Mój chrzestny ojciec był w latach 50. więziony przez komunistów. Chwile wytchnienia dawało mu – notabene niedozwolone – majsterkowanie. A było nim rzeźbienie w kości zwierzęcej, którą potajemnie dostawał z kuchni więziennej i w której aparatem do borowania zębów rzeźbił. Tak powstał m.in. ten krzyżyk.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Miałam wspaniałego ojca chrzestnego. Był nim brat mojej Mamy, Mikołaj Nowina Konopka. Mieszkał ze swoją rodziną w Katowicach, ale był bardzo częstym gościem u nas w Krakowie. Z dziesięciorga rodzeństwa myślę, że właśnie Wujcio Miłek – jak go nazywaliśmy w rodzinie – i moja Mama byli najbardziej zżyci. A ja Go uwielbiałam. Był dla mnie wzorcem pod każdym względem, nieszczędzący nagany, kiedy na nią zasłużyłam, ale zawsze z wyrozumieniem dla moich dziecięcych i młodzieńczych wybryków i co ceniłam najbardziej, w naszych rozmowach traktowaniem mnie równym sobie.
Mój chrzestny ojciec był w latach 50. więziony przez komunistów. Z opowiadań pamiętam, że był – przez swoją niezłomną postawę – bardzo ceniony przez współwięźniów. W strasznych warunkach, torturowany, nigdy nie tracił nadziei. Chwile wytchnienia dawało mu – notabene niedozwolone – majsterkowanie. A było nim rzeźbienie w kości zwierzęcej, którą potajemnie dostawał z kuchni więziennej i w której aparatem do borowania zębów rzeźbił.
I tak powstał miedzy innymi parocentymetrowy krzyżyk z Panem Jezusem, który dostałam od niego po powrocie z więzienia. Nie doceniałam wtedy tego daru, ale przechowywałam z namaszczeniem. Jego tragiczna śmierć w katastrofie kolejowej w 1962 roku, którą osobiście bardzo przeżyłam, przerwała naszą ziemską przyjaźń. Jego osoba na zawsze pozostawiła w moim życiu przekonanie, że Bóg, Honor i Ojczyzna są wartościami niepodważalnymi, a rodzina jest wspólnotą Dobra.
Lata mijały, szkoły, studia, 15 czerwca 1968 roku w Krakowie wyszłam za Jacka Mycielskiego, rok potem urodził nam się Maciek. Mój mąż był szykanowany przez Urząd Bezpieczeństwa – łącznie z sugestią zagrożenia życia mojego i naszego dwuletniego synka – co spowodowało, że postanowiliśmy jak najszybciej uciec. Dzięki Opatrzności Bożej 10 czerwca 1971 roku, w święto Bożego Ciała, udało nam się opuścić Polskę. Naszą pierwszą przystanią była część flamandzka Belgii, gdzie znaleźliśmy pracę i choć z dala od naszych rodziców i rodzeństwa, spokojnie mogliśmy „uwijać” nasze nowe rodzinne gniazdko.
I tam, 16 października 1978 roku, wpatrzeni w telewizor, oczekiwaliśmy wyboru następcy św. Piotra. Trudno opisać naszą euforię w momencie wypowiedzenia słynnego zdania: “Habemus papam… Carolum Wojtyla…”. Łzy radości płynęły po naszych policzkach. Pan Bóg łaskaw.
Na Boże Narodzenie otrzymaliśmy te oto wzruszające dla nas życzenia.
13 maja 1981 roku – via media – dowiedzieliśmy się o tragedii na placu św. Piotra. Brak słów, przerażenie i powtarzające się pytanie: dlaczego?
Parę dni później spotkaliśmy u naszych belgijskich przyjaciół państwa Mieczysława i Charlotte de Habicht. Naturalnie głównym i w zasadzie jedynym tematem podczas tego spotkania była troska o Ojca Świętego. Podczas rozmowy okazało się, że następnego dnia pp. de Habicht mieli polecieć do Rzymu, ażeby być jak najbliżej Jana Pawła II, którego dobrze znali.
Przez nasze głowy jak błyskawica przeleciała myśl, ażeby skorzystać z tej okazji i przesłać Ojcu Świętemu ten mój nadzwyczajny krzyżyk. Krzyżyk, który w czasach bolszewickiej katorgi był dla mojego ojca chrzestnego dowodem niezachwianej miłości do Pana Jezusa i wotum zaufania w miłosierdzie, a dla mnie relikwią. I tak też się stało. Dzięki uprzejmości Mieczysława i Charlotte nasz prezencik poleciał do Watykanu.
A my każdego dnia wyczekiwaliśmy wiadomości o stanie zdrowia z nadzieją, że wszystko będzie dobrze. Wierzyliśmy, że Matka Boska Fatimska uratuje Ojca Świętego.
Parę miesięcy później dostaliśmy list, w którym znajdowało się zdjęcie Ojca Świętego z odręczną dedykacją na nim:
cum benedictione Joannes Paulus … II 13.9.1981
i liścik (Freibourg, 14.9.81) od Charlotte. Cytat:
Nie znam dalszych losów mojego krzyżyka.
Oprawione zdjęcie Ojca Świętego wisi w naszym salonie (mieszkamy teraz w Toskanii). Za każdym razem, gdy mój wzrok pada na tę dla nas wyjątkową pamiątkę, powracają też wspomnienia o krzyżyku. Jezu ufam Tobie.
Jolanta Mycielska, 13 maja, 2020 Casale Marittimo (I)
Czytaj także:
“Marianku, a ostrzygłbyś mnie, żebym jakoś na tym konklawe wyglądał” – poprosił mnie Karol Wojtyła [wspomnienie]
Czytaj także:
10 najważniejszych lekcji Jana Pawła II. Wciąż do odrobienia…
Czytaj także:
Ach, ta młodzież! O porozumieniu między pokoleniami