Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Tym rzecz jasna nie zawsze byli w stanie pomóc wiedźmini, i wówczas jedyne, co biednym chłopom pozostawało to recytacja „Pod Twoją obronę...” bądź... celny cios kłonicą w rogaty czerep. Szczególnie głośne takie starcie rozegrało się w początkach XIX w. pod Łęczycą, wówczas pozostającą pod zaborem Prus.
Ziemia łęczycka znana jest w ludowych podaniach jako obszar szczególnej aktywności najsłynniejszego bodaj „polskiego” diabła – Boruty (rezydującego rzekomo na miejscowym zamku). W czasach tu opisywanych, jakoby pozostając w spisku z ciemiężącym ludność zaborcą, miał on (czy to pod postacią rannej zwierzyny, czy też zbłąkanego mnicha) wodzić wracających z przymusowej roboty chłopów po okolicznych mokradłach, uniemożliwiając im powrót do domów.
Razu jednak pewnego przyszło borowemu czartu trafić na Stacha z podłęczyckiej wsi Topola. Chłop był to pobożny i, jak wyraźnie zaznaczają XIX-wieczni bajowie, „zawsze trzeźwy”. Gdy ciągnące jego powóz szkapiny uskoczyły nagle z przerażeniem przed majaczącym w leśnej gęstwinie cieniem, a mgliste powietrze przeszył ostry, diaboliczny śmiech, Stacho wnet domyślił się, z jakim to adwersarzem ma do czynienia.
Dowcip Boruty?
Dla potwierdzenia jednak, i nie chcąc skrzywdzić (hmmm... Bogu ducha winnego?) jakiego innego licha, chłop zapytał: „W imię Ojca i Syna! Czy Ty bies Boruta?”. „Ja – ja!” – dało się słyszeć w odpowiedzi. Nie zastanawiając się dłużej Stacho pochwycił kłonicę z wywróconego powozu i zdzielił nią diabła z całej siły po rogatym łbie. Ku zaskoczeniu mężczyzny, znienawidzony przez łęczyckich kmieci bies padł po jednym ciosie nieżywy.
Nie dowierzali stachowemu wyczynowi chłopi w topolańskiej karczmie. Gdy jednak przyszło do świtu, ruszyli gromadą na wskazane przez naszego bohatera miejsce, by naocznie przekonać się, że, wbrew ich obawom, czarcie truchło dalej leży w miejscu napaści na Stacha. Bojąc się podejść bliżej, z daleka jedynie wskazywali sobie widoczne przy ciele zarysy ogona, kopyt i rogów, a nawet... nietoperza, który stanowić miał nakrycie głowy powalonego nieszczęśnika.
Kiedy jednakże topolańscy chłopi dotarli na robotę do Łęczycy, wnet dosięgła ich wieść o... zaginięciu przybyłego tu pruskiego inżyniera Regierunsgratha, który sprowadzony został dla zaprojektowania w tych stronach sieci melioracyjnej. Tak to nasz biedny Stacho (jego kompani również) z pogromcy demonów został w kilka godzin zdegradowany do rangi mordercy, podejrzewanego w dodatku o motywy polityczno-niepodległościowe.
Ku jednak zaskoczeniu Prusaków za chłopem wstawiła się cała (nomen omen) rzesza łęczycan, zgodnie zeznających przed sądem o dręczącym okoliczne wsie diable, przed którym muszą strzec oni swych domostw. O dziwo, pruski sąd uległ finalnie pod bezmiarem tych opowieści i w ten oto sposób dzielny Stacho, któremu groziła nawet kara śmierci, skazany został jedynie na kilka tygodni aresztu za zabójstwo w obronie własnej. Co chyba uczy nas, że w podobnych sytuacjach lepiej jednak za oręż obrać „Pod Twoją obronę...”.