Po tragicznej w skutkach burzy na Giewoncie, do której doszło 22 sierpnia, w opinii publicznej zaczęły się pojawiać domysły na temat jej przyczyn. Niektórzy upatrują ich w metalowym krzyżu, który na „Śpiącym Rycerzu” stoi od ponad 118 lat.
Jak po każdej tragedii, naturalną reakcją jest próba znalezienia jej przyczyn, wskazania winnych i za nią odpowiedzialnych.
Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. Być może przyczyni się do weryfikacji procedur wstępu na Giewont czy obniżenia progów dla alertów burzowych w górach.
Krzyż na Giewoncie
Po wypadku na Giewoncie wśród komentarzy przeczytać można zarzuty, że do śmierci pięciu osób (czterech po polskiej i jednej po słowackiej stronie) i ranienia wielu innych przyczynił się stojący na szczycie metalowy krzyż. Co śmielsi w opiniach i postulatach żądają demontażu tego symbolu.
Krzyż zamontowali parafianie z Zakopanego 19 sierpnia 1901 roku z inicjatywy ówczesnego proboszcza ks. Kazimierza Kaszelewskiego. Miał to być wyraz upamiętnienia 1900. rocznicy narodzin Chrystusa. Instalacja przyciąga nie tylko turystów, ale także i wiernych (co roku 19 sierpnia organizowana jest pielgrzymka na szczyt). Krzyż wpisany jest również do rejestru zabytków.
O dziejach tego chrześcijańskiego symbolu oraz o tym, jak znalazł się na Giewoncie, przeczytać można w artykule Karola Wojteczka – dostępny jest TUTAJ.
Taternik: pioruny biją wszędzie
Niebezpiecznie jednak dyskusja na temat krzyża na Giewoncie przestała traktować o faktach, naukowo potwierdzonych zjawiskach, a stała się zaczynem ideologicznych sporów.
Szczęśliwie głos w debacie zabrali w końcu także i eksperci. Swoimi komentarzami, wiedzą i doświadczeniem podzielili się: taternik, ratownik, speleolog i przewodnik górski Apoloniusz Rajwa oraz fizyk i popularyzator nauki dr Tomasz Rożek.
Apoloniusz Rajwa w rozmowie z „Gościem Niedzielnym” stwierdził:
Wiem, że teraz ludzie będą mówić, że pioruny biją w krzyż, ale to nie jest prawda.
W rozmowie z dziennikarką Magdaleną Dobrzyniak przyznał rzeczywiście, że metalowa konstrukcja sprawia, że są tam częstsze wyładowania, jednak potem skonstatował:
Ale pioruny biją wszędzie. Mam zdjęcie, na którym widać trzy pioruny, które uderzyły w Giewont i tylko jeden trafił w krzyż. Jeden w tym samym czasie uderzył w grań długą Giewontu, a ten trzeci w jego dolne partie.
Zdaniem Apoloniusza Rajwy niebezpieczny jest nie tyle krzyż, co raczej znajdujące się poniżej klamry i łańcuchy. Wszystko dlatego, że ładunek elektryczny „schodzi do nich” po mokrej skale.
Rajwa odniósł się także do nieprawdziwego stwierdzenia, jakie podobno pojawiło się w mediach czy mediach społecznościowych. Chodzi o zdania głoszące, że „większość wypadków śmiertelnych na Giewoncie” było spowodowanych piorunem. Taternik zaprzecza temu i przedstawia statystyki.
Analizując 100-letni okres istnienia krzyża na Giewoncie (od 1901 do 2001) zanotowano 67 wypadków śmiertelnych, spośród których 5 spowodowanych było rażeniem pioruna (choć oczywiście liczba porażeń była większa).
Jak czytamy w „Gościu Niedzielnym”, taternik apeluje do wspinaczy o zdrowy rozsądek.
Nie można przesadzać i ogłaszać, że Giewont jest niebezpieczny, bo stoi tam krzyż – zaznaczał Rajwa.

Czytaj także:
Droga krzyżowa na Giewont. Zdjęcia z niezwykłego nabożeństwa
Fizyk: krzyż działa jak piorunochron
Podobnego zdania jest fizyk dr Tomasz Rożek, który zabrał głos w swoich kanałach społecznościowych.