autor decyduje o tym, jaki świat chce pokazać.
Jest pan laureatem nagrody Viva Photo Awards 2018. Czy zmieniła ona pańską optykę, jeśli chodzi o fotografowanie?
Nie, zupełnie. Nie umiem jeździć bez aparatu, fotografuję wszystko, co mnie natchnie, wzruszy, co wydaje mi się piękne. Nagrodę uznaję za wyróżnienie, ale też widzę w niej palec Boży, popychający w pewnym kierunku i potwierdzenie, że idę w dobrą stronę.