Kiedy stanie się coś złego, nie możemy cofnąć czasu, ale jak potem żyć w spokoju ducha?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Kilka miesięcy temu nasze dzieci zaczęły wyciągać stare kasety wideo, które trzymamy pod telewizorem. Ponieważ podczas pandemii spędzamy więcej czasu w domu, świetnie się bawimy, oglądając wideo z wczesnych lat dzieci i przeżywając na nowo wiele różnych wydarzeń.
Pewnego dnia dzieci postanowiły obejrzeć taśmę z czerwca 2010 r. – z miesiąca, gdy nasze najstarsze (bliźnięta) Zach i Emma skończyły cztery lata. Od razu zorientowaliśmy się z żoną, że to nagranie z chwil, których nie zapomnimy do końca życia.
Niebezpieczny wypadek
20 czerwca tamtego roku nasza córka Emma dostała to, co każde 4-letnie dziecko chce na urodziny: trepanację czaszki i siedem nowych tytanowych płytek na czole. Jechaliśmy rowerami ścieżką wzdłuż rzeki, gdy nagle Emma zjechała w dół trawiastym wąwozem i trafiła głową w kamienne utwardzenie skarpy, po czym wstała z dziurą w czole, bo jeden z kamieni przebił jej czaszkę tuż pod kaskiem. Ponieważ widać było mózg, a Emma obficie krwawiła, nie wiedzieliśmy, czy sekundy nie dzielą nas od odejścia córki.
Jednak w cudowny sposób, zaledwie cztery dni później, wyszliśmy ze szpitala dziecięcego w Cincinnati z córką nie tylko żywą, ale mówiącą i chodzącą tak, jak przed wypadkiem. Miała oczy jak szop pracz (z powodu obrzęku), a na głowie ogromny opatrunek, ale była już na szybkiej drodze do najbardziej nieprawdopodobnego wyzdrowienia. Stwierdzenie, że był to cud, podkreśla tylko wszystkie niezwykłe rzeczy, które miały miejsce, biorąc pod uwagę, jak straszny był to wypadek.
10 lat później
Dziś, prawie 10 lat później, nie pamiętaliśmy już, że – przed nagraniami ze szpitala i z pierwszych dni w domu – na taśmie był też krótki filmik z poranku przed wypadkiem. Został nakręcony na naszym podjeździe i wyglądał jak zwykły weekendowy dzień rodziny przygotowującej się do wspólnej wycieczki. Emma i Zach kręcili się na rowerach przy garażu, podekscytowani rozmawiali o naszej wyprawie na ścieżkę wzdłuż rzeki, na którą mieliśmy ruszyć niecałą godzinę później. Oglądając wideo, moja żona Amy i ja nie wiedzieliśmy, co powiedzieć, ale wiedzieliśmy, co zaraz się wydarzy.
Poczułem nagle instynktowną potrzebę obrony. Chciałem porozmawiać z tymi ludźmi (nami) na ekranie i ostrzec ich przed najstraszniejszym dniem w całym ich życiu. Ale siedząc z dziećmi w salonie, mogliśmy tylko oglądać nagranie do końca.
Kilka tygodni później nadal pełen byłem sprzecznych myśli i emocji. Byłem pewien, że gdybym mógł porozmawiać z moim młodszym sobą, powiedziałbym mu, żebyśmy zostali w domu. I mówię to, wiedząc, że lekcje, które odrabialiśmy w ciągu tygodni i miesięcy po wypadku, zmieniły nas w głęboki i znaczący sposób… Lekcje świadomości, wdzięczności, uważności, siły i wielu innych rzeczy. Ale wszystko to nie miałoby dla mnie znaczenia, gdybym wiedział, że Emma uniknie bólu i traumy, których doświadczyła ona i my jako jej rodzice.
Jednak prawdą jest również, że to, co mogło stać się ponownym traumatycznym doświadczeniem wypadku, nigdy nie miało miejsca. Sceptyk mógłby powiedzieć, że to dlatego, że nasza córka żyje i wspaniale się rozwija. Może i racja. Ale wiele osób wraca do zdrowia (lub widzi rekonwalescencję bliskich) po przerażających wydarzeniach, a trauma i lęk długo nie ustępują. Jednak na długo przed pierwszą rocznicą wypadku Emmy trauma zniknęła, zastąpiona spokojem, który nigdy nas nie opuścił. Dlaczego?
Zaufaliśmy Bogu
Ludzie mówią, że „nic nie dzieje się bez powodu”. Zwykle się zgadzam, ale w innym sensie. Czasami wydaje się, że Bóg sprowadza na nas zdarzenia, których sami nigdy byśmy nie wybrali, bo musimy wzrastać. Ale ja za „powód” uważam raczej to, że my, ludzie, napotykamy naturalne prawo Boże (lub innych ludzi), a wydarzenia dzieją się swoją koleją. Bóg pozwolił Emmie na ten wypadek (ponieważ zadziałało naturalne prawo, a Bóg go nie odwrócił), a później sprawił, że wszystko potoczyło się dla większego dobra – co z pewnością zrobił.
Jakkolwiek by to wyjaśniać – gdy zdarzy się coś złego, nie mamy wyboru, nie możemy cofnąć się i uniknąć grożącego nam niebezpieczeństwa. Gdyby życie było jak domowe wideo, odtwarzane po latach, moglibyśmy zareagować na nadchodzące zagrożenia.
Bez względu na to, co się stało, zawsze pozostaje pytanie: „Dokąd to mnie prowadzi?”. Jeśli do nieustającej traumy, musimy szukać pomocy i wyleczyć się. Ale jeśli do wzrastania i formacji – być może powinniśmy uznać, że czasami lepiej, że jakieś zdarzenie miało miejsce. A my powinniśmy po prostu dać z siebie wszystko, ufając Bogu.
Czytaj także:
Słowami tej modlitwy Chiara Corbella i jej mąż Enrico codziennie zawierzali siebie Maryi
Czytaj także:
10 sposobów na to, jak pielęgnować życzliwość w rodzinie