separateurCreated with Sketch.

Jezu, spójrz na mnie z Twojego krzyża! Spójrz na mnie na moim krzyżu biedy i bezradności

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Bywa, że czujemy się nadzy, niezaradni, śmieszni, ledwie wiążemy koniec z końcem. Czujemy się trybikami w przerażającej maszynerii zwanej rzeczywistością. Ale liczymy się dla Niego. Czy to coś zmienia? I jak zmienia? Nauka pasyjna na 5. piątek Wielkiego Postu.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Bywa, że czujemy się nadzy, niezaradni, śmieszni, ledwie wiążemy koniec z końcem. Czujemy się trybikami w przerażającej maszynerii zwanej rzeczywistością. Ale liczymy się dla Niego. Czy to coś zmienia? I jak zmienia? Nauka pasyjna na 5. piątek Wielkiego Postu.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Ogołocił samego siebie

„To samo usposobienie niech będzie w was, co i w Pomazańcu Jezusie. On, będąc w postaci Boga, nie uznał bycia równym Bogu za grabież, ale sam pozbawił się znaczenia, przyjąwszy postać niewolnika. Stał się podobny do ludzi. A dla swojej postaci uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej” (Flp 2,5-8).



Czytaj także:
Nasze krzyże przykrości, upokorzenia i wstydu. Stań przy Jezusie i módl się tymi słowami

Tekst ten nazywa się często „hymnem o kenozie”. Grecki czasownik „ekenosen”, którego użył apostoł, najczęściej bywa tłumaczony jako „uniżył się”, lecz dosłownie oznacza tyle, co „pozbawił się znaczenia” lub wręcz „uczynił się pustym”.

Te dosłowne znaczenia kluczowego dla całego utworu słowa podpowiadają nam niewątpliwie dwa podstawowe wymiary uniżenia się Chrystusa. Są nimi: po pierwsze – Jego ogołocenie i wynikające zeń radykalne ubóstwo („uczynił się pustym”); po drugie – ograniczenie swojej wszechmocy, rezygnacja z siły i poddanie się ludzkim ograniczeniom („pozbawił się znaczenia”).

 

Jesteśmy nadzy i bezimienni

„Jesteśmy nadzy i bezimienni. Dopiero śmierć nada naszemu życiu właściwie imię. Nowe imiona dla wszystkiego. I tymi imionami będą wzywane wszystkie popioły” – śpiewają w poruszającej modlitwie mnisi w genialnym dramacie Romana Brandstaettera „Dzień gniewu” (niedawno udanie zaadaptowanym przez Teatr Telewizji – wspomniana modlitwa zaczyna się 30:20).

Nadzy i bezimienni. Czy to nie o nas? Czy to nie zwięzły a trafny opis tego, jak nieraz się czujemy? Czy to nie treściwa diagnoza naszej życiowej kondycji?

Jesteśmy nadzy, biedni, ubodzy. Tyle nam brakuje. Materialnie, intelektualnie, emocjonalnie, moralnie, duchowo. Brakuje nam pieniędzy, ledwie wiążemy koniec z końcem. Nie stać nas nieraz na rzeczy potrzebne. Na tak niewiele możemy sobie pozwolić. Nie jesteśmy w stanie zapewnić naszym bliskim tego, co im niezbędne do życia i rozwoju.

Brak nam środków, ale i brak sił, możliwości, zdolności, talentów. Bywa, że naprawdę czujemy się jak nadzy, upokorzeni swoją biedą, niezaradni, śmieszni z powodu tego, czego nie mamy, czego nie jesteśmy w stanie zdobyć. To tysiące sytuacji.

Rodzice, których nie stać na edukację swoich dzieci, nie wspominając o wakacjach czy porządnych nowych ubraniach, wykończeni nadgodzinami, by starczyło choć na to, co absolutnie niezbędne. Ludzie, którzy zawsze kupują najtańsze jedzenie, a przed pierwszym nie mają nawet specjalnie po co zaglądać do lodówki. Młodzi i starsi, którzy mogą choćby pomarzyć o własnym „kącie”, póki nie uwikłają się w kredyt na dekady. Emeryci, którzy w aptece przy płaceniu ciągle muszą mówić „jednak bez tego”. A to „tylko” biedy materialne. Tak naprawdę, ilu ludzi, tyle bied.

Jesteśmy też bezimienni, a więc bez znaczenia. Nie liczymy się. Nie potrafimy postawić się życiu, postawić w życiu na swoim. Brak nam siły, „przebicia”. Wydarzenia, sprawy przerastają nas i niosą ze swoim nurtem. Nikt nie słucha naszego zdania. Nikogo nie obchodzą ani nasze poglądy, ani nasze pragnienia, ani nawet uczucia.

Na tak niewiele rzeczy mamy jakikolwiek realny wpływ. Czujemy się trybikami w przerażającej maszynerii zwanej rzeczywistością, która niechybnie i bez zbędnych wzruszeń wypluje nas na margines lub po prostu zmiażdży, jeśli przestaniemy za nią nadążać. Niewolnicy. Bardziej rzeczy niż ludzie. W społeczeństwie, w pracy (nawet na eksponowanych stanowiskach), a nieraz i we własnym domu.



Czytaj także:
To jest nasz sposób, by powiedzieć Jezusowi: Kocham Cię! Małe krzyże wyrzeczeń i ich plony

 

Bóg kiedyś stał się jednym z nas

Owszem. Powyższy opis jest dość pesymistyczny. Nawet bardzo. Ale przecież nieraz tak właśnie się czujemy, nawet jeśli nie wszystkie opisane sytuacje dotykają nas osobiście. I w to wszystko właśnie wszedł Jezus Chrystus, stając się jednym z nas – „by nas przemienić w siebie”, jak mówi dziecięca piosenka religijna.

Wszedł w to wszystko. W swojej męce zszedł na dno każdej ludzkiej biedy (odarty z szat i nagi), każdego ludzkiego poniżenia i bezsilności (unieruchomiony na krzyżu i wyszydzony). Umarł. Jego ciało zostało „wydane” bliskim jak przedmiot i pogrzebane w ziemi – martwa rzecz, niezdolna do samostanowienia.

Ale i zmartwychwstał. Zmartwychwstał, aby wszystko w sobie odnowić. Aby to, co ludzkie raz na zawsze wyrwać wszystko pochłaniającej i wszystkiemu odbierającej znaczenie śmierci.

I dlatego my możemy nasze biedy (każdego rodzaju) i naszą bezradność, i naszą bezsilność przeżywać już nie tylko jako odczłowieczający nas absurd, ale jako krzyż. Czy od tego głodnemu przestanie skręcać kiszki? Czy od tego sponiewieranemu życiem zrobi się lepiej? Czy to coś zmienia?

Nic nie zmienia i zmienia wszystko. Tak jak obecność ukochanej osoby w chwili tragedii. Nie zmienia okoliczności zewnętrznych – nieraz naprawdę dramatycznych i bez wyjścia. Ale zmienia nas, choć być może nadal jesteśmy głodni i bezsilni. Być może nadal nie liczymy się dla świata.

Ale liczymy się dla Niego. Czy to coś zmienia, że dla kogoś naprawdę się liczysz? Czy to coś zmienia, że liczysz się dla Twojego Boga?


CIERPIENIE
Czytaj także:
„To wola Boża”. „Cierpienie uszlachetnia”. A skąd ta pewność? Krzyż cierpienia, który może być zbawienną kładką

 

Pomódl się

Panie Jezu, Ty sam wybrałeś biedę, ubóstwo, bezsilność. Sam chciałeś „nie liczyć się” w oczach świata. Od żłobu po krzyż i grób stałeś się nikim – dla mnie.

Ja także czuję się nikim, kiedy… [powiedz Mu kiedy tak się czujesz; wobec czego].

Brakuje mi… [powiedz Mu konkretnie i bez wstydu, czego ci brak; w co jesteś biedny]

Spójrz na mnie, Jezu, z Twojego krzyża. Spójrz na mnie na moim krzyżu biedy i bezradności. Spójrz na mnie, jak spojrzałeś na Dobrego Łotra i daj mi usłyszeć to, co on usłyszał: „Dziś ze mną będziesz w raju”. Dziś. Z Tobą. Jestem. Dziś jestem z Tobą.

Jeśli możesz, jeśli taka jest Twoja wola, jeśli to nie zaszkodzi mojemu i innych zbawieniu – daj mi siłę zmienić to, co mogę zmienić i sam zmień to, czego ja nie potrafię. Ale jeśli nie – jeśli nadal mam pozostać biedny i bezradny – daj mi tylko pewność, że dziś jestem z Tobą; że Ty dziś w tym wszystkim jesteś ze mną; że mnie kochasz; że dla Ciebie się liczę; że w Twoich oczach zawsze mam wartość; że moim bogactwem i wartością jest Twoja miłość do mnie. Za nic. Amen.



Czytaj także:
My też słyszymy głosy: „Zejdź z krzyża!”, ale nie schodzimy. Nauka pasyjna na 1. piątek Wielkiego Postu